Olek Wojciechowski

Gorący temat to oczywiście wybór nowego prezydenta miasta Tczew. Dobrą wiadomością jest fakt, iż dotychczasowy prezydent pan Pobłocki, który moim zdaniem był bardzo słabym prezydentem, odchodzi do historii ze skrajnie słabym wynikiem tylko ok. 33%. Wybory wygrywa pan Łukasz Brządkowski otrzymując ponad 66% głosów. Wydawać by się mogło, iż jest to spektakularny sukces.

Ostatnia prosta wyborów samorządowych w Tczewie, jak do tej pory nie przynosi nic interesującego. Dogrywka o fotel prezydenta również sprawia wrażenie misia wybudzonego ze snu zimowego. W zasadzie odzwierciedla stan miasta, czyli stagnację.

Już widać, że okres przedwyborczy zbliża się wielkimi krokami. Niektórzy mam takie wrażenie, już rozpoczęli kampanię wyborczą, aczkolwiek pod przykrywką troski o społeczność lokalną i jej sprawy.

Ponieważ przed nami wybory samorządowe postanowiłem wrócić do zdarzenia, które miało miejsce przed wyborami samorządowymi kilka lat temu. Otóż grupa mieszkańców Tczewa zorganizowała akcję plakatową na słupach ogłoszeniowych. Plakaty nienaruszające uczuć religijnych, nieprzedstawiające treści wulgarne, itd.. Na plakatach widniała informacja dotycząca zarobków kilku prominentnych urzędników samorządowych, opłacanych z naszych podatków czy innych danin.

Podczas długiej nieobecności pana prezydenta Pobłockiego postanowiłem wrócić do sesji Rady Miejskiej z nadzieją, że spowoduje to jakieś zmiany w narracji i funkcjonowaniu rady. Niestety moja naiwność i wiara w jakieś zmiany, przerosła skostniały realizm. Nic się nie zmieniło, pan prezydent Pobłocki może spać spokojnie żadnej rewolucji nie będzie, Tczew cały czas na kierunku głębokiej stagnacji.

To co dzieje się obecnie i będzie się działo przez najbliższe lata na polskiej i europejskiej scenie politycznej będzie miało daleko idące konsekwencje dla każdego z nas. Polacy, jako sąsiedzi kacapskiego kraju doskonale zdają sobie sprawę, co to znaczy komunizm, niestety nie wszyscy.

Zbliżające się wybory samorządowe to doskonały okres na przypomnienie mieszkańcom Tczewa, jakimi prowizorkami i bublami „karmią” nas włodarze. Niezmiennie będę twierdził, iż Tczew to miasto o wielkim potencjalne, niestety w coraz głębszej stagnacji od wielu lat. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest zapewne wiele, jednak osobiście uważam, że dwie są podstawowe.

W ferworze bezpardonowej walki politycznej podczas kampanii wyborczej oraz samych wyborów umykają nam bardzo ważne zdarzenia mające miejsce na poziomie lokalnym, a takie miały miejsce w Tczewie. Ściślej mówiąc chodzi mi o sprawy, które miały miejsce w Starostwie Powiatowym w Tczewie.

Emocje wyborcze pomału opadają. Jednak to, co nas chyba czeka, jeżeli potwierdzą się wyniki, może być wielkim wstrząsem szczególnie dla pokolenia, które nie ma pojęcia, co to komuna, a wartości takie jak wspólnota narodowa, to coś abstrakcyjnego. Czy mnie to martwi? Z jednej strony tak, ponieważ z trudem odbudowywana tożsamość narodowa po okresie komunizmu, jak widać ma małą wartość dla części społeczeństwa.

Poruszając się po mieście odnoszę wrażenie, iż odbywa się na wielką skalę jakaś kampania reklamowa producenta banerów. Jednak po wielkim skupieniu i przyjrzeniu się szczegółowo treściom zawartym na tych banerach doszedłem do wniosku, że to jednak element kampanii wyborczej. Dla wyborców niewiele z nich wynika, ponieważ trudno oddać głos na nazwisko i jakąś facjatę. O program wyborczy bardzo trudno w kręgu totalnej opozycji, a tym bardzie wśród lokalnych kandydatów, którzy moim zdaniem pełnią głównie rolę wypełniaczy na listach wyborczych, a ich program to po prostu ***** *** - czyli wielkie nic. Oczywiście opozycja jest potrzebna, jednak konstruktywna, proponująca jakieś alternatywne rozwiązania, niestety taka obecnie nie istnieje.