Najwięcej informacji prasowych dotyczy przemytu nadmiaru waluty lub braku zgłoszenia kontroli celnej jej znacznej ilości.
Spryciarz nie dał za wygraną
Strażnicy graniczni z punktu celnego na dawnym dworcu kolejowym mieli pełne ręce roboty. Jak informował „Orędownik Ostrowski” z 1 sierpnia 1923 roku „Pewien obywatel tczewski w zamiarze poczynienia zakupu w Gdańsku udał się przez granicę, przytem usiłował przemycić 19 miljonów mk. Kontrolujący urzędnik celny zauważył ukrytą gotówkę, więc próbował obywatela odwieźć od zamiaru nie dając zezwolenia na przejście na peron. Spryciarz jednak nie dał za wygraną; wziął się na inny sposób przemycenia tej gotówki i przedostał ją. Jego radość po udanej sprawie nie była długotrwała, gdyż na następnej stacji w Miłobądzu nastąpiło aresztowanie go w pociągu i konfiskata gotówki”.
5200 dolarów w lampie
Niektórzy stosowali bardziej przemyślane sposoby na ukrycie nadmiaru gotówki. 27 listopada 1925 roku „Orędownik Ostrowski” donosił, że pewien rumuński Żyd „wiedząc, że nie wolno wywozić z Polski złota, nadmiernej ilości i waluty obcej wpadł na pomysł, który uznał za genialny: ukrył 5200 dolarów w lampie kolejowej i takową przysłonił firanką, a sam ulokował się w sąsiednim numerze”. Fortel się nie udał, podczas kontroli granicznej pomysłodawca przemytu ujrzał jak strażnik zajrzał do lampy i wydobył z niej gotówkę. Pieniądze skonfiskowano, mimo telefonów z Gdańska i Grudziądza tłumaczących, że wiózł pieniądze „celem złożenia kaucji za progi kolejowe”. Nic to nie dało, dolary zostały złożone w Urzędzie Skarbowym, a protokół przesłano Prokuraturze Generalnej.
Inny, równie pomysłowy i nieudany patent, polegał na przemycie dolarów zawiniętych w papierosy. „Gazeta Gdańska” z 21 listopada 1926 roku pisała o p. Ehrlisterze z Warszawy, którego strażnik graniczny poprosił o papierośnicę, a wewnątrz papierów znalazł ukryte aż 3 tys. dolarów.
Kontrole dyskretnych miejsc
Niektórzy imali się bardziej radykalnych sposobów. „Głos Robotnika” z15 stycznia 1927 donosił [pisownia oryginalna] „Sprytne chowanko dla przemycanych dolarów wymyślił pewien żydek z Warszawy, jadący do Gdańska. Jeszcze sprytniejsza okazała się straż celna w Tczewie, która jednak wpadła na trop dyskretnego ukrycia. Urzędnik kazał żydkowi zdjąć spodnie i zajrzał tam, gdzie się zwykle nie zagląda, konstatując w pewnem miejscu podejrzane wzdęcie. Po zastosowaniu przez zawezwanego lekarza odpowiednich środków wypadł pakunek 5000 dolarów, które za daleko się wsunęły. Przejazd na terytorium Gdańska będzie o tyle nieprzyjemny, gdyż straż celna nauczona powyższym wypadkiem, nie będzie zapewne wyłączać z działalności kontrolnej dyskretnych miejsc ciała ludzkiego. A to przecież krępujące...”.
Zbolały student zasłabł
O tym, że straż celna zapamiętała ten sposób przemytu pokazuje podobny przypadek z 27 października 1938 roku. „Gazeta Kościerska” informowała o zatrzymaniu pod zarzutem przemytu pieniędzy zamieszkałego w Warszawie studenta Politechniki Gdańskiej Henryka Grica. Jak sugestywnie opisała prasa, podczas rewizji „twarz (przemytnika) mieniła się prawdziwą tęczą kolorów, począł robić głupie i bolesne zarazem miny i wreszcie zasłabł. Wobec tego przewieziono go do szpitala, gdzie dano mu silne środki przeczyszczające. Wynik był niezwykły, gdyż „wydobyto" w ten sposób 3 grube rulony banknotów amerykańskich i angielskich, owiniętych w cienka, gumkę. Banknoty wartości ponad 22.000 zl skonfiskowano, a pomysłowego przemytnika osadzono w areszcie”.
Cenna przesyłka w wagonie bagażowym
Przy takich sposobach przemytu waluty inny pomysł, opisany również w „Gazecie Kościerskiej”, wydaje się zupełnie niewinny. 26 lutego informowano: „W czasie rewizji celnej na dworcu w Tczewie rewidenci kontroli walutowej znaleźli w przesyłce z pantoflami, która znajdowała się w wagonie bagażowym, 1000 dolarów w złocie”.










Napisz komentarz
Komentarze