A wszystko to w ramach Dnia bez Samochodu, obchodzonego w ramach Europejskiego Tygodnia Zrównoważonego Transportu.
Karnie z prezydentem na czele
Tłumy rowerzystów na czele z prezydentem Mirosławem Pobłockim i wiceprezydentem Zenonem Drewą, który zamykał wielką grupę na rowerze w pomarańczowej kamizelce, karnie stawił się jeszcze przed zaplanowaną na godz. 10.45 zbiórkę na tczewskiej kanonce.
Gdy tylko pojawiał się nowy rowerzysta wolontariuszki podchodziły do niego i prosiły o podpisanie karty rejestracyjnej.
Po nastrojach uczestników, spośród których przybyło wielu z dziećmi, a widać było też nauczycieli tczewskich szkół z całymi klasami (zauważyliśmy m.in. dzieci z SP nr 2 i SP nr 5), można było łatwo przekonać się, że ten rodzaj aktywności jest bardzo bliski mieszkańcom Tczewa.
Atrakcje czekały na mecie
Trasa wiodła ulicami: Wojska Polskiego, pl. J. Piłsudskiego, Obr. Westerplatte, 1. Maja, wiaduktem im. Maciej Płażyńskiego, Gdańską, al. Solidarności, Armii Krajowej, Jagiellońską Wojska Polskiego, 30-go Stycznia, Bałdowską, Nowowiejską i Konarskiego.
Przejazd był dobrze zabezpieczony przez tczewskie służby porządkowe. Niestety tym razem w stosunku do ubiegłych lat tempo było koszmarnie wolne. Wielu rowerzystów musiało schodzić z rowerów przed skrzyżowaniami. Na szczęście w miarę pokonywania kolejnych kilometrów peleton się nieco rozpędzał.
Uczestnicy zakończyli rajd na terenie niecki nadwiślańskiej na osiedlu Czyżykowo, gdzie w ramach tzw. „pikniku mobilności aktywnej” czekało na nich szereg atrakcji.
A były to stoiska z grami i zabawami plenerowymi, prezentacje form aktywnego spędzania czasu wolnego w mieście. Liczne konkursy dla dzieci. Na mających kłopoty ze swoim jednośladem czekali darmowi serwisanci.
Atrakcją były także stoiska tematyczne, plenerowe warsztaty tworzenia przypinek o tematyce rowerowej oraz... eko-poczęstunek. Co niektórych zaskoczył gadżet-niespodzianka promujący mobilność aktywną w mieście. Nie zabrakło turniejów rowerowych.
Brakuje praktycznych rozwiązań
Kolejny raz okazało się, że miastu kolaży nie brakuje, brakuje natomiast ścieżek rowerowych i wydzielonych pasów dla nich. Choć w ostatnich latach sytuacja pod tym względem znacznie się poprawiła – nie da się ukryć jest jeszcze wiele do zrobienia. Istnieje wiele miejsc, gdzie trasy rowerowe nagle się kończą. Nadal zdumiewa rozwiązanie na wiadukcie w ul. Wojska Polskiego, gdzie po jednej stronie jest ścieżka rowerowa, a po drugiej próżno jej szukać. A takich miejsc jest więcej, choćby przy samym ratuszu, gdzie tuż przy nim jest mały fragment ścieżki natomiast od strony wieży ciśnień aż do dawnego CED-u nie ma jej w ogóle. Z kolei przy ul. Jagiellońskiej zbudowano fragmentaryczną ścieżkę do... nikąd.
Wymowne były słowa jednego z obserwatorów symbolicznego przejazdu: „Niech najpierw trasy zbudują, a potem jeżdżą”.
Na szczęście, choć z mozołem sytuacja kolaży polepsza się z roku na rok. Dobrym przykładem jest połączenie osobnym pasem rowerowym (przez „zebrę”) ścieżki rowerowej prowadzącej od Dworca PKP w stronę al. Zwycięstwa. Być może przyspieszeniu wymaga jedynie tempo tych zmian?























Napisz komentarz
Komentarze