Z całego garażu ocalał metalowy stół stolarski i jego lokator. Po godz. 1 w nocy wyczołgał się z płomieni i zaczął pukać do okien zamieszkałych na parterze. Tego samego dnia przed południem sąsiedzi ruszyli z pomocą. Wynieśli spalone szafki i łóżko, wymietli zniszczone fragmenty wyposażenia. W środku zostały zwęglone ściany, przyniesiona (nowa) kanapa, a na niej bezdomny, okryty kilkoma kocami.
- Czemu nie chcę do schroniska? Panie redaktorze, ja takiej pomocy to nie potrzebuje - mówi z rozbrajającą szczerością.
Kupił grzejnik za flaszkę wódki
Mieszkańcy wykazują wobec bezdomnego wiele cierpliwości i życzliwości, ale wszystko ma granice. Po ostatniej akcji zadzwonili do redakcji GT.
- On jest po wyroku. Żona wyrzuciła go z domu, bo pił. Teraz mieszka w garażu, który jest jego własnością. Jak przepije emeryturę, to okoliczni noszą mu jedzenie, żeby nie umarł z głodu - mówi jeden z mężczyzn.
- Dzwoniliśmy na policję, straż miejską, do sanepidu, ale każdy rozkładał ręce - dodaje inny. - Prosiliśmy, żeby zabrali go do ośrodka, bo zapije się na śmierć, albo puści z dymem nasze samochody. Nie było reakcji. W środę o mało nie spłonął w tym garażu. Za flaszkę kupił stary grzejnik, żeby nie zamarznąć. Poszło zwarcie i wszystko stanęło w płomieniach. Ludzie w panice, próbowali ratować auta.
Straż interweniowała u bezdomnego już wcześniej. To nie pierwszy pożar w prowizorycznym mieszkaniu. Kiedyś wyciągnięto go nieprzytomnego dosłownie w ostatniej chwili. Jakby tego było mało, 11 czerwca 2016 r. policja dostała zgłoszenie o martwym mężczyźnie, który zapił się w garażu na śmierć. Właściciel libację przeżył. Co tu się jeszcze wydarzy - pytają mieszkańcy Nowowiejskiej 1. (...)








Napisz komentarz
Komentarze