Waldemar Niedziałkowski, 46 lat, pracownik dużej tczewskiej firmy, os. Czyżykowo
- Chętnie w wolne dni spędzam czas nad morzem, w okolicach Mierzei Wiślanej (Jantar, Skowronki). Sporadycznie też jeżdżę nad jezioro: ostatnio z moją wnuczką do Turza. Wolę miejsca niestrzeżone, bo nie ma na nich takich tłumów, jak na tych strzeżonych. Można tam spokojnie wypocząć i zrelaksować się. Sam dbam o własne bezpieczeństwo, w wodzie zachowuję się spokojnie. Jak na razie, jeszcze nigdy nie potrzebowałem ratownika.
Agnieszka Sz., 31 lat, logopeda, os. Nowe Miasto
- Chętnie jeżdżę nad jezioro i nad morze. Ostatnio byłam na urlopie we Wdzydzach Kiszewskich, gdzie jezioro było strzeżone. Zazwyczaj nie robi mi różnicy czy ratownicy pilnują kąpieliska, czy nie. Na ich obecność zwracam uwagę jedynie wtedy, gdy jadę z dziećmi. Sama korzystam z dobrze mi znanych, ogólnodostępnych kąpielisk. Jeśli chodzi o dużą liczbę utonięć w ostatnim czasie, to nie słyszałam o nich, więc nie mogę nic na ten temat powiedzieć.
Marcin Poznański, 19 lat, uczeń liceum, Starynia
- Często jeździmy z przyjaciółmi nad jezioro do Gnojewa. Jest to kąpielisko płatne, ale nie pilnuje go żaden ratownik. Nie przeszkadza mi to, bo jestem pewien swoich umiejętności. Myślę jednak, że gdyby było więcej strzeżonych miejsc do kąpieli, mogłoby to zapobiec wielu utonięciom. Poza tym na utonięcia mogą mieć wpływ małe umiejętności pływackie i alkohol.
Łukasz Klein, 26 lat, poszukujący pracy, os. Suchostrzygi
- Czas nad wodą ze znajomymi spędzam średnio dwa razy w tygodniu. Nad jezioro jeżdżę do Siwiałki i do Borówna, a jeśli chodzi o morze, to najbardziej lubię Hel, gdańskie Brzeźno i Sopot. Zdecydowanie preferuję kąpieliska strzeżone. Wolę jak ktoś czuwa nad tym, co dzieje się dookoła. W okolicach Tczewa brakuje jezior, gdzie nad bezpieczeństwem czuwają ratownicy – najbliższe jest chyba w Borównie. Wydaje mi się, że główną przyczyną utonięć jest brawura, często zakrapiana alkoholem.
Piotr Galiński, 25 lat, kamieniarz, Wielka Słońca
- Latem jeżdżę nad jezioro do Osieka, a nad morze do Gdańska lub na Hel. Czasami korzystam z kąpielisk strzeżonych, czasem z niestrzeżonych. Wolę jednak te, gdzie ratownicy czuwają nad bezpieczeństwem. Tam po prostu czuję się pewniej. Kiedyś korzystałem z tczewskiego odkrytego basenu, ale teraz tam nie chodzę. Przede wszystkim dlatego, że jest mały: w ciepłe dni są tam tłumy i nie da się pływać.
Magdalena Kuklińska, 18 lat, uczennica liceum, Wielka Słońca
- Kiedy tylko mam wolny czas i pozwala na to pogoda, jeżdżę nad morze, nie przepadam za jeziorami. Zwykle odwiedzam kąpieliska strzeżone, aczkolwiek nie mogę powiedzieć, że tylko na takie jeżdżę. Cenię sobie także „dzikie plaże”, gdzie przebywa zdecydowanie mniej osób, wtedy w ciszy i spokoju mogę się zrelaksować i poopalać. Obecność ratowników jest dla mnie ważna. Czuję się wtedy bezpieczniej, wiem, że jest ktoś, kto czuwa nad ludźmi, którzy są w wodzie. Przyznam, że nieczęsto korzystam z odkrytego basenu w Tczewie. Jego zaletą na pewno jest niska cena. Za kilka złotych można spędzić tam cały dzień. Basen jest strzeżony, a ratownicy bardzo czujni. Szkoda tylko, że opiekunami małych dzieci jest często o kilka lat starsze rodzeństwo. Uważam, że jest to bardzo nieodpowiedzialne.
Mateusz Jendrych, 22 lata, monter elektronik, os. Nowe Miasto
- Latem zawsze kilka razy jestem nad morzem. Jeżdżę do Jantara lub do Sopotu. W Sopocie kąpielisko jest strzeżone, w Jantarze nie. Obecność ratownika jest istotna, zawsze komuś przyda się pomoc, ale dla mnie samego nie jest to ważne. Raczej nie zwracam na to uwagi. Na basen odkryty chodziłem jako dziecko i dobrze to wspominam. Myślę, że to dobry i bezpieczny sposób spędzania wolnego czasu, szczególnie dla dzieci.


















Napisz komentarz
Komentarze