Jednak w takich jak te radni powiatowi jeszcze nigdy nie uczestniczyli. Terrorysta największe pretensje miał do starosty Józefa Puczyńskiego za sprzedaż szpitala.
„Chcecie odebrać szpital takim zwykłym ludziom jak ja, którzy jedzą na co dzień chleb ze smalcem! Zapłacicie za to” – groził napastnik..Zarzut w stosunku do starosty był odrobinę niecelny, bo za prywatyzacją szpitala stała poprzednia ekipa, której przedstawiciele zresztą siedzieli na sali.
Przezwiska i przekleństwa
Zamachowiec planował, zatem ustrzelić paru lokalnych polityków i wysadzić znaczną część starostwa.
Radni byli zaskoczeni, ponieważ terrorysta – pozorant nie przebierał w słowach, klął jak szewc, a do tego powymyślał przezwiska na co bardziej krewkich radnych i radne. Pewien radny dostał przydomek „wąsaty”, a radna „pyskata”. Uśmieszki nie znikały z twarzy uczestniczących w obradach i ich gościach do czasu, gdy jeden (później okazało się, że ślepy) nabój wypalił, robiąc sporo huku. Wówczas na sali obrad zrobiło się cicho jak makiem zasiał, jedynie radny miejski Roman Kucharski (jako gość na sesji) zajadał się cukierkami.
W tym czasie radny Ludwik Kiedrowski, rzekomo za potrzebą zniknął na zapleczu sali obrad. Później okazało się, że wykonał trzy telefony powiadamiające służby.
Po godzinie już leżał
Całe zamieszanie trwało ok. godzinę. Koniec terrorysty – pozoranta (w tej roli policjant Komendy Powiatowej Policji w Tczewie) był jednak bliski. Nagle rozległa się seria z karabinu, a po niej drzwi na salę obrad wyważyli antyterroryści z Samodzielnego Pododdziału Antyterrorystycznego Policji w Gdańsku. Po chwili zamachowiec leżał już twarzą do podłogi. Wszystkim rozkazano trzymać ręce złożone na głowach.
Niestety nie zastosowali się do tego reporterzy, którzy nieustannie nagrywali i wykonywali zdjęcia. W parę minut po skuciu pozoranta pojawił się policyjny pirotechnik w specjalnym stroju, który zabezpieczył „bombę”.
System zadziałał
Przez cały czas wśród gości znajdowali się policjanci: z-ca kom. mł. insp. Jacek Meyer, asp. sztab. Dariusz Górski.
- Te ćwiczenia odbywały się wspólnie z policją – informował po przeprowadzeniu akcji Włodzimierz Mroczkowski naczelnik Wydziału Administracji i Zarządzania Kryzysowego Starostwa Powiatowego w Tczewie. – Przygotowania do niej trwały od kilku miesięcy. Taka sytuacja może zdarzyć się zawsze, dlatego konieczne jest sprawdzenie skuteczności procedur, ich wdrażania oraz czy działa system powiadamiania. Ćwiczenia były przeprowadzone w trakcie obrad na żywym organizmie, po to by nie można było przewidzieć reakcji jej uczestników. W obliczu tego, co niektórzy planowali w kraju były one zasadne. Dyżurny policji zauważył na monitoringu, że coś się dzieje. Sprawdzano tez umiejętności negocjatorów policyjnych. Przepraszam za wszelkie niedogodności w imieniu policjantów. Dziękuje za zachowanie spokoju.
Krewcy radni do odstrzału
Okazało się, że część szczegółów była znana zarządowi powiatu na tydzień przed ćwiczeniami.
- Mieliśmy wpływ na termin i wybór zespołu osobowego, by przy okazji nie doprowadzać do zbyt wielkich zakłóceń w pracy urzędu – podsumowuje wiecestarosta Mariusz Wiórek. – Nie znałem wszystkich szczegółów. Nie wiedziałem, że będzie to tak wyglądało. Natomiast byłem poinformowany, że będzie ewakuacja pracowników. Włodzimierz Mroczkowski był bardziej zaznajomiony ze szczegółami. Wiadomo, że prawdziwa akcja terrorystyczna wyglądałaby bardziej brutalnie. Nie byłoby takiego „grzecznego siedzenia”. Pewnie polałaby się krew. No cóż, a ci radni, którzy pozwalali sobie na dyskusję z terrorystą pewnie poszliby na „odstrzał”.






















Napisz komentarz
Komentarze