sobota, 13 grudnia 2025 04:47
Reklama

Zostań wolontariuszem tczewskiego schroniska dla zwierząt

Opuszczone, smutne, zziębnięte… Zima to najtrudniejszy okres dla bezdomnych zwierząt przebywających w schronisku w Tczewie. Ważne jest, aby pomóc im przetrwać. Można przynieść im jakiś drobiazg – smakołyk, kostkę, ciepły kocyk czy zabawkę, ale także – po prostu przyjść i wyprowadzić psiaka na spacer.
Zostań wolontariuszem tczewskiego schroniska dla zwierząt

Wolontariusze odgrywają dużą rolę w socjalizacji psów, które z różnych powodów straciły dotychczasowych właścicieli. Pomaganie przy sprzątaniu, dbałość o higienę „pensjonariuszy” i wyprowadzanie psów na spacer to nieoceniona pomoc przy poznawaniu psów i kotów. Tym samym ułatwia to ich przyszłą adopcję. Jedną z takich osób jest Aleksandra Lasota. Rozmawiamy z nią o miłości do zwierząt, opiece nad nimi i Spacerach Przyjaźni, w których każdy tczewianin może wziąć udział.

- Jak długo pomagasz opiekować się zwierzętami w tczewskim schronisku?

- Wolontariuszką jestem trzy lata. Kocham zwierzęta. Oprócz tego, że mieliśmy w domu cztery koty i dwa psy, schronienie u nas – chociażby tymczasowe – znajdowały także te porzucone, chore. Jednym z takich psiaków zajęła się moja babcia. Wtedy zaczęłam bardziej interesować się schroniskiem, jego funkcjonowaniem i oczywiście podopiecznymi. Mama przestrzegała mnie przed wolontariatem. Twierdziła, że jestem zbyt wrażliwa i troskę o losy zwierząt oraz wszelkie problemy związane ze schroniskiem mogę przynosić do domu. Dlatego wolontariuszem zostałam początkowo... „po kryjomu”. Na początku rzeczywiście byłam wstrząśnięta widokiem samotnych, opuszczonych zwierząt, jednak po pewnym czasie oswoiłam się z tym. Dzięki stronie schroniska na Facebooku dowiedziałam się więcej o jego podopiecznych, ich potrzebach. Z przyjemnością chodzę tam do dziś. Staram się odwiedzać psiaki dwa razy w tygodniu.

- Co należy do twoich obowiązków?

- Dla kogoś, kto kocha zwierzęta, zajmowanie się nimi to prawdziwa przyjemność. Przede wszystkim wyprowadzam psiaki na spacery. Ćwiczę z nimi i wykorzystuje swoją wiedzę, którą zdobyłam na kursie. Mam pod opieką kilka psów - one szybko się przywiązuje do danej osoby. Kiedy tylko wchodzę do schroniska, z daleka słyszę piski moich podopiecznych. Z koleżanką, którą poznałam na kursie behawioralnym, mamy pomysł na prowadzenie zajęć dla wolontariuszy czy innych zainteresowanych osób. Chcielibyśmy spacerować z naszymi  czworonogami po mieście, by pokazać ludziom, jakie schroniskowe psy są piękne, wdzięczne, a nie zaniedbane, brzydkie, chore, czy agresywne. Zresztą kiedy wyprowadzam psiaki na terenach przyschroniskowych przechodnie zatrzymują się i podziwiają je; nie mogą uwierzyć, że są one ze schroniska. Po świętach wznawiamy Spacery Przyjaźni. Każdy mieszkaniec może wziąć sobie psiaka i przejść się z nim po mieście. Takie spacery odbywały się w weekendy w godzinach południowych. 60 osób wymaszerowało z psiakami na ulice Tczewa. Chcemy, aby takie akcje odbywały się raz w miesiącu.

- Czy wolontariat w schronisku miał wpływ na twoje życie?
- Oczywiście! Obcowanie ze zwierzętami, zwłaszcza tymi opuszczonymi i najbardziej potrzebującymi pomocy, daje mnóstwo satysfakcji, ale i uczy pokory, odpowiedzialności, wytwarza tę szczególną i trwałą więź między człowiekiem i zwierzęciem. Chciałabym zajmować się zwierzętami zawodowo. Studiuję wprawdzie europeistykę, ale uczęszczam na kurs behawioralny tresera psów w Gdyni. Uczę się o ich zachowaniach, co znacznie ułatwia mi pracę w schronisku. Jest to też dla mnie doskonała praktyka – niestety, opuszczone czworonogi, które znajdą się nagle w obcym miejscu, nierzadko po traumatycznych przeżyciach, wykazują różne zaburzenia w zachowaniu. Trzeba wiedzieć, jak im pomóc. A przypadków drastycznych nie brakuje...

- Na przykład?

- Przez pół roku w schronisku znajdował się pies Kermit. Tak tęsknił za swoimi właścicielami, którzy się go pozbyli z niewiadomego powodu, że w ogóle nie jadł. Wyglądał jak szkielet. Serce się krajało, gdy się na niego patrzyło. Na szczęście znalazł się dla niego tymczasowy dom – na drugim końcu Polski. Pojechał tam w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia. Był to dla niego najpiękniejszy bożonarodzeniowy prezent. Bardzo mi zależało, aby znalazł dom. Rzadko kiedy ludzie chcą zająć się tak wymizerowanym psem. Zaangażowałam wielu ludzi w jego bezpieczny transport. Mam nadzieję, że w Wałbrzychu dojdzie do siebie. Nie wiem, co by się z nim stało zimą w schronisku… Bardzo przywiązuję się do psiaków. Z jednym z piesków, White’em, wzięłam udział w konkursie Dogtrekking – zajęliśmy czwarte miejsce na 80 uczestników! Często biorę schroniskowe pieski na krótki czas do swojego domu, by poznać je lepiej, zaobserwować, jak się zachowują, by później móc coś więcej o nich opowiedzieć potencjalnym właścicielom. Staram się uczulać ich na różne sytuacje, jakie mogą się zdarzyć po adopcji konkretnego zwierzaka, nie ukrywam niczego, by pies do nas nie wracał i nie przechodził kolejnego stresu związanego ze zmianą miejsca. Chcę, aby potencjalni właściciele podjęli świadomą, przemyślaną decyzję. Właścicieli dla naszych czworonogów szukamy też przez portale społecznościowe. Dzięki temu ich zdjęcia mogą obejrzeć mieszkańcy całej Polski. Jednego psiaka właściciel wrzucił do rzeki w worku. Wabił się Rzeczka. Stracił jedną łapę. Kiedy go wykąpałam, wyczesałam, zrobiłam zdjęcia, udzieliłam rzetelnych informacji o jego zachowaniu (Rzeczka był przez tydzień w moim domu) - znalazł właścicieli w Gdyni.

- Czyli zdarzają się decyzje nieprzemyślane i zwierzak wraca do schroniska z powrotem?

- Niestety. Boję się tego co będzie w okresie poświątecznym z nietrafionymi prezentami w postaci piesków. Ludzie nie rozumieją, że zwierzę to nie zabawka. Myślą, że w każdej chwili mogą go oddać jak np. ubranie. A pies to przeżywa. Zdarza się, że ktoś weźmie psa czy kota, a po kilku dniach go odda, bo sika w mieszkaniu czy ma koci katar. Jeśli ktoś z Czytelników rozważa kupno psa, niech wcześniej odwiedzi schronisko. Wśród 140 psów każdy znajdzie przyjaciela. Czy ma to być pies do małych dzieci, nastolatków, a może osób starszych –pomożemy w wyborze. Adoptując ratujemy zwierzakowi życie.

- Jak przeciętny tczewianin może w zimie pomóc zwierzętom w schronisku?

- Zawsze prosimy w imieniu naszych podopiecznych o suchą karmę, puszki, smakołyki, smycze i obroże, ubranka dla psów, zabawki dla kotów, oraz niepotrzebne już w domu koce, ręczniki, wykładziny – bardzo przydatne w schronisku. Starsze psiaki trzymane są na dworze; wszystkich nie jesteśmy w stanie ulokować w ogrzewanej hali. Tam trafiają szczeniaki lub zwierzęta przywiezione z interwencji – ranne lub chore. Dlatego z darów, które dostajemy staramy się ocieplać budy, by miały cieplej. Cieszę się, że są jeszcze  ludzie, którzy pomagają zwierzętom. Z doświadczenia wiem, że jest dużo ludzi którzy chętnie pomogą, ale nie wiedzą jak. Do nich trzeba dotrzeć. Ubolewam, że w Tczewie jest wciąż za mało wolontariuszy, a pracy w schronisku dużo. Kiedy nie byłam wolontariuszką i słyszałam w TV o kolejnych przypadkach maltretowania zwierząt to myślałam sobie, że cały świat jest zły. Teraz wiem, że to nieprawda. Dzięki wolontariacie zrozumiałam, że tak naprawdę świat jest pełen dobrych ludzi, trzeba ich tylko czasem zmotywować i dodać odwagi. Aby zostać wolontariuszem osoby, które nie ukończyły 18. roku życia muszą przynieść zgodę od rodziców i podpisać dokument. Zapraszam wszystkie chętne osoby do pomocy, aby przełamali swoje ewentualne lęki czy obawy. Mogą też skontaktować się ze mną, pisząc na adres mailowy: [email protected] lub dzwoniąc na mój numer 513 149 997. Nowych wolontariuszy zapraszam do współpracy i do wspólnego odwiedzania psiaków. Będzie nam raźniej!



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama