W ub. roku zmagania chłopca z chorobą opisywaliśmy na łamach GT wielokrotnie. Każde spotkanie z rodzicami napawało optymizmem i podziwem z jaką determinacją walczą o życie Jasia.
Walczyli wszyscy
Chłopiec urodził się jako wcześniak z zespołem Arnolda Chiariego. Choroba polega na przemieszczeniu struktur tyłomózgowia do kanału kręgowego doprowadzająca w ostateczności deformacji czaszki. Na jego rzecz odbywały się liczne zbiórki, licytacje, również charytatywny koncert z udziałem gwiazd disco polo, a nawet przejazd rowerami z Pruszcza Gdańskiego do Nowego Sącza, w którym towarzyszyliśmy uczestnikom. Wszystko to po to, by zebrać potrzebne 2 mln zł na operację w Barcelonie. Personel szpitala i rodzice, włożyli wiele wysiłku, by ustabilizować stan zdrowia chłopca. Od urodzin, 22 października 2017 r., do połowy sierpnia 2018 r. maluch przebywał w szpitalu. Krótko po powrocie do domu Jaś znowu zachorował, po czym ponownie konieczna była hospitalizacja (wcześniej lekarz rodzinny odmówił matce chłopca przewiezienia do szpitala w Gdańsku - w tej sprawie toczy się postępowanie, jednak oskarżoną jest matka chłopca). Rodzina bardzo szybko nauczyła się fachowej opieki - od podłączenia tlenu do koncentratora, po karmienie dojelitowe - Mały Rycerz był pod ich kontrolą dosłownie 24 godz. na dobę. Odwiedzający ich w domu wiedzieli, że nawet niewielka infekcja wniesiona z zewnątrz może być dla chłopca zagrożeniem.
Zgasła mała iskierka
Przyjaciele głęboko wierzyli, że mały Jaś będzie żył. Trzymali kciuki zarówno za niego, jak i jego bliskich. Niestety, 29 stycznia br. rodzice zamieścili wpis o wysokiej gorączce utrzymującej się od dwóch dni, i ogólnie złym stanie chłopca. Lekarz bał się wysyłać Jasia do szpitala twierdząc, że mały przyjedzie z jedną infekcją, a wróci z kolejnymi. Z godziny na godzinę jego stan się pogarszał. Od środy 30 stycznia, przyjaciele i znajomi z niepokojem śledzili kolejne wpisy, cały czas będąc pełni nadziei, że Mały Rycerz wygra kolejną batalię. Kiedy w końcu chłopiec trafił na oddział był już bardzo osłabiony - wdała się sepsa, po czym wielokrotnie następowało zatrzymanie akcji serca. Po 10 reanimacjach ostatnią nadzieją było przetoczenie krwi. Niestety stan Jasia uniemożliwił jego uratowanie. Serduszko zgasło w nocy o 1.15. Do bliskich chłopca ze wszystkim stron napływają kondolencje, do których dołącza także redakcja GT.











Napisz komentarz
Komentarze