- To prawda, że radosne obchodzenie święta zmarłych jest obce naszej kulturze? Powinno być ono radosne czy pełne refleksji?
- To zależy, czy rozmawiamy o Uroczystości Wszystkich Świętych (1 listopada), czy o wspomnieniu Wszystkich Wiernych Zmarłych (2 listopada - Dzień Zaduszny). Uroczystość Wszystkich Świętych jest świętem radosnym, ponieważ oddajemy cześć naszym braciom i siostrom w wierze, którzy poprzedzili nas w drodze do nieba. Powinniśmy zatem cieszyć się z tego powodu, że mamy TAM tak wielu orędowników i nauczycieli wiary. Wspominając w jednym dniu wszystkich naszych Patronów, obchodzimy tu na ziemi wspólne imieniny, a więc należy się z tego powodu radować, a nie smucić. Określenia „święto zmarłych” nie powinno się używać w odniesieniu do uroczystości Wszystkich Świętych. Jeżeli w języku potocznym używamy już tego sformułowania, to powinno się ono odnosić do Dnia Zadusznego. W tym bowiem dniu modlimy się za wszystkich zmarłych, którzy nie dostąpili jeszcze radosnego spotkania z Bogiem, lecz oczekują na nie w miejscu, które nazywamy „czyśćcem”. Ponieważ dzień 2 listopada jest w Polsce dniem pracującym, połączyliśmy uroczystość Wszystkich Świętych ze zwyczajem nawiedzania grobów naszych bliskich zmarłych. Przychodzimy na cmentarze, aby pomodlić się za nich, zapalić znicze i położyć kwiaty na ich grobach, na wielu cmentarzach sprawowane są msze św. i nabożeństwa.
- Z czym powinna się kojarzyć się katolikowi śmierć?
- Odpowiadając na to pytanie, chciałbym się posłużyć pewnym świadectwem, którym podzielił się jeden z kapłanów głoszących rekolekcje w szkole Sióstr Niepokalanek w Wałbrzychu. W programie rekolekcji siostry miały zwyczaj uczestniczyć we mszy św. o północy, w czasie której miał miejsce pewien obrzęd, który był tradycją tej szkoły, zaczerpniętą z dworu królewskiego, konkretnie z Wawelu. Obrzęd ten odbywał się po homilii i wyznaniu wiary. Dziewczyny (może 2/3 tam obecnych z grona 130 uczennic) zgodnie z tradycją wyszły w wyznaczonym momencie ze swoich ławek i ustawiły się w długim szeregu przez środek kaplicy. Każda z nich miała w ręce świecę. Podchodziły kolejno do ołtarza, zapalały ją, stawały przy ołtarzu tak, jak główny celebrans w czasie Eucharystii, podnosiły swoją świecę ponad głowę i do mikrofonu, drżącym ze wzruszenia głosem, oświadczały: „Jestem gotowa na Sąd Boży”. Było to ponad 20 lat temu, nie wiem czy tę tradycję się nadal praktykuje, ale ona daje odpowiedź na pytanie jak powinniśmy patrzeć na śmierć.
Więcej w tygodniku „Gazeta Tczewska”, dostępnym w punktach sprzedaży prasy na terenie powiatu tczewskiego.












Napisz komentarz
Komentarze