- Wysyłacie co roku setki maili do różnych firm, aby przekazywali fanty na aukcję WOŚP. Z jakim skutkiem?
- Z tym bywa bardzo różnie. W tym roku kolega rozesłał 200 maili, a był tylko jeden odzew. To są setki telefonów i chodzenie od firmy do firmy, od sklepu do sklepu z prośbą. Dwa miesiące przed finałem przypominamy się, że będzie grać Orkiestra. Mamy stałych sponsorów, np. jubilerów. Pozytywnym przykładem jest Flextronics, gdzie pracownicy sami zebrali 3 tys. zł. Podobnie jest z zainteresowaniem zespołów, które mogłyby zagrać podczas finału. Raptem trzy się tym zainteresowały, nie licząc tych, które rzeczywiście zagrały w sali widowiskowej Centrum Kultury i Sztuki. Często jest odpowiedź: jestem menedżerem zespołu, zastanowimy się, prześlemy odpowiedź i na tym się kończy. Lepiej więc, gdy sami zadzwonimy i ktoś stanowczo odmówi. To lepsze niż mglista obietnica. Większość fantów na licytacje została załatwiona przez wolontariuszy w sklepach. To co zostało z licytacji, a nie jest tego dużo, będzie wykorzystane w przyszłym roku. Pióro prezydenta „poszło” za 140 zł, jedno serduszko za tysiąc zł a drugie za sto parę zł. Trzeba też pamiętać, że nie wszyscy akceptują ideę WOŚP. Czasem ręce opadają, gdy ktoś robi sobie żart, tak jak w tym roku właściciel jednego z punktów usługowych w Tczewie. Pytaliśmy czy nie mogliby ufundować karnetu. W rozmowie telefonicznej najpierw nas odsądzono od czci i wiary, że nic nie dadzą, potem w kolejnej obiecano nam... 5 tys. zł, a na koniec padło stwierdzenie, że to był żart. Zmarnowaliśmy dużo czasu i energii. Czasem ręce opadają.
- Czyli generalnie nie wierzą w ideę...
- Być może też niektórzy sądzą, że my w sztabie Orkiestry bierzemy pieniądze. A prawda jest taka, że to my musimy coś dołożyć od siebie – wolny czas, siły, entuzjazm, zaangażowanie, pieniądze. Zanim dojdzie do dnia finału, trzeba wykonać ogrom pracy.
- Od was oczekuje się solidności, uczciwości, ale też i wy oczekujecie poważnego potraktowania...
- Tak, my kontakty z firmami traktujemy bardzo poważnie. Podobnie jak wolontariuszy. Zgłosiło się 100 osób. Tyle nie mogliśmy wziąć. Ale nie odmawiamy chętnym. Pomagali przy cateringu. Dzięki sponsorom, np. pizzeriom, sklepom możemy zapewnić wolontariuszom ciepły posiłek, bułki, napoje. (…)
- Co pani tak naprawdę z tego ma...
- … satysfakcję z tego, że mogłam pomóc. I z tego, że z roku na rok jest coraz więcej pieniędzy. Podczas imprezy ktoś się mnie pytał czy nie kandydowałabym na radną. Powiedziałam, że nie. Nie robię tego dla siebie, ale dla Tczewa. Wolę zajmować się Orkiestrą i być wolontariuszem.
- Domyślamy się, że w poniedziałek po kolejnym zakończonym finale ma pani wszystkiego dosyć?
- Szczerze mówiąc, jeszcze tydzień po orkiestrze każdy mówi, „to był mój ostatni raz”. Jednak ze swej strony postaram się zrobić następną imprezę i zebrać jak najwięcej pieniędzy. Chciałabym, aby w przyszłym roku pan prezydent pomógł nam w poszukiwaniu sponsorów. Zasadniczo tylko jedna firma mocno włączyła się do akcji. W tym roku Duże Serce kupił pan za 10 tys. zł. Aby dalej pociągnąć akcję z licytacją serca potrzeba sponsorów. Należy tę sprawę rozpropagować, nadać jej stosowny wymiar. (…)
Więcej na ten temat w papierowym wydaniu Gazety Tczewskiej!












Napisz komentarz
Komentarze