Dzieci z Rodzinnego Domu Dziecka w Sucuminie zaczęły otwarcie mówić o tym, czego doświadczyły. I to, o czym mówią, jest przerażające. Sygnały o nieprawidłowościach dotyczących RDD państwa Ż. ze Starogardu Gd. docierały do lokalnych mediów (m.in. Gazety Kociewskiej) od ponad czterech lat. I za każdym razem, za każdym sygnałem uderzały w beton biurokratycznej władzy. Nikt nie chciał słyszeć o cierpieniu dzieci, nikt nie chciał wierzyć, nikt niczego nie zrobił, aby odmienić los i tak skrzywdzonych już dzieci. Teraz sprawą zajęła się Prokuratura Okręgowa w Gdańsku oraz Rzecznik Praw Dziecka.
Jeden jogurt na kilka lat
Dzieci będące pod opieką państwa Ż. są podzielone na dwie placówki. Jedna z nich znajduje się w Starogardzie Gd., druga w Sucuminie. Po publikacji mrożącego krew w żyłach materiału, w którym mówią o fizycznym znęcaniu się nad nimi, braku jedzenia, wyzwiskach a nawet traktowaniu paralizatorem okazuje się, że nadal są pod opieką państwa Ż. Jak się dowiadujemy, ich sytuacja wcale się nie poprawiła.
- Nic się nie zmieniło. Jest nawet gorzej – mówi jedna z wychowanek państwa Ż.
Normą wśród dzieci, które nie radzą sobie z realiami, jakich doświadczają w rodzinie zastępczej państwa Ż. mają być próby samobójcze.
- Tam dużo osób chciało się zabić. Jedna dziewczyna chciała się pociąć. Drugi chłopiec chciał się w szkole powiesić. Nie radzili sobie z tym, co jest w domu. Takie rzeczy zdarzały się nagminnie. Nie mieli psychologa ani nic. Jeden chłopiec przebywa w jakimś zakładzie, w ogóle nie wiadomo za co. Wszystkich teraz straszą, że powywożą ich jak najdalej. PCPR murem stoi za Ż. Wczoraj była pani z PCPR-u i powiedziała, że trzeba doceniać to co mają – wyznaje podopieczna państwa Ż.
Nasi informatorzy wspominają sytuację, gdy jeden z chłopców został potraktowany paralizatorem przez pana Ż..
- Chłopak chciał wziąć swój tablet. Drugi to powiedział opiekunom i wtedy dostał paralizatorem. Miał złamany nos (ten pierwszy). Do takich sytuacji dochodzi, jest przemoc fizyczna i psychiczna – mówią.
Z relacji naszych informatorów wynika, że w domu w Sucuminie nierzadko brakowało jedzenia czy podstawowych środków higieny.
- W Sucuminie czasem nie było w ogóle obiadów, był spleśniały chleb. Brakowało takich podstawowych rzeczy, czasem brakowało nawet papieru toaletowego, to mówili, że za dużo zużywamy. Powiem, że mieli na nas wylane, bo inaczej nie da się tego powiedzieć. Nie dość, że oszukują nas z pieniędzmi, to jeszcze nie kupują jedzenia... Kupują pasztet, wsadzają w lodówkę i mówią, że mamy żreć. Absolutnie nie ma żadnych jogurtów ani owoców. Powiem pani szczerze, że przez kilka lat raz dostałam jogurt. Bananów nie było, soków, wodę z kranu piliśmy – wspomina. (...)
Reklama
Bite, poniżane, głodzone – wstrząsające wyznania dzieci z rodziny zastępczej
Głód, przemoc, zastraszanie... Wrócił temat dramatycznych warunków w Rodzinnym Domu Dziecka w Starogardzie Gd. i Sucuminie. Dzieci zaczęły otwarcie mówić o horrorze, jaki spotkał je w rodzinie, która miała pomóc im stanąć na nogi po problemach, z jakimi borykały się w swoich rodzinnych domach. Jak się jednak okazało, trafiły z deszczu pod rynnę. - Te małe dzieci też są bite i rzucane o ścianę – mówi jedna z wychowanek państwa Ż. Czy dziś los dzieci przebywających w rodzinie państwa Ż. ma szansę się odmienić? Czy ktoś wreszcie zareaguje?
- 22.09.2016 16:01 (aktualizacja 16.08.2023 17:00)

Reklama










Napisz komentarz
Komentarze