Na cmentarzu przy ul. 30 Stycznia rozmawialiśmy z tczewianami, którym trudno pogodzić się z myślą o stracie najbliższych.
Bukiecik świeżych kwiatów
Anna Kozakiewicz, Tczew, wspomina swoją babcię, Teresę.
- Babcia zawsze pozostanie w mojej pamięci. Była jedyną babcią, którą znałam. Mama Taty zmarła jeszcze przed moim narodzeniem. Była dla mnie kimś wyjątkowym, właściwie mnie wychowała. Moi rodzice pracowali, a ona stała się moją opiekunką i „drugą mamą”. Bardzo mi jej brakuje. Odkąd pamiętam Babcia walczyła z cukrzycą. Z biegam lat opadała z sił, ale nigdy na słyszałam, aby uskarżała się na bóle, złe samopoczucie, zawsze witała każdego z uśmiechem i żegnała modlitwą. Tradycją w naszej rodzinie był niedzielny obiad u Niej. Zawsze wszystko sama starała się przygotowywać. A gotowała przepysznie! Uwielbiałam jej gołąbki. Piekła także wspaniałe drożdżówki. To smaki mojego dzieciństwa. Zawsze po obiedzie zjadaliśmy duże kawałki drożdżówki z lukrem. Z Babcią kojarzy mi się także stary, okrągły, drewniany stół, przy którym co niedzielę się zbieraliśmy i stare dębowe komody. Wiele godzin spędzałam u niej. Przytulone na wersalce rozmawiałyśmy na różne tematy. Zawsze wybierała te, które były wesołe, albo dobrze się kończyły. Jeszcze teraz widzę ją jak krząta się po domu w swoim fioletowym fartuszku. Miałam wrażenie, że ona nie chodzi, a biega. Pamiętam jak mama chciała zapisywać mnie na obozy letnie, a ja protestowałam mówiąc, że babcia zostanie sama i nie mogę wyjechać. Zawsze mogłam liczyć na jej pomoc, wsparcie, dobre słowo. To dzięki Niej jestem dzisiaj tym kim jestem. Do końca w pamięci pozostaną mi jej słowa „Pamiętaj Aniu, chcesz być kimś - bądź sobą”. Kiedy cukrzyca zaczęła dokuczać jej coraz bardziej towarzyszyłam jej w wizytach u lekarza. Niestety, pogarszał się jej wzrok, coraz bardziej źle się czuła, musiała przejść na coraz bardziej drastyczne diety. Chociaż od jej śmierci minęło już 10 lat, to tęsknota i pustka jest dalej taka sama. Babcia uwielbiała kwiaty w swoim mieszkaniu, miała ich mnóstwo. Miała rękę do nich i wciąż do nich… mówiła. Od czasu jej śmierci staramy się, aby na grobie zawsze był chociaż jeden bukiecik świeżych kwiatów. Spoczęła na cmentarzu na Starym Mieście przy swoim mężu, którego wcześnie straciła. Teraz coraz bardziej przypomina mi ją moja Mama – te same gesty, barwa głosu. Wcześniej tego nie zauważałam.
Był kompanem na dobre i na złe
Stanisław Gugaj, 68 lat, Tczew, wspomina kolegę z dzieciństwa, Ryszarda
- Jak co roku 1 listopada odwiedzam grób moich zmarłych rodziców. Tata Zdzisław zmarł, gdy miałem 25 lat; mamę, Janinę pochowałem 10 lat temu. Jestem kawalerem. Nie mam żony, dzieci, a z jedynym bratem widzimy się rzadko, ponieważ wyjechał za chlebem do Niemiec i tam pozostał. Grób, przy którym teraz stoję należy do mojego kolegi z dzieciństwa, Ryszarda. Nigdy nie zapomnę, żeby go odwiedzić i zapalić znicz. Często zdarza się, że spotykam tu jego rodzinę. To wspaniała okazja, by porozmawiać, powspominać i wspólnie się pomodlić. Zresztą z rodziną Ryśka mam doskonały kontakt. Odwiedzają mnie jego wnuki, jedna z córek zawsze oferuje pomoc w pracach kuchennych. Dzięki mojemu koledze zyskałem nową rodzinę. Rysiek był świetnym kolegą, kompanem na dobre i na złe. Wychowywaliśmy się na jednym podwórku, razem chodziliśmy do szkoły podstawowej. Do dziś pamiętam nasze psoty i kary, jakie dostawaliśmy od rodziców, a to za zbitą szybę u sąsiadów, a to za wagary. Jego życie potoczyło się nieco inaczej niż moje – ożenił się, doczekał się gromadki dzieci, potem wnucząt. Mimo to, nie zapomniał o starym kompanie. Spędzałem u niego święta, byłem zapraszany na urodziny, chrzciny dzieci. Jestem nawet ojcem chrzestnym jego syna. I mimo tego, że po śmierci żony Ryszard zamieszkał w Gdańsku u swojej córki, która się nim opiekowała, zawsze byliśmy w kontakcie telefonicznym. Zresztą w dzień Wszystkich Świętych odwiedzam też dawnych znajomych, leżących na różnych tczewskich cmentarzach. Uważam, że w tych dniach modlitwa należy się każdemu – zwłaszcza tym, których groby są zaniedbane, opuszczone. Znam dwa takie, o które od dawna nikt nie dba. Zawsze idę tam, z lampką, żeby chociaż ktoś tam postał i zmówił modlitwę. Ja też chciałbym, żeby po mojej śmierci ktoś zadbał o mój grób, postawił świeże kwiaty. I mimo tego, że jestem bezdzietnym kawalerem wiem, że tak będzie – mam wokół siebie serdecznych ludzi, którzy nigdy o tym nie zapomną












Napisz komentarz
Komentarze