Rywal Gryfa to zespół zaliczany do grona faworytów IV ligi, mający aspiracje awansu. W Tczewie drużyna Aleksandra Cybulskiego potwierdziła to na boisku. KS mógł objąć prowadzenie w 4. minucie - po strzale Łukasza Beyla i interwencji Damiana Janiszewskiego piłka odbiła sie od słupka.
Walka w środku boiska
Mecz był zacięty. Obie drużyny starały się grac pressingiem. Gryfici ustawiali się bardziej defensywnie, goście przejęli inicjatywę i starali się prowadzić grę, sforsować zagęszczoną środkowa strefę boiska. Tczewianie bronili się skutecznie, choć rywale mieli sporo szans po stałych fragmentach gry. Kilka razy też groźnie strzelali z dystansu, ale Janiszewski nie dał się zaskoczyć. Tczewianie zagrali odważniej w końcowych pięciu minutach pierwszej połowy. W 44. minucie Kamil Nowaczyk miał szansę na zdobycie bramki, ale w dobrej pozycji nie zdołał oddać strzału naciskany z tyłu przez rywala (obrońca atakował na pograniczu faulu). W drugiej połowie obraz gry niewiele się zmienił - Gryf aktywnie i konsekwentnie przeszkadzał rywalom, ale z tą różnicą, że nie był w stanie wyprowadzić kontrataku. Tczewianie nie pozwalali rywalom na wypracowanie stuprocentowych szans, ale to KS miał inicjatywę w środkowej strefie. Przez to chwaszczynianie znów mieli sporo rzutów wolnych na połowie gospodarzy. W 65. min. przy dośrodkowaniu z rzutu rożnego w środek pola bramkowego nie interweniował Janiszewski, opadająca za wyskakującymi zawodnikami piłka spadła na nogę obrońcy Gryfa Mateusza Włodowskiego i wtoczyła się do bramki.
Emocje do końca
Pomimo straty gola, gryfici wciąż nie byli w stanie utrzymać się przy piłce i przejść do ataku. Walkę w środku pola wygrywali goście. Trener Różycki dokonał zmian, tczewianie zaczęli grać odważniej, ale to rywale stwarzali więcej szans bramkowych niż Gryf. KS powinien kilka razy podwyższyć na 2:0, ale kapitalnie bronił Janiszewski. Niewykorzystane sytruacje mogły się na KS zemścić w 86. min, kiedy to po kontrze Gryfa szansę miał Mikołaj Powalisz. Jego uderzenie obronił Dariusz Grubba, ale wypuścił piłkę z rak a potem z powrotem ją złapał, ale po zagraniu swojego obrońcy - sedzia słusznie podyktował rzut wolny pośredni niemal z linii pola bramkowego. Drogę w go siatki w gąszczu próbował znaleźć Sławomir Riebandt, jednak piłkę zatrzymał Grubba. Ostatecznie KS Chwaszczyno, choć po golu samobójczym, wygrał zasłużenie. Trener Różycki był odmiennego zdania.|
- To był mecz na remis - mówił. - Optyczna przewaga gości wynikała z naszej taktyki. Gola straciliśmy po błędzie bramkarza, w innych sytuacjach Damian pokazał klasę, ale dopiero wtedy, gdy sie odkryliśmy i dążyliśmy do odrobienia strat. My też mieliśmy swoje szanse - na przykład Nowaczyk w końcówce pierwszej połowy - dodał tczewski trener.
My dodajmy, ze trener ma kłopoty kadrowe, zwłaszcza w linii ataku. W meczu z KS zabrakło kilku zawodników, nie było już Kamila Gronkowskiego (wyjazd za granicę), także Rafała Wszołka, Szymona Grzelaka i kilku innych zawodników. W sobotę Gryf Tczew grać będzie na wyjeździe z Pogonią Lębork.
Gryf Tczew - KS Chwaszczyno 0:1 (0:0)
Bramka Mateusz Włodowski (65. - sam.)
Gryf: Janiszewski - Włodowski, Saczuk, Ossowski, Wojciechowski, Kołodziej, Borys, Riebandt, Dmitrzyk, Schmidt (68. Powalisz), Nowaczyk (68. Dyller)












Napisz komentarz
Komentarze