W dni targowe w latach 80. i 90. ubiegłego wieku gniewskie targowisko tętniło życiem. Niezapomniany targ obok kościoła. Mieszkańcy i kupcy mile wspominają tamte czasy.
Byli kupcy ze wschodu bliższego i dalekiego. Kupić można było różności, od sprzętu wędkarskiego po jeansy i hawajskie koszule. Później rynek przeniesiono obok byłego Jubilatu. Tam też było nieźle – wspominają z łezką w oku handlarze, którzy w ponurą i zimną sobotę, zwijają swe stragany rozstawione na gniewskich nadwiślańskich błoniach.
- Jesteśmy jak na wygnaniu, poza miastem – mówi sprzedająca kwiaty Bożena Łopatowska z Pieniążkowa. – Aż żal tych starszych ludzi, którzy z pełnymi siatkami muszą się wspinać pod górę do miasta.
- Ta lokalizacja to niewypał – dodaje inny handlarz.
Wielu mieszkańców rezygnuje ze środowej lub sobotniej wyprawy na rynek.
– To nie na moje siły – mówi pani Beata.
Mieszkańcy gminy Gniew często przytaczają, jako pozytywny przykład, targowisko w Pelplinie. Tam też kiedyś było marnie, ale jak zrobiono plac, parkingi, to bazar zaczął kwitnąć. Dzisiaj wielu mieszkańców gminy Gniew, w dni targowe wsiada w samochód i jedzie do Pelplina.
Gniew ma wspaniałe tradycje w handlu. To tutaj był port, tędy biegł „bursztynowy szlak”. Może warto nawiązać do tej bogatej, kupieckiej przeszłości i urządzić „gdzieś” w centrum miasta prawdziwy targ, ze straganami nawiązującymi do historii? Może pomyśleć o pchlim targu z wymianą przedmiotów lub o targu staroci czy warzywniakach? Nic nie zastąpi bazarowych zieleniaków. Tam ziemniak to nasz ziemniak, a nie izraelski. Kapusta to kapusta z kociewskiego ogródka, a nie z hiszpańskiej mega-plantacji.












Napisz komentarz
Komentarze