Jakiś czas temu zwrócił nam na to uwagę jeden z mieszkańców tej ulicy, który zauważył, że nawet rowerem trudno zmieścić się w obowiązującym przedziale prędkości, nie mówiąc już o jeździe samochodem. Odcinek od skrzyżowania z ul. Bałdowską do końca ul. Wyspiańskiego w żaden sposób nie jest drogą wewnętrzną, jak w przypadku osiedla blokowego, gdzie tego typu ograniczenia są zrozumiałe.
Nikt nas nie zapytał
- Zastanawiam się na ile na wysokości przecięcia ul. Wyspiańskiego z ul. Matejki to ograniczenie jest zasadne i sensowne – zwracał uwagę jeden z mieszkańców ul. Wyspiańskiego. – Czy wprowadzona zmiana wynika z kaprysu, któregoś ze znanych mieszkańców Tczewa? Skąd to ograniczenie skoro nie ma tu wypadków, a ruch niewielki? Moim zdaniem tak duże ograniczenie prędkości sprawia, że zastosowanie się do niego jest niemożliwe, a zatem zbędne. Po co ktoś stworzył prawo, które nie będzie przestrzegane? Czyżby ktoś kupił dom i przejeżdżające samochody mu przeszkadzają?
Nasz czytelnik dodał, że we wspomnianym miejscu nie ma przedszkola, szpitala, ani szkoły. Ma pretensje, że nikt z decydentów nie zapytał o zdanie mieszkańców, choćby o to czy ruch samochodowy jest w tym miejscu uciążliwy.
Tymczasem Zakład Usług Komunalnych - pod który podlega Miejski Zarząd Dróg - tłumaczy, że znak został wprowadzony na wniosek mieszkańców... ul. Wyspiańskiego. Wygląda zatem na to, że dla części z nich nowe rozwiązanie jest na rękę, a dla części nie.
- Odwiedziło nas kilka osób z prośbą o wprowadzenie nowego oznakowania – tłumaczy Marian Kamiński, dyr. ZUK. – Zastanawialiśmy się jak rozwiązać ich problem i doszliśmy do wniosku, że montowanie spowalniacza nie ma w tym miejscu najmniejszego sensu. O ile na osiedlu blokowym takich przeszkód można się spodziewać, tu mogłoby ono spowodować szkody. Postanowiliśmy wprowadzić znak, ale wszystkim się nie dogodzi. Jedni myślą tak, drudzy inaczej.
Niekonsekwencja
Zastanawiająca jest niekonsekwentność oznakowania. W stronę gdzie kończy się ulica i do jej końca pozostaje ok. 100 m postawiono znak ograniczający prędkość do 30 km/godz. Dziwne jest, że w przeciwną stronę, gdzie do głównej ulicy jest spory kawałek obowiązuje ograniczenie o 10 km mniej.
Niektórzy kierowcy, którzy nie są mieszkańcami ulicy, na której znajduje się znak, gdy pojawiają się tutaj nie mogą przestać się dziwić. W Tczewie takie ograniczenie na zwykłej miejskiej drodze – nie będącej drogą wewnętrzną to swoiste nowum. Pytanie zatem pozostaje otwarte: czemu miało to służyć?











Napisz komentarz
Komentarze