sobota, 13 grudnia 2025 03:20
Reklama

W szpilkach po trapie „Piotra I” . Z flagą Tczewa na Morzu Barentsa

Jacht „Barlovento II”, z tczewską flagą na pokładzie, z mozołem pokonuje trasę wyprawy Sekstant Expedition – Rosyjska Arktyka 2013. 14 lipca załoga z Polski wpłynęła na Morze Barentsa. 
W szpilkach po trapie „Piotra I” . Z flagą Tczewa na Morzu Barentsa

- W Archangielsku cumowaliśmy do budynku nadwodnego hoteliku z restauracją usytuowanego przy dworcu „morsko-rzecznym” (mморской речной вокзал) – informowała załoga. - W restauracji odbywało się wesele i młoda para odwiedziła sąsiedni jacht „Alter Ego”, żeby zrobić sobie kilka zdjęć. Przejście w szpilkach po trapie „Piotra I” było niemałym wyzwaniem dla panny młodej.

Kierunek północ

Później dzień minął na robieniu zakupów, co jak się okazało nie było takie proste…

- Wykupiliśmy cały zapas chleba razowego z dwóch najbliższych sklepów, a wciąż brakuje nam 30 bochenków – napisał kapitan z Tczewa Maciej Sodkiewicz. - Wykupiliśmy także cały zapas kiszonej kapusty z targowiska.

Po uzupełnieniu prowiantu i zapasów wody przyszła kolej na tankownie paliwa.

– Czekamy na nie od rana. W końcu przyjeżdża busik. Właściciel otwiera drzwi i naszym oczom ukazują się dwa 1000 litrowe zbiorniki ropy. Tylko jak to przelać do jachtu? Rosjanin paląc spokojnie papierosa stwierdza, że jeśli mamy prąd to nie ma problemu. Wyciągamy z jachtu agregat. On spokojnie rozkłada na ziemi kawałek tektury, a na nim małą elektryczną pompę paliwową. No i działa…

Rano jacht „Barlovento II” oddał cumy i wyruszył w kierunku Arktyki. Jeszcze w delcie Dwiny okazało się, że alternator, który był naprawiany w trakcie etapu 2, właściwie nie pracuje. Do tej pory akumulatory były co jakiś czas podłączane do ładowania z lądu i napięcie na bateriach było wysokie. Teraz jednak załogę czeka 3-tygodniowy rejs bez możliwości podłączenia ładowania z zewnątrz, a zapas benzyny do agregatu jest ograniczony. Kapitan zaczyna dokładnie śledzić napięcie na akumulatorach.

- Początkowo wskazuje 26,8V, czyli jest nieźle – napisał Maciej Sodkiewicz. - Jednak z godziny na godzinę napięcie spada. Ładowanie nie działa. Gdy tylko udaje się postawić żagle, zaglądamy do zęzy. Sprawdzamy kabel po kablu. Niestety alternator nie daje prądu. Dobrze, że wraz ze mną przyleciał zapasowy…

Dobra pogoda pozwoliła na chwilę wytchnienia od kolejnych problemów technicznych z jachtem. Wiało z południa, udało się więc postawić wielkiego spinakera w czerwono-białe pasy. Sto metrów kwadratowych żagla pociągnęło „Barlovento II” z prędkością 7 węzłów przez północne wody Morza Białego.


Bez zachodów słońca

„Barlovento II” przekroczył koło podbiegunowe. Najbliższe tygodnie załoga spędzi w strefie dnia polarnego. To niesamowite wrażenie, kiedy tarcza słoneczna schodząc coraz niżej w kierunku morza, zamiera na chwilę w bezruchu tuż nad horyzontem, a potem zaczyna na powrót wznosić się ku górze.

- Przekraczamy koło podbiegunowe i wpływamy w strefę dnia polarnego. Najbliższy zachód słońca planowany na 14 sierpnia. Czyli ten dzień potrwa 864 godziny. Coś czuje, że będzie długi i pełen wrażeń…


Przez Morze Barentsa

- Wychodzimy z Morza Białego. Barents wita nas nisko wiszącymi chmurami i dużą martwą falą – informował kapitan Maciej Sodkiewicz.

Gdy pod koniec XVI w. holenderska flota handlowa rosła na znaczeniu, zaczęto szukać możliwości, aby uniezależnić się od pośredników w handlu z Azją. Hans Willem Barendzoon-Barents - holenderski nawigator, który pobierał nauki u słynnego astronoma i kartografa Petrusa Planciusa, wyruszył w trudną i niebezpieczną drogę z Amsterdamu w poszukiwaniu północno-wschodniej drogi morskiej do Chin, Japonii i Indii.
W rozpoczętej 15 czerwca 1594 r. wyprawie brały udział cztery statki, które po drodze rozdzieliły się na dwie ekspedycje. Willem Barents dotarł do brzegów Nowej Ziemi, jednak lód gromadzący się u wybrzeży archipelagu zmusił go do odwrotu. Pozostałe statki pod dowództwem Cornelisa Naya przekroczyły Karskie Wrota i wpłynęły na morze, którego kolor żeglarze opisywali jako „cudownie niebieski”. Sądzono, że tędy z pewnością prowadzić będzie bezpieczna droga do Chin.

Gdy statki wróciły do Holandii głoszono wielki sukces wyprawy. Willem Barents niemal natychmiast rozpoczął przygotowania do kolejnej ekspedycji na północ. Wzięło w niej udział 7 statków dowodzonych przez najlepszych holenderskich kapitanów, którzy planowali przepłynąć prostą drogą od Wyspy Wajgacz (Вайгач) przez Morze Karskie aż do wybrzeży Azji. Niestety, ekspedycja wyruszyła zbyt późno. Na Morzu Karskim nie było już otwartej wody tylko nieprzerwana tafla lodu. Nieudana ekspedycja wróciła do Amsterdamu, jednakże sam Barents nie przestał myśleć o przejściu północno-wschodnim.

Ostatnia ekspedycja

10 maja 1596 r. na dwóch statkach wyruszyła trzecia ekspedycja Willama Barentsa.
Dowodzący najnowocześniejszymi jak na owe czasy statkami kapitanowie mieli bardzo duże doświadczenie. Byli wyposażeni w eksperymentalne instrumenty nawigacyjne oraz najnowsze mapy. Napotkali jednak lądy, których dotychczas na mapach nie było…
Żeglarze postawili stopę na Wyspie Niedźwiedziej, a także na nieznanym dotąd Spitsbergenie. Tam statki rozdzieliły się. Dowodzący jednym okrętem Jan Cornelisz Rijp zawrócił do Holandii, a Barents na pokładzie statku dowodzonego przez Jacoba van Heemskercka popłynął w kierunku znanej mu już Nowej Ziemi, do której dotarł 17 lipca.

Warunki pogodowe były jednak bardzo niekorzystne. Statek Barentsa szybko został uwięziony w lodzie i po kilku tygodniach podjęto ostateczną decyzję o zimowaniu na Nowej Ziemi. Załoga zbudowała prowizoryczny drewniany dom z wielkim paleniskiem, do którego przeniesiono ze statku wszelkie zapasy żywności, żagle oraz cały ładunek. W chacie tej, nazwanej Het Behouden Huys (dom-schronienie), w ciężkich warunkach żeglarze przetrzymali polarną noc. Z nastaniem wiosny nie przyszły jednak oczekiwane roztopy i ich statek nadal uwięziony był w lodzie. Dowódcy podjęli więc decyzję o powrocie
na dwóch wyposażonych w żagle szalupach. Zbudowany przez siebie dom opuścili 13 czerwca 1597 r. żeglując na południe wzdłuż brzegów Nowej Ziemi. Tydzień po rozpoczęciu drogi powrotnej 47-letni Willem Barents zmarł na szkorbut. Pozostali przy życiu członkowie załogi dotarli do Półwyspu Kolskiego, gdzie napotkali trzy statki holenderskiej floty handlowej, które zabrały ich do domu. Jednym z nich dowodził Jan Cornelisz Rijp, z którym rozstali się u wybrzeży Spitsbergenu.

W 1871 r. pochodzący z Tromsø norweski wielorybnik, kapitan Elling Carlsen odkrył na Nowej Ziemi pozostałości wzniesionego przez załogę Barentsa schronienia. W opuszczonym domu, w lufie muszkietu odnalazł spisany przez Gerrita de Veer dziennik z podróży i zimowania.

Problemy z instalacją elektryczną

Willem Barents był dobrym dowódcą i bardzo doświadczonym żeglarzem, któremu załoga ufała bezgranicznie. Jego imieniem nazwano morze pomiędzy Spitsbergenem a Nową Ziemią przez które pod dowództwem Macieja Sodkiewicza płynie teraz załoga jachtu „Barlovento II”.

Na postoju przy cyplu Kanin Nos (Канин Нос) załoga przy pomocy przyjaciół z jachtu „Lady Dana 44” podjęła kolejną próbę naprawy ładowania. Okazało się, że przywieziony z Polski zapasowy alternator nie pasuje do obejmy, w której powinien się zmieścić.
- Ale chwila, chwila, przecież jesteśmy polskimi żeglarzami – relacjonował Maciej Sodkiewicz. - Jak to się nie da…

Po kilku godzinach pracy przedstawicieli dwóch załóg w asyście agregatu prądotwórczego, wiertarki oraz flexa stworzyliśmy małe cudo. Alternator pasuje jak ulał.

- Za wcześnie jednak na sukces. Okazuje się, że problem tkwi gdzieś głębiej. Gdzieś w plątaninie nieoznakowanych kabli biegnących od ćwierć wieku w czeluściach „Barlovento”. I tego problemu nie jesteśmy w stanie pokonać.

Niestety, to już pewne, że własnymi siłami załoga nie jest w stanie naprawić instalacji elektrycznej jachtu i uruchomić ładowania. Twarda i doświadczona ekipa Sekstant Expedition idąc w ślady niezłomnego Willema Barentsa nie rezygnuje jednak ze swego celu – żeglugi ku Ziemi Franciszka Józefa.
- Dopóki żeglujemy w dniu polarnym to oświetlenie wnętrza i światła nawigacyjne też nie będą nam prawie potrzebne. Mamy agregat, z którego możemy ładować akumulatory. Mamy 100litrów benzyny. (…) Wyłączamy wszystkie komputery, Navtexy, Ukfki i inne pożeracze prądu. Zostaje tylko wiatromierz, jeden GPS oraz papierowa mapa pisana cyrylicą, trójkąt nawigacyjny i ołówek.

„Sekstant Expedition - Rosyjska Arktyka 2013”
Pionierska wyprawa na Arktykę zorganizowana jest przez tczewianina, kpt. Macieja Sodkiewicza. Celem ekspedycji, która potrwa do 19 września, jest żegluga od wybrzeży Polski tak daleko na północ jak tylko się uda, aż po granice pokrywy lodowej otaczającej biegun północny. Podczas 110 dni żeglugi uczestnicy „Sekstant Expedition” na jachcie s/y „Barlovento II” (15,90 m długości) przepłyną ponad 8 000 mil morskich, pokonując cztery morza, dwa olbrzymie rosyjskie jeziora i dwie niepokorne rzeki. Trasa rejsu prowadzi przez piękne obszary Karelii, 37 śluz kanału Bałtycko-Białomorskiego, aż po dziewicze wyspy arktycznego archipelagu Ziemi Franciszka Józefa, na które dotarło, jak dotąd, niewielu Polaków, a także na Nową Ziemię, gdzie nie cumował jeszcze żaden jacht pod polską banderą.
W wyprawie bierze udział 50 uczestników dowodzonych przez trzech doświadczonych kapitanów: kpt. Małgorzatę Czarnomską (którą z powodu choroby zamienił Paweł Ołdziej), kpt. Tomasza Kulawika i kpt. Macieja Sodkiewicza (za swoje dokonania dla polskiego żeglarstwa został w ubiegłym roku odznaczony przez Prezydenta RP Brązowym Krzyżem Zasługi). Więcej na [email protected].



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama