Na cmentarzu przy ul. Gdańskiej w Tczewie rozmawialiśmy z tczewiankami, którym trudno pogodzić się z myślą o stracie najbliższych.
Nigdy nie narzekała
Krystyna Jarzębowska, 76 lat, Tczew, wspomina swoją matkę, Martę i ojca, Franciszka.
- Mama nie żyje od 1979 r., Tata zmarł 6 lat wcześniej. To była wspaniała, silna kobieta, pełna ciepła i dobroci. Mimo tego, że mieszkaliśmy na wsi i wychowywała siedmioro dzieci, doskonale sobie ze wszystkim radziła, zawsze była uśmiechnięta. Nie pamiętam, aby kiedykolwiek narzekała. Była nie tylko filarem naszej rodziny, ale także innych mieszkańców wsi. Pomagała sąsiadkom, gdy rodziły się im kolejne dzieci, robiła im na drutach piękne sweterki. Nigdy nikomu nie odmawiała pomocy. Mój dom rodzinny zawsze pełen był ludzi, gwarny, wesoły. Do Taty koledzy przychodzili grać w karty. Zawsze był serdeczny i wesoły. Grywał na weselach, był bardzo lubiany. Bardzo się z Mamą kochali, nie pamiętam, aby kiedykolwiek się kłócili. Zawsze odzywali się do siebie z szacunkiem. Miałam to szczęście żyć w naprawdę szczęśliwej rodzinie. Wychowywaniem dzieci zajmowali się oczywiście oboje, ale Tata był zdecydowanie łagodniejszy. Pamiętam go z tym jego dobrotliwym uśmiechem na twarzy, łagodnym spojrzeniem i fajką, którą lubił ćmić. Siedział na swym ulubionym miejscu przy piecu na drewnianym stołku. Mama wprowadzała tą łagodną, ale bardzo potrzebną gromadce dzieci dyscyplinę. Była piękną i zadbaną kobietą. Pamiętam, gdy jako dziecko czesałam jej piękne, długie włosy, które zazwyczaj ściągała w sztywny kok. Moi Rodzice byli bardzo religijni i właśnie te wartości starali się nam przekazywać. Miałam w nich oparcie całe życie – gdy wyszłam za mąż, a na świecie pojawiały się dzieci. Po śmierci Taty Mama bardzo podupadła na zdrowiu. Tak jakby wraz z nim w niej też coś umarło. Mimo, że od ich śmierci minęło tyle lat wciąż za nimi tęsknię. Myślę o nich cały rok, pielęgnuję ich grób i modlę się za nich. Zapamiętałam ich obraz jako wspaniałych ludzi, oddanych rodzinie, wesołych i serdecznych. Opowiadałam o nich moim wnukom. Niech wiedzą, komu zapalają lampkę i za kogo się modlą. To bardzo ważne, aby zawsze przybliżać nowym pokoleniom sylwetki ich przodków, aby pamięć o nich nie umarła, aby nie stali się anonimowi. Zasługują na to.
Przygotowany na „odpoczynek”
Martyna Ligmanowicz, 32 lata, Tczew, wspomina swojego ojca, Waldemara.
- Tata nie żyje od trzech lat. Zmarł na raka żołądka po długiej, wyczerpującej chorobie. Mimo tego, że bardzo cierpiał, nigdy się nie skarżył. Przynajmniej nam – mnie i bratu. Mama przyznaje, że miał chwile załamania, jednak zawsze zastrzegał, aby „nie mówiła dzieciom”. Dzięki temu mam w pamięci obraz nie umęczonego, umierającego człowieka, lecz godnego, pogodnego i cierpliwego mężczyzny, przygotowanego na odpoczynek. Bo on nigdy śmierci nie nazywał „końcem” czy innymi ponurymi synonimami – mówił o niej „odpoczynek”. Dzięki temu i nam przestała się ona kojarzyć jako z końcem wszystkiego. Wspierał nas i mówił, że nawet gdy już odpocznie, będzie z nami. Był dobrym człowiekiem. Oczywiście, jak każdy z nas, miał na sumieniu pewne grzeszki. Nie chodzi przecież o to, aby kogoś idealizować. Był dobrym Tatą, uwielbiałam zabawy z nim. Pamiętam, jak zabierał mnie na ryby. Łowiłam z nim, a potem płakałam, że taka śliczna rybka zostanie zabita. W ostateczności Tata… wypuszczał swoje zdobycze i wracaliśmy do domu z niczym. Ale nigdy nie odmówił mi, gdy chciałam, aby zabrał mnie na ryby. Mimo, że wiedział czym to grozi. Był bardzo dumny, kiedy jego znajomi mówili, że jestem do niego bardzo podobna. Niestety, pamiętam też Tatę z nieodłącznym atrybutem w ręce, czyli z… papierosem. Palił dużo, co niestety nie pozostało bez wpływu na jego późniejszą chorobę. Nie słuchał naszych próśb, był uparty. Kiedy urodziłam pierwsze dziecko szalał z radości, że jest dziadkiem. Wówczas rzucił palenie na… trzy miesiące. Gdybym miała opisać go jednym słowem byłoby to po prostu słowo najpiękniejsze i najzwyczajniejsze zarazem: Tata. Był też człowiekiem o bardzo dużym poczuciu humoru. Nawet na łożu śmierci żartował do nas, aby jego grobu nie przystrajać mnóstwem kwiatów i zniczów. „To takie niemęskie” – mówił. Dlatego położymy mu tylko jedną doniczkę przepięknych białych kwiatów i jeden duży znicz. Żeby mu się podobało…
Reklama
Wszystkich Świętych - tczewianie wspominają najbliższych
Listopadowe dni Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny zmuszają do refleksji i pamięci o tych, którzy już odeszli.
- 30.10.2012 15:35 (aktualizacja 13.08.2023 13:07)

Reklama










Napisz komentarz
Komentarze