piątek, 26 kwietnia 2024 09:31
Reklama

Refundacyjny bałagan i problemy pacjentów

POMORZE. Ustawa zmieniająca zasady wydawania leków refundowanych spowodowała w służbie zdrowia niemały bałagan. Protestują lekarze, którzy nie godzą się na scedowanie na nich finansowej odpowiedzialności, aptekarze nie wiedzą jak w tej sytuacji postępować. NFZ umywa ręce i wysyła niejasne komunikaty. Pacjenci są "wkurzeni" na ministra zdrowia.
Refundacyjny bałagan i problemy pacjentów
Lekarze nie chcą odpowiadać
3 stycznia w aptece na Starym Mieście pewna kobieta starała się o lek na receptę. Dwie aptekarki nie wiedziały co począć. Recepta nie miała pieczątki, a pacjentka najwyraźniej wcześniej płaciła dużo mniej. Teraz cena wyniosła ponad 26 zł. Aptekarki były wyraźnie zdezorientowane, a klientka załamana...
- Mam w tej chwili złożony kompletny wniosek do Narodowego Funduszu Zdrowia dotyczący wydawania leków refundowanych – mówi Elżbieta Świerk, kierownik apteki Sieci PZF „CEFARM – WARSZAWA” SA przy ul. Kwiatowej w Tczewie. – W tej chwili wydajemy pacjentom leki na swego rodzaju kredyt, którego im udzielamy. Ale nie mamy żadnej pewności w jakim stopniu NFZ zwróci nam poniesione koszty. Mamy oczywiście prawo wydawania leków refundowanych dla pacjentów, ale sytuacja jest bardzo trudna, bo lekarze nie stosują się do tej ustawy. Nie chcą brać na siebie żadnej odpowiedzialności. W tej chwili pacjenci przychodzą z receptami datowanymi jeszcze na grudzień. Z takimi receptami nie ma problemu, bo nie obejmuje ich ustawa. Te recepty są ważne zgodnie z prawem 30 dni. W tej chwili problemem jest jednak wydawanie leków refundowanych, które są datowane na 2012 r. - w zależności od odpłatności i tego jak lekarz wypisał receptę.

Czy NFZ odda pieniądze?
Do apteki, o której mowa przyszła pacjentka z receptą na lek wziewny, stosowany przy astmie, jak na chorobę przewlekłą  Preparat ten na recepcie nie był jednak ujęty jako takie schorzenie. Okazuje się jednak, że w ub. roku była zniżka na tego typu medykamenty, a obecnie już jej nie ma. Ustawa nie przewidziała, że może przyjść pacjent z receptą na preparat, który jeszcze w ub. roku mógł być refundowany, a obecnie trzeba zapłacić za niego 100 proc. ceny.
Wszystko to skutkuje tym, że lekarz albo przybija pieczątkę „refundacja do decyzji NFZ”, albo też w przypadku jej braku, apteka poprosi o wypisanie przez pacjenta oświadczenia o ubezpieczeniu.
- Zrealizowaliśmy już receptę starszego pacjenta z legitymacją emerycką, który przyszedł z nią z taką właśnie pieczątką od lekarza – dodaje pani kierownik. – Nie widzieliśmy żadnego  problemu, by wydać mu lek refundowany. Wszyscy emeryci z tzw. zieloną legitymacją są dla nas ubezpieczeni z prawem do refundacji. Wczoraj pojawił się komunikat, że realizowane przez nas recepty, o których mowa będą refundowane, ale przecież nie ma on ani mocy ustawy, ani rozporządzenia. Skąd zatem mamy mieć pewność co do zwrotów z NFZ? Podobnie jest z aktualną listą leków refundowanych - nie wydano jeszcze żadnego dokumentu dotyczącego aktualnej listy...

Jeden lek i trzy refundacje
Jak dużym problemem jest bałagan, który wywołało Ministerstwo Zdrowia nową ustawą lekową, mówią sami lekarze.
- Wiem, że było porozumienie z lekarzami w sprawie objęcia listą refundacyjną nowych medykamentów, jednak jako lekarka nie otrzymałam żadnego urzędowego potwierdzenia, ani kompletnej listy – potwierdza kłopotliwą sytuację lekarka internistka z jednej z przychodni na Starym Mieście. - W Tczewie jest to duży problem. Pacjenci są odbijani jak przysłowiowe piłki z aptek do przychodni. Cześć tczewskich aptek respektuje pieczątki lekarskie, a część każe płacić 100 proc. W jednej z miejskich sieci aptek, jeśli pacjent ma pieczątkę „do decyzji NFZ” i jeśli udowodni, że jest ubezpieczony może dany preparat wykupić. Niestety, jako lekarze jesteśmy zdezorientowani. Jeden lek potrafi mieć trzy różne refundacje np. vivacor na nadciśnienie może być refundowany w 100 proc., ale można go wydawać również na chorobę wieńcową, wówczas kwota zwrotu waha się od 30 do 50 proc.

Dantejskie sceny w grudniu
Lekarka opowiedziała nam też o dantejskich scenach, do których doszło przed świętami i przed nowym rokiem. Wynikało to z faktu, że pacjenci dobrze wiedzieli czym „pachnie” nowa ustawa. Okazuje się, że gdy w zwykłe dni przychodnia przyjmowała ok. 30 pacjentów, w okresie o którym mowa nagle przychodziło ich do 70. Wszyscy wybierali leki na zapas,  nawet na 3 miesiące.
- Przed świętami były tłumy, ale nikogo nie odsyłaliśmy z kwitkiem. Każdy mógł zrobić zapasy. Jako internistka mam kłopot z wypisywaniem antybiotyków, bo część z nich jest refundowana w 50 proc. lub mniej, a jeszcze inne w ogóle.
W ostatnich dniach przed nowym rokiem, zrobił się także tłok w Poradni Zdrowia Psychicznego przy ul. Wojska Polskiego. Jedna z pacjentek powiedziała nam, że tam także pacjenci starali się prosić o recepty na zapas. Trudno im się dziwić. Listy refundacyjne nie obejmują np. leku na schizofrenię abilify, którego cena bez dopłaty państwa wynosi ok. 400 -  500 zł!


Podziel się
Oceń

Reklama