Według relacji jednego ze strażaków z OSP Turze, biorącego udział w akcji, pożar mógł nastąpić ok. godz. 15.30, a sama akcja trwała od 15.40 do 17. Na miejscu zdarzenia pojawiły się również zastępy z OSP Dalwin i OSP Miłobądz oraz PSP Tczew.
Dobrze, że butla nie wybuchła!
- Strażacy od razu wyciągnęli korki i odcięli źródło prądu – mówi Dagmara Wojtarowicz, która ucierpiała w wyniku pożaru. – Inaczej nie wiem co by się stało. Pół wsi by „wywaliło”. Wynieśli też butle gazowe. Byłam poza domem, gdy zaczęło się palić. Na miejsce przyjechałam ok. godz. 16.30. Mieszkam tutaj razem z 92-letnią prababcią, babcią i młodszym bratem. Jest też pies.
- W środę rano pojawią się kontenery od gminy – informuje Bożena Wiśniewska, starszy pracownik socjalny w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej w Urzędzie Gminy Tczew. – Tyle, ile będzie potrzeba. Mieszkańcy chyba nie przeprowadzą remontu domu, bo... paradoksalnie za dużo pieniędzy włożyli w jego urządzenie. Gmina może wesprzeć rodzinę finansowo - do 3 tys. zł. Wójt zadeklarował pomoc przy odbudowie dachu. Rzeczoznawca oceni stan budynku. Na razie nie można tam wchodzić. Jest zakaz. Nawet ładne drzwi zewnętrzne też są uszkodzone, bo trzeba je było wypchnąć, by wejść do środka podczas akcji.
We wtorkowe wczesne przedpołudnie na podwórku zastaliśmy część domowników i Alicję Chomicz, sołtyskę Szczerbięcina. Także wójt nie poprzestał na jednej wizycie, był także we wtorek.
W domu nie ma już nikogo i żadnego sprzętu. Puste ściany i wysprzątane już po pożarze pomieszczenia. Smętnie wyglądają grzejniki na ścianach i nowe plastikowe okna. Po tragedii najstarsza mieszkanka trafiła do syna w Tczewie. Jak twierdzi rodzina, 92-latka bardzo przeżyła to zdarzenie. Ale najchętniej wróciła by do siebie... do stodoły.
(...)
Pomocni sąsiedzi i rodzina
- Dzisiejszą noc, ja, mój brat i babcia, spędziliśmy u rodziny, u naszej cioci Mirosławy Ziarniewicz, i tam możemy być przez kolejne dni – dodaje dzień po pożarze Dagmara Wojtarowicz. – Wczoraj był wójt Roman Rezmerowski i powiedział, że gmina pomoże finansowo i w robieniu porządków. Strażacy, zarówno ochotnicy, jak i zawodowi, spisali się na medal. Sąsiedzi, mieszkańcy wsi stanęli na wysokości zadania, byli wręcz w gotowości bojowej. Kto jak potrafił, pomagał i ratował. Wczoraj sąsiadka przyniosła kanapki. Wszystkim za pomoc dziękuję.
- A nocleg i pomoc zaproponowali też sąsiedzi – wyjaśnia Aldonia Milińska, babcia pani Dagmary. - Spaliła się cała góra domu, cały dół jest zalany – relacjonuje Dagmara Wojtarowicz. - Od strażaków dostaliśmy protokół, że dom grozi zawaleniem. Udało się uratować meble, sprzęt AGD i RTV. Ten dobytek wynieśliśmy z zalanych pomieszczeń na dole. To co było na górze, wszystko się spaliło. W naszej rodzinie tragedie idą lawinowo. Dwa lata temu zmarła nasza mama, w wieku zaledwie 41 lat. To jest nie do opisania.
- Budynek był ubezpieczony – podkreśla Dagmara Wojtarowicz. - Nie wiemy jeszcze co będziemy robić? Musimy się zastanowić czy będziemy remontować dom, czy stawiać nowy. Zobaczymy. Nie jest tak źle, bo babcia ma kawałek pola - 2 ha.
(...)
Jeśli możesz - pomóż
- Przyjechaliśmy naszym wozem jako pierwsi – relacjonuje pan Andrzej, strażak ochotnik z OSP Turze. – Od nas było 10 strażaków. Po ugaszeniu pożaru, domownicy, strażacy i sąsiedzi wynosili dobytek z parteru domu. Wszyscy pomagali ofiarnie. Całość pozostałego mienia trafiła do stodoły. Dobrze, że blisko był sprawny hydrant i odpowiednie ciśnienie wody. Cały czas można było ją podawać. Do czasu przyjazdu jednostki państwowej straży akcją koordynował Marian Łyko, prezes OSP w Turzu.
(...)
Apelujemy do Państwa o pomoc dla tej rodziny (poprzez GOPS). Nie bądźmy obojętni na cudze nieszczęście.














Napisz komentarz
Komentarze