A okazał się prawdziwą szkołą życia, a nawet przetrwania. 36 gimnazjalistów stanęło oko w oko z morskim żywiołem.
„Fryderyk Chopin”, po złamaniu w trakcie sztormu dwóch masztów, z niemałym trudem dotarł w poniedziałek rano do angielskiego portu Falmouth w Kornawlii, a uczniowie z załogi łódkami dostali się ląd.
W mailu przesłanym do koleżanek i kolegów z Gimnazjum nr 1 Przemek pisze m.in. (pełny tekst listu na końcu tekstu): „Do portu przyholował nas kuter rybacki, który znajdował się najbliżej nas podczas wypadku. Na czas prac porządkowych na statku, załoga uczniowska i nauczyciele zostali przewiezieni do pobliskiego hotelu. Za 3 dni wrócimy na statek i będziemy pomagać przy remoncie. Nie wiadomo jeszcze czy naprawa będzie przebiegać w angielskim porcie Plymouth, najbliższej stoczni, czy będziemy musieli wracać do Polski. Gdyby udało się przeprowadzić remont w Anglii, będziemy kontynuować podróż na Karaiby. Niestety, w przypadku konieczności powrotu do Gdyni, po remoncie statku, zostaniemy odesłani do domów”.
9 w skali Beauforta
Przypomnijmy. W piątek, 29 października, ok. godz. 14 agencje prasowe, w tym BBC, zaczęły przekazywać informację o kłopotach polskiej załogi „Fryderyka Chopina”. Ok. 160 km na południowy zachód od brytyjskich wysp Scilly bryg żaglowy złamał podczas sztormu dwa maszty. Początkowo wydawało się, że uratuje się chociaż jeden. Wkrótce złamał się i drugi!
Do wypadku doszło na skutek bardzo silnego sztormu - było 7-8 stopni w skali Beauforta ze szkwałem dochodzącym do 9 stopni! Groźne były też ogromne fale.
Kapitan „Fryderyka Chopina” Ziemowit Barański (w wywiadzie dla TVN24) stwierdził w poniedziałek, że takielunek statku ulegał stopniowemu niszczeniu. Marynarze mieli zatem czas, by odpowiednio zareagować i zminimalizować zagrożenia.
Warunki atmosferyczne utrudniały pomoc i holowanie. W piątek i sobotę nie było wiadomo czy nie trzeba będzie ewakuować młodej załogi. Angielska straż przybrzeżna potwierdzała informację, że na statku znajduje się 47 osób, w tym 36 nastolatków.
Od początku jednak mimo szalejącego żywiołu i pewnej niepewności sytuacja wydawała się opanowana. Docierały informacje, że nikt z załogi nie został ranny, a oficerom udało się nie dopuścić do zniszczenia pokładu przez spadające maszty.
SOS z żaglowca...
1 listopada kpt. Ziemowit Barański stwierdził, że kadłub statku jest praktycznie nie naruszony. Załoga cały czas przebywała bezpiecznie pod pokładem. Statek wysłał sygnał SOS, który odebrały trzy jednostki znajdujące się w pobliżu. Pokiereszowanego żaglowca wziął na hol kuter rybacki „Nova Spiro”. W asyście płynęły na zmianę dwa holowniki. Polski statek nie mógł płynąć na silniku, gdyż obawiano się, że pozostałości takielunku, który jednostka ciągnęła za sobą mogłyby wkręcić się w śruby silnika.
W poniedziałek rano żaglowiec bezpiecznie wpłynął do angielskiego portu Falmouth w Kornawlii, a dzieci łódkami dostały się na suchy ląd. Bryg był oczekiwany w porcie już w niedzielę, ale ze względu na silny wiatr wpłynięcie było niemożliwe.
Niepokój rodziców i nauczycieli
Wychowawca klasy Przemka i dyrekcja szkoły w Tczewie z niepokojem wsłuchiwali się w doniesienia płynące z mediów.
- Przemek jest cały i zdrów – uspakajała nas w poniedziałek wicedyrektor Gimnazjum nr 1 w Tczewie Iwona Gończ.
We wtorek Przemek wysłał e-maila do szkoły ze zdjęciami i informacją o przeżyciach z ostatnich dni (jego treść publikujemy niżej).
Rodzice Przemka - Ewa i Arkadiusz Pierniccy - powiedzieli nam, że ostatnie dni spędzili wsłuchując się w doniesienia o sytuacji „Fryderyka Chopina”.
- Najgorzej było w piątek, gdy przekazywane były tylko lakoniczne informacje – relacjonowała Ewa Piernicka. - W niedzielę udało mi się już nawet porozmawiać z synem. O wypadku dowiedzieliśmy się z BBC i polskich stacji informacyjnych. Z relacji syna wynika, że w ogóle się nie denerwował, a na pokładzie nie było żadnej paniki. Może dlatego tak odbiera tę całą sytuację...
W liście do kolegów ze szkoły Przemek jednym zdaniem wymienia niesamowite widoki: złamane żagle i płynące delfiny.
Śledzenie internetowej mapy
Pana Arkadiusz, odkąd jego syn wypłynął w morze, śledzi kurs jego statku przez internet dzięki systemowi AIS.
- Pierwszą informację odebraliśmy z BBC. Mówiła o złamanych masztach, ale też o tym, że załoga nie prosi o pomoc i próbuje sama zapanować nad sytuacją. Onaa jednak zmieniała się z godziny na godzinę. Od początku byłem pewien, że dzieci płyną z odpowiednimi ludźmi. Załogę poznałem, gdy dzieciaki wypływały z Gdyni. W niedzielę, gdy żaglowiec - 50 mil od Wysp Brytyjskich - znalazł się w zasięgu telefonii komórkowej udało nam się porozmawiać z synem, który najpierw wysłał SMS-a, nie zdając sobie sprawy, że informacja o wypadku „Fryderyka Chopina” zdążyła okrążyć całą Polskę. Przemek powiedział nam, że gimnazjaliści byli w wielkim szoku, że ten wypadek spotkał się z takim zainteresowaniem mediów w Polsce. Najbardziej bałem się w sobotę, gdy z mediów wypływały „cuda - wianki” i nieprawdziwe informacje. Wkrótce uspokoiłem się trochę, gdy zorientowałem się, że jednym ze statków znajdujących się w pobliżu jest kilkutysięczny kontenerowiec, który osłaniał statek szkoleniowy od wiatru.
Przemek chce zostać
Zdaniem pana Arkadiusza sytuacja była cały czas pod kontrolą. Gdy spadły maszty, oficerowie nakazali młodzieży zapakować cieplejsze rzeczy do plecaka i ubrać sztormiaki. Mimo całej grozy sytuacji, rodzice decyzje o tym czy Przemek pozostanie na żaglowcu, pozostawiają jemu samemu.
- Gdyby jednak powiedział tylko jedno słowo, że chce wracać do Polski, natychmiast bym go stamtąd zabrał. To i tak przygoda na całe życie. Dla mnie pozostawały jedynie książki przygodowe opisujące czar dalekiego świata, których efekt był potęgowany PRL-owską rzeczywistością. Syn może w takiej przygodzie uczestniczyć bezpośrednio. Poza tym dzieciaki zżyły się z załogą, statkiem i ze sobą...
Naprawa masztów – 1 mln zł?
Uczniowie są szczęśliwi, że mogą zostać w Anglii. Najbliższe dwa dni spędzą w hostelu opłaconym przez polski MSZ. Na pokładzie żaglowca pracuje rzeczoznawca, a pod wodą kadłub sprawdzają nurkowie...
Na stronach „Szkoły pod żaglami” można przeczytać o prośbie wsparcia akcji pomocy w naprawie uszkodzonego „Fryderyka Chopina”. Według nieoficjalnych danych organizatora rejsu naprawa dwóch masztów może pochłonąć ok. 1 mln zł, a do tego dojdą zapewne koszty holowania i cumowania w porcie. Szkody są szacowane.
Żaglownia Sail Service z Gdańska zaoferowała bezpłatne wyposażenie uszkodzonego żaglowca STS „Fryderyk Chopin” w nowe żagle - poinformował przebywający w Falmouth kpt. Krzysztof Baranowski, twórca idei „Szkoły pod żaglami”.
Ofertę pomocy zaoferował też prezydent Szczecina Piotr Krzystek, który chciałby, żeby statek w zamian za wsparcie finansowe reprezentował to miasto w dorocznych regatach wielkich żaglowców.
Od Przemka - pozdrowienia z Kornwalii
List Przemka do uczniów z Gimnazjum nr 1 w Tczewie:
Przesyłam pozdrowienia z Falmouth, miasteczka portowego w Anglii. Po drodze zostaliśmy zaskoczeni przez sztorm, połamaliśmy maszty i straciliśmy bukszpryt. Do portu przyholował nas kuter rybacki, który znajdował się najbliżej nas podczas wypadku. Na czas prac porządkowych na statku, załoga uczniowska i nauczyciele zostali przewiezieni do pobliskiego hotelu. Za 3 dni wrócimy na statek i będziemy pomagać przy remoncie. Nie wiadomo jeszcze czy naprawa będzie przebiegać w angielskim porcie Plymouth, najbliższej stoczni, czy będziemy musieli wracać do Polski. Gdyby udało się przeprowadzić remont w Anglii, będziemy kontynuować podróż na Karaiby. Niestety, w przypadku konieczności powrotu do Gdyni, po remoncie statku, zostaniemy odesłani do domów.
„Szkoła pod żaglami” bardzo mi się podoba. Co prawda życie na statku wymaga więcej wysiłku i wytrzymałości niż na lądzie, ale zwiedzanie innych krajów i poznawanie ich kultury jest bardzo ciekawe. Rytm życia w „Szkole pod Żaglami” całkowicie różni się od zwykłej szkoły. O godz. 6.30 pobudka i rozgrzewka. O godz. 7.00 jemy śniadanie, po czym do godz. 9.00 sprzątamy swoje kajuty i wyznaczone na statku rejony. Od godz. 9.00 do 13.20 trwają lekcje. Czasem, gdy mocno buja lekcje są prowadzone bardzo luźno, polegają głównie na rozmawianiu. O godz. 13.30 jemy obiad, później mamy czas wolny. Można robić co się chce. Poza tym na pokładzie cały czas pełnione są wachty, zmieniające się co 4 godziny. Uczniowie są podzieleni na 3 wachty, po 12 osób. Tylko podczas lekcji wachtę pełnią nauczyciele. Oprócz tego każdego dnia 3 osoby pracują w kambuzie, pomagając cookowi w przygotowywaniu posiłków. Uczestniczenie w „Szkole pod żaglami” wymaga poświęceń, ale dostarcza też wielu niezapomnianych wrażeń, na przykład widoku łamanych masztów czy płynących obok statku delfinów.
Pozdrowienia dla całego Gimnazjum nr 1 w Tczewie,
Przemek Piernicki
Organizatorzy rejsu apelują
„Liczymy, że doświadczona angielska stocznia w Falmouth szybko upora się z naprawą żaglowca, aby przerwa w rejsie była jak najkrótsza. Liczy się każda złotówka, liczy się gest solidarności z żeglarzami. Wpłaty prosimy przekazywać na poniższe konto. Na bieżąco będziemy przekazywać informację z pokładu Żaglowca”.
Można pomóc
Konto fundacji: 91 1020 1156 0000 7102 0110 8885; Fundacja „Szkoła pod Żaglami Krzysztofa Baranowskiego’, Solec 180, 05-532 Baniocha, NIP 123-118-30-53, KRS 000329604, Organizacja Pożytku Publicznego.
Reklama
Przemek Piernicki, uczeń z Tczewa na żaglowcu „Fryderyk Chopin”: pomagamy, chcemy płynąć dalej
POMORZE. Przemek Piernicki z Tczewa jest uczestnikiem pechowego rejsu „Fryderyka Chopina”. Popłynął w nagrodę, po przygodę. Rejs na Karaiby na żaglowcu miał być dla ucznia II klasy Gimnazjum nr 1 w Tczewie, nauką pod żaglami i ćwiczeniem charakteru...
- 03.11.2010 00:33 (aktualizacja 12.08.2023 05:24)

Reklama
Napisz komentarz
Komentarze