W lipcu 1935 r. „Słowo Pomorskie” donosiło o grasującym na terenie północnych powiatów województwa pomorskiego beznogim mężczyźnie, o rzadko spotykanej sile fizycznej. Nieznany z nazwiska osobnik poruszał się po ulicach posługując się zamiast utraconych nóg rękoma, a utrzymywał się z żebraniny.
- „W dniu przedwczorajszym nieliczni przechodnie na Górkach, w pobliżu Strzelnicy, około godz. 13.00 byli świadkami jak ów beznogi włóczęga z kocią zwinnością z rowu skoczył do będącego w biegu pociągu towarowego, którym zawsze jeździ na gapę - czytamy w gazecie. - Jak dalece zwinny jest wymieniony kaleka, niech świadczy fakt, który miał miejsce przed kilku dniami na przestrzeni kolejowej Tczew - Gdańsk, gdzie na gorącym uczynku jazdy na gapę w pociągu osobowym kaleka ujęty i zamknięty został przez konduktora na klucz w przedziale 3 klasy. Jakież jednak było zdziwienie kolejarza, który przed wjazdem pociągu na stację stwierdził, że beznogi pasażer, w dodatku w pełnym biegu, wyskoczył z pociągu nie czyniąc sobie uszkodzenia ciała.”
O innym zdarzeniu z beznogim atletą w roli głównej informował trzy lata później „Kurier Bydgoski”. Mieszkający na Czyżykowie Mieczysław Łuszcz - bo tak ów osiłek się nazywał - pobił 24 sierpnia 1938 r. członka Stronnictwa Narodowego, 18-letniego Zygmunta Wąsika. Wąsik, zgodnie z linią swojej partii, wzywał do bojkotu sklepów handlarzy żydowskich na ul. Krótkiej. Według gazety Mieczysław Łuszcz, „znany na tczewskim bruku zbir”, pobił Wąsika za „żydowskie pieniądze”.
- „Sługus żydowski w bestialski sposób pastwił się nad pikieciarzem Wąsikiem - informowała w wyjątkowo stronniczym stylu gazeta. - Broczącego krwią Wąsika tłum przechodniów wyrwał ze szponów krwawego zbira żydowskiego, który widząc groźną postawę tłumu, złożonego z 200 ludzi, schował się do składu żyda Kaca, skąd go dopiero zabrała policja. Przez cały dzień w mieście panowało wielkie wzburzenie.”











Napisz komentarz
Komentarze