Myśleli początkowo o rajdzie rowerowym albo pieszej wędrówce. Ostatecznie jednak stanęło na „żeglarskiej przygodzie”. Jak mówią rajd rowerowy zorganizowało już wiele osób. Teraz czas na coś co będzie czymś odkrywczym i pierwszym!
Od pływaków z krzaków
I tak narodził się pomysł na budowę katamaranu, którego budowę rozpoczęto w styczniu br. z małymi przerwami z powodu nauki. Za podstawę konstrukcji posłużyły dwa pływaki... wyciągnięte prosto z krzaków. Po sprawdzeniu materiału okazał się sprawny. Same składanie łodzi trwało do czerwca.
- Potem pojechaliśmy na testy, tego jak katamaran się sprawdza na wodzie. Wodowaliśmy go na Martwej Wiśle”. I tam sprawdzał się świetnie, ale teraz podczas rejsu widzę, że prąd Wisły sprawia nam problemy – stwierdził Antoni Smagoń. - Mamy namiot. Damy radę!
Niestety gdy przybili do Przystani Nadwiślańskiej w Tczewie okazało się, że nie ma tam gdzie przycumować, bo zdjęto pływający pomost. Przystań w Tczewie jest obecnie niedostępna dla wodniaków. Niestety nic nie wyszło z pobrania prądu i wody w budynku przystani, mimo szumnych niegdyś zapowiedzi władz miasta o jej dostępności. Pozostał agregat produkujący prąd, który usytuowano po przybiciu do jednej z wiślanych „główek”. Niestety było to w silnym nurcie, dlatego dwójka młodzieży musiała się szybko stamtąd ewakuować. Przed nimi daleka droga, o czym nam opowiedzieli.
Silniejsza niż Martwa Wisła
- Nasza wyprawa zaczęła się obiecująco, ale później niestety okazało się, że prąd wiślany jest zbyt mocny jak na nasze możliwości... I musieliśmy wylądować gdzieś na trasie w krzakach, a agregat został nam dowieziony... Generalnie jest ciężko. Polskie rzeki nie są przygotowane dla żeglarzy, poruszających się „na prądzie” - kwituje Antoni.
Żeglarze postanowili poddać łódź i silnik lekkiemu upgreadowi (ulepszeniu), co pozwoliło im na dalsze przedzieranie się przez rzekę. W sumie do Tczewa planowali przypłynąć 3 lipca rano, ale Wisła okazała się silniejsza, co poskutkowało dotarcie popołudniu.
- Z Tczewa nad ranem, 4 lipca wyruszyli do sąsiedniej przystani w Białej Górze (powiat sztumski) – mówi żeglarz Antoni Smagoń. - Wcześniej gdy płynęliśmy z Przegalina (Martwa Wisła), to po drodze już zdążyliśmy się przekonać, że zabraknie nam energii elektrycznej do podróży... Poprosiliśmy jednego z wodniaków na trasie, by podciągnął nas motorówką i zgodził się. Dzięki temu podpięci przepłynęliśmy ok. 10 km. Wydaje mi się teraz, że będzie to najszybszy odcinek na trasie.
Przed nimi długi rejs
A ile mają do przepłynięcia? Z Białej Góry wyruszą do Grudziądza, potem przystanek w Bydgoszczy, a następnie Brdą i Kanałem Bydgoskim do Warty i tą rzeką trafimy do Szczecina.
Przy przystaniu w Białej Górze nurt jest spokojniejszy. Tamta przystać dysponuje bazą turystyczną z pralką, umywalką i kuchenką. Można wyprać, umyć naczynia, nabrać wody...
Czasami na trasie nie jest różowo, zwłaszcza gdy woda w Wiśle robi się niebezpiecznie wysoka....
- Brzmi ambitnie... Wiem, że to wydaje się straszną odległością, ale jesteśmy dobrej myśli. Planujemy metę ok. 15 sierpnia, akurat będzie żeglarska impreza: „Żagle 2025, Szczecin”. Mamy sporo czasu. Martwi mnie jednak, psująca się pogoda, ale jesteśmy dobrej myśli. W Bydgoszczy nie ma jednak silnego nurtu i wiatr też nie będzie nam przeszkadzał. Płyniemy w zmiennych dwójkach. Aktualnie żegluję z siostrą. Kolegom trochę termin nie odpowiadał, a ja nie chciałem czekać. Jutro się wymienimy. Płynie: Igor Szyca, Jan Radzio, Rafał Stankiewicz, Bartłomiej Sołtysiak i ja oraz moja siostra Anna Smagoń (nie jest uczennicą V LO). Honorowo wsparli naszą budowę i wyprawę członkowie Fundacji Dziedzictwa Morskiego.
V LO cały czas wspiera swoich uczniów. Promuje także ich trasę. Całą wyprawę sponsoruje Centrum Żeglarskie w Szczecinie. Nie jest łatwo czasem trzeba spać w kokpicie pod bomem, a niekiedy nie ma nawet gdzie rozbić namiotu. Grupa jednak ma dużo siły i determinacji.
- Jak się położy w poprzek i wyłoży nogi, to nie jest tak źle. A w namiocie jest super! - przyznaje Ania.
Tekst i fot. W. Mocny














Napisz komentarz
Komentarze