- Ponad 3 tysiące punktów zdobytych przez pana w naszym plebiscycie to z pewnością nie tylko zasługa samej rodziny. Domyśla się pan, kto jeszcze wysyłał kupony i smsy?
- Zacznę od tego, że już samo wyróżnienie mojej osoby przez redakcję w postaci znalezienia się w plebiscytowej, tak znamienitej „30”, było dla mnie dużym zaskoczeniem. Publikowane co tydzień aktualne wyniki konkursu dawały mi dużo do myślenia. W pierwszym tygodniu nawet nie zauważyłem strony z plebiscytem, bo za bardzo nie przywiązywałem do niego wagi. Ale gdy znajomi informowali mnie, że jestem już na trzecim, a potem na pierwszym miejscu, zacząłem się uważniej przyglądać. Było mi miło, że czytelnicy i społeczeństwo miasta w tak pozytywny sposób odbierają moją działalność. Zaskoczeniem był fakt, że wyprzedziłem obecnego i byłego prezydenta, byłego starostę, czy byłych posłów. Końcowy wynik przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Wiem, że „kampania” na rzecz mojej osoby trwała na stronach internetowych Unii Tczew oraz sekcji regionalnej i krajowej NSZZ „Solidarność”. Otrzymywałem sms-y od przyjaciół i znajomych, którzy pisali w nich, że nie tylko głosują na mnie, ale namawiają do tego swoich znajomych i życzą zwycięstwa. To było bardzo nobilitujące.
- Swoje zwycięstwo zadedykował pan ks. prałatowi Stanisławowi Cieniewiczowi. Wspomniał pan też o śp. Macieju Płażyńskim, wojewodzie gdańskim i marszałku Sejmu. Dlaczego wyróżnił pan akurat te dwie postacie?
- Nie byłoby mnie, może nie byłoby i „Gazety Tczewskiej”, gdyby nie ks. Cieniewicz. W Tczewie wiele rzeczy zaczęło się od niego, jak budowa kościoła na Suchostrzygach, gdzie po stanie wojennym opozycja miała swoje miejsce na spotkania. Ks. dziekan był naszą duchową ostoją, wspierał tych, którzy w tamtym czasie byli szykanowani lub internowani przez władze. Była to pomoc duchowa, ale także materialna, o czym trzeba pamiętać. Zawsze podkreślam, że od kiedy poznałem Macieja Płażyńskiego w 1996 r., jest on dla mnie autorytetem. Pamiętam, jak pomagaliśmy mu wspólnie ze środowiskiem „Gazety Tczewskiej” w kampanii wyborczej, podczas której zebrał najwięcej głosów w całym kraju i został marszałkiem Sejmu. Byliśmy bardzo szczęśliwi, bo dołożyliśmy do tego zwycięstwa cząstkę siebie. Tak zaczęła się nasza przyjaźń. Nigdy nie zapominał o Tczewie, uczestniczył tu m. in. w mszach św. za kolejarzy w kościele św. Józefa. Gdy był wicemarszałkiem Senatu byłem jedną z nielicznych osób, które co wtorek rozmawiały u niego o obecnej sytuacji w kraju. Poprzez „Wspólnotę Polską”, której Maciek był prezesem, jej tczewskie koło wspierało inicjatywę organizowania wakacji dla dzieci z polskich rodzin mieszkających w krajach b. ZSRR. Maciej Płażyński wiele mnie nauczył, wiele drzwi mi otworzył.
- Jaki był pana pierwszy kontakt z „Gazetą Tczewską”?
- Był to grudzień 1982 r., rocznica wprowadzenia stanu wojennego, a więc też data ukazania się pierwszego numeru „GT”, kiedy w moje ręce trafiła wtedy jako „bibuła” przed Sylwestrem. Otrzymałem ją od śp. Zdzisława Jaśkowiaka. Starszy ode mnie Zdzisiu przewija się w moim życiu od 1981 r. Uczestniczył w organizowaniu tczewskiego podziemia, kiedy my – młodzi gniewni – byliśmy „żołnierzami” Solidarności. Im też, często bezimiennym i zapomnianym, dedykuję moją nagrodę. Jaśkowiak wraz z rodziną Zbyszka Kończewskiego, w czasie gdy byłem aresztowany od sierpnia do grudnia 1983 r., wspierał materialnie moich rodziców. Pomagał nam też ks. prałat Henryk Jankowski, załatwiając obrońców przed sądem. Także dzięki Zdzisiowi zaczęła się moja kariera związkowa i polityczna w AWS, kiedy w 1998 r. zostałem radnym powiatowym. Zawsze mile i z ogromnym szacunkiem będę też wspominał dr Lucję Wydrowską – Biedunkiewicz.
- Można powiedzieć, że „Gazeta Tczewska” przewija się w tle pana życia od swojego początku, od 30 lat. W jaki sposób udaje się panu pogodzić pracę z działalnością związkową i społeczną?
- Doba ma 24 godziny i trzeba umieć je wykorzystać. Ale odbywa się to kosztem rodziny. Dlatego chciałbym podziękować żonę, dzieciom i wnuczce oraz rodzicom, że są wobec mnie wyrozumiali. Nie wypominają, że brakuje mnie często w domu, także w weekendy. To, co robię, to mój konik, moja pasja. Nie potrafię usiedzieć w jednym miejscu, co chwilę wyznaczam sobie cele do osiągnięcia.
- Czy w swojej działalności jest sfera, z której jest pan najbardziej dumny? Która przynosi najwięcej satysfakcji?
- Wszystko co robię, a co udaje się pozytywnie załatwić, z tego jestem bardzo zadowolony. Przeżywam porażki, które też się zdarzają, ale staram się „nadrabiać” kolejnymi sukcesami, niekoniecznie swoimi, bo bardzo cieszą mnie udane wyniki zawodników mojego klubu, uratowanie i postawienie na węźle komunikacyjnym parowozu, czy wydanie znaczka na 750-lecie Tczewa, w czym też trochę pomagałem.
- Czego możemy życzyć zwycięzcy naszego plebiscytu z okazji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia?
- Spokoju, wytrwałości w tym, co robię i spędzenia świąt w gronie rodziny, co jest dla mnie bardzo ważne. W końcu rodzina będzie mogła mieć mnie trochę więcej w domu.
- A czego życzy pan „Gazecie Tczewskiej” z okazji urodzin?
- Burmistrz Gniewa ładnie powiedziała, że „trzydziestka” to młody wiek i życzy kolejnych takich czterech. Ja życzę dalszego rozwoju, wielu czytelników, jak i tego, aby ci wszyscy, którzy kiedyś czerpali z gazety korzyści polityczne i zawodowe, pamiętali, że z przyjacielem zawsze jest się do końca.
Kolejarz, związkowiec, działacz
Jacek Prętki (ur. 1963 r. w Tczewie), z wykształcenia elektromonter. W latach 1981-1990 zatrudniony w PKP w Tczewie Lokomotywownia Zajączkowo Tczewskie. Od października 1981 r. w „Solidarności”. W latach 1982-1987 kolporter pism podziemnych w Tczewie, m.in. „Cierni”, „Lokomotywy” i „Gazety Tczewskiej”, uczestnik manifestacji „S” w Gdańsku, w maju 1982 r. współorganizator manifestacji w Tczewie. Brał udział w zbieraniu składek i organizowaniu pomocy materialnej dla represjonowanych tczewskich działaczy. W latach 1987-1989 zasadnicza służba wojskowa w Kaszubskiej Brygadzie Wojsk Ochrony Pogranicza. W 1989 członek KO „S” w Tczewie, współorganizator kampanii wyborczej na terenie jednostki wojskowej. W latach 1990-1996 zatrudniony w Zakładzie Taboru w Tczewie, 1996-2001 pracownik Zakładu Taboru w Chojnicach. W latach 1998-2002 radny powiatu tczewskiego z listy AWS. Od 2001 r. zatrudniony w PKP Cargo S.A. Północny Zakład Spółki w Gdyni. Obecnie wiceprzewodniczący Organizacji Międzyzakładowej „S” PKP Cargo w Gdyni. Od 2006 r. członek Prezydium Rady Sekcji Krajowej (skarbnik). Od 2010 r. przewodniczący Sekcji Regionalnej Kolejarzy NSZZ „S” Regionu Gdańskiego.
Od 1992 r. współorganizator uroczystości w Tczewie i Szymankowie w rocznicę wybuchu II wojny światowej. Od 1998 r. prezes klubu KKS Unia Tczew. Wyróżniony m. in. medalem Zasłużony dla Kolejnictwa (1996), medalem „Pro Memoria” (2007), Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (2008). Żonaty, dwójka dzieci.
Człowiek 30-lecia „GT” – końcowa klasyfikacja
1. Jacek Prętki – 3330 pkt.,
2. Andrzej Stanuch – 2067,
3. Jan Ejankowski – 1120,
4. Piotr Rezmer – 1080,
5. Eugenia Pokorska-Sawczuk – 596,
6. ks. Stanisław Cieniewicz – 548,
7. Grażyna Antczak – 354,
8. Urszula Giełdon – 186,
9. Wiesława Quella – 147,
10. Roman Rezmerowski – 109,
11. Jerzy Kubicki – 82,
12. Adam Przybyłowski – 76,
13. Józef Krawczykiewicz – 56,
14. Bogdan Wiśniewski – 54,
15. Marek Modrzejewski – 48,
16. Kazimierz Ickiewicz – 46,
17. Roman Bojanowski – 27,
18. Zenon Odya – 26, 19.
Piotr Laniecki – 21,
20. Jan Kulas – 15,
21-23. Kazimierz Smoliński, Robert Turło, Lucja Wydrowska-Biedunkiewicz – wszyscy po 12,
24. ks. Piotr Wysga – 11,
25. Mirosław Pobłocki – 7,
26. Ferdynand Motas – 4,
27. ks. Ireneusz Smagliński – 3,
28-29. Izabela Burczyk, Janusz Boniecki – oboje po 2,
30. Jarosław Struczyński – 1.
Napisz komentarz
Komentarze