Na spotkanie z muzykami, z cyklu „Wieczór szczerości”, zaprosiło Towarzystwo Miłośników Ziemi Tczewskiej. Bohaterami wieczoru byli: Michał (pianista i muzykolog), Tadeusz (dyrygent, skrzypek i dyrektor Centrum Kultury i Sztuki w Tczewie) oraz Dominik (uczeń poznańskiej Szkoły Talentów w klasie skrzypiec) Żmijewscy.
Ryszard – miejski plastyk
Opowieść o klanie Żmijewskich należy rozpocząć od Ryszarda – rodowitego tczewianina, ojca Michała. Okazuje się, że gen artystyczny występował w tej rodzinie od pokoleń. Ryszard Żmijewski był profesorem sztuki w gimnazjum, mieszczącym się w dzisiejszej Szkole Podstawowej nr 5. Studiował w Krakowie, a jego edukacją malarską przez jakiś czas zajmował się – bezinteresownie - sam Stanisław Wyspiański.
- Można powiedzieć, że ojciec był naczelnym plastykiem miasta – opowiadał Michał Żmijewski. - Kiedy zmarł Józef Piłsudski burmistrz wezwał go mówiąc, że naprzeciw ratusza musi stanąć popiersie Piłsudskiego. Było to wieczorem, a rano pomnik miał już stać. Tata wykonał popiersie z gipsu nocą. Stało ono do początku wojny.
Ryszard wykonał także ołtarz do szkolnej kaplicy w gimnazjum. Niestety, ani popiersie Marszałka, ani ołtarz, nie zachowały się do naszych czasów. Ocalały za to witraże wykonane dla kościoła św. Józefa na Nowym Mieście w Tczewie. W prezbiterium świątyni znajduje się sześć witraży Ryszarda Żmijewskiego, charakteryzujących się nowoczesnym, jak na lata 30. XX wieku, ujęciem tematu.
Michał – wciągnięty przez Poznań
Michał Żmijewski mieszkał w Tczewie do wybuchu II wojny światowej.
- Moje dzieciństwo to 10 lat na ul. Strzeleckiej, czyli ówczesnej Harcerskiej - wspomina. - Za moich czasów była to ulica pełna dzieci – polskich, niemieckich i żydowskich. Żyliśmy w największej zgodzie. Bawiłem się od rana do nocy, w domu pojawiałem się tylko na posiłki. Ojciec zrobił moim kolegom i mnie dziesięć tarcz, mieczy i dzid z drzewa. Mogliśmy na ulicy toczyć prawdziwe bitwy, w miarę możności nie uszkadzając sobie ciała.
Niedaleko ul. Harcerskiej znajdował się świński rynek, wtedy jeszcze nie zabudowany. Dla okolicznych dzieci był miejscem zabaw, wyścigów i gry w piłkę. Na placu podziwiano ćwiczenia strażaków, a latem chodzono na karuzelę i do cyrku.
- W sierpniu 1939 r. pojechaliśmy na wakacje do babci do Gniezna, gdzie zastał nas wybuch wojny – mówił Michał Żmijewski. - Do Tczewa już nie wróciliśmy. Wciągnęła mnie orbita Poznania. Tam ukończyłem Akademię Muzyczną w klasie fortepianu i równocześnie muzykologię. Przez sześć lat wojny nie tknąłem fortepianu, co było dla mnie tragedią, zwłaszcza, że przed wojną już dobrze sobie na tym instrumencie radziłem.
Tadeusz – od solisty do dyrygenta
Tadeusz Żmijewski, syn Michała, do 2006 r. pojawiał się w Tczewie w roli jurora festiwalu „Familia”, lub jako dyrygent swojej orkiestry „Le Quattro Stagioni”. Trzy lata temu zdecydował się na wzięcie udziału w konkursie na dyrektora Centrum Kultury i Sztuki. Jak się okazało – z powodzeniem.
- Moja edukacja muzyczna zaczęła się w wieku 4 lat od przedszkola muzycznego, które działa do dzisiaj na poznańskim zamku – wyjaśniał Tadeusz Żmijewski. - Początki mojej nauki na skrzypcach były koszmarne – wydobywały się z niej dźwięki jak z otwieranej starej szafy. W końcu zaczęło to ewoluować w dobrą stronę.
Naturalną koleją rzeczy było kontynuowanie muzycznej edukacji, ukoronowanej w 1986 r. dyplomem ukończenia wydziału skrzypiec Akademii Muzycznej w Poznaniu. Po kilkunastu latach Tadeusz Żmijewski rozpoczął kolejne studia – tym razem dyrygenckie.
- Teraz bardziej interesuje mnie bycie dyrygentem niż skrzypkiem, bo nagrałem się już w kilku orkiestrach jako solista - przyznał.
Dominik – w ślady taty i dziadka
Najmłodszy przedstawiciel klanu Żmijewskich Dominik – syn Tadeusza, wnuk Michała – to
uczeń poznańskiej Szkoły Talentów w klasie skrzypiec, od listopada minionego roku dumny posiadacz prawa jazdy.
- Na paliwo zarabiam sam, grając np. na ślubach – zaznacza.
Mówi, że lubi występować na scenie, ale ćwiczenie gry to koszmar. Codziennie zajmuje mu to dwie godziny, choć przyznaje, że powinien poświęcać na to dwa razy więcej czasu.
- Nie nachodziła ciebie nigdy myśl, żeby walnąć tymi skrzypcami? – dopytywał prowadzący razem z Bożeną Chylicką spotkanie Ludwik Kiedrowski.
- Myślę, że tata by się zmartwił – żartował Dominik.
W wolnych chwilach Tadeusz i Dominik Żmijewscy łowią ryby w Puszczy Noteckiej.
- Pewnego razu w wieku 10 lat złowiłem 2,5-kilowego suma, ale że to było łowisko, to trzeba było za niego zapłacić, w granicach 70 zł za kilogram – opowiadał Dominik. - Chciałem go koniecznie wziąć do domu, ale tata był przeciwny. W przypływie furii skopałem kaloszem suma w siatce, w której go nieśliśmy.
Plany na przyszłość? Jakżeby inaczej – studia na Akademii Muzycznej w Poznaniu. Tak jak tata i dziadek…
Mazurek, kujawiak i „Ave Maria”
Skoro gośćmi „Wieczoru szczerości” byli muzycy, nie mogło na spotkaniu zabraknąć akcentu muzycznego. Michał Żmijewski brawurowo zagrał na pianinie mazurka B-dur Chopina, choć…
- Nie działa prawy pedał – żalił się po występie senior rodu.
Z kolei Dominik, przy akompaniamencie dziadka, wykonał utwór „Ave Maria” Bacha, a już samodzielnie - kujawiaka Wieniawskiego.
Reklama
Klan z artystycznym genem. „Wieczór szczerości” z muzykami trzech pokoleń
TCZEW. Co łączy trzech panów Żmijewskich oprócz nazwiska? Okazuje się, że nie tylko pasja muzyczna, ale i poczucie humoru…
- 09.03.2009 00:00 (aktualizacja 22.08.2023 23:25)

Reklama









Napisz komentarz
Komentarze