Już raz – w 2003 r. – próbowano poszerzyć granice Tczewa. Wówczas w jego skład miało zostać włączonych ponad 1250 hektarów w Bałdowie, Czarlinie, Rokitkach i Śliwinach. Argumentem przemawiającym za wszczęciem procedury był brak terenów inwestycyjnych w granicach miasta. Wniosek władz miasta nie został poparty przez Radę Miejską.
Będzie nas trochę więcej
Kierunki rozwoju grodu Sambora określa, uchwalone przez Radę Miejską, Studium Uwarunkowań i Kierunków Zagospodarowania Przestrzennego Miasta Tczewa. Wg dokumentu aktualne granice miasta wystarczają dla jego rozwoju, co poparto analizą struktury miasta i jego potrzeb oraz badaniami demograficznymi.
- Prognoza demograficzna z 2005 r. zakłada, że do 2020 r. liczba mieszkańców zwiększy się o ok. 5 tys. – mówi Danuta Morzuch-Bielawska, naczelnik Wydziału Planowania Przestrzennego w Urzędzie Miejskim. – W Studium stwierdzono, że rezerwy terenu z przeznaczeniem na mieszkalnictwo – ok. 200 hektarów - zaspokoją potrzeby rozwojowe miasta. Pod przemysł przeznaczono ok. 300 hektarów. Analiza mówi, że tereny przemysłowe przekształcają się w usługowe, co oznacza, że zapotrzebowanie na nie, nie jest tak duże.
Zmienić granice, ale po co?
Docelowe tereny w gminie wiejskiej Tczew, o które miasto mogłoby się ewentualnie powiększyć, leżą w Czarlinie, Rokitkach i Śliwinach. Jednak procedura zmiany granic nie zależy od miejskiego „widzimisię”, ale musi być poparta danymi uzasadniającymi poszerzenie, na które musi wyrazić zgodę lokalna społeczność. Wniosek – po przyjęciu uchwały Rady Miejskiej - z wynikami referendum trafia do wojewody, później do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, a ostateczną decyzję podejmuje premier.
- Nie odbywa się to na zasadzie sympatii premiera do danej jednostki samorządowej, tylko w oparciu o dokumenty i dobre argumenty – tłumaczy wiceprezydent Tczewa Mirosław Pobłocki. - Skoro chcemy zmieniać granice musimy wiedzieć po co. Zmiana nie jest celem, ale może być narzędziem do jego osiągnięcia. Pytanie: czego chcemy? Czy tego, żeby Tczew był większy? Zmiana granic w sytuacji przejmowania terenów prywatnych to zwiększenie kosztów funkcjonowania miasta. Gdybyśmy dzisiaj przyjęli sołectwo Bałdowo, mieszkańcy powiedzą, że chcą mieć takie same drogi i infrastrukturę jaką ma miasto. Nic w tym dziwnego, że będą oczekiwać podwyższenia standardów życia. Musimy wyraźnie stwierdzić po co zmiana granic jest nam potrzebna.
Negatywna suburbanizacja
Problemem nie jest brak miejsc z przeznaczeniem na mieszkalnictwo. Przykład to 120 hektarów przy ul. Głowackiego na Górkach, które na dłuższy czas zaspokoją zapotrzebowanie miasta na tego typu tereny. W Tczewie nie brakuje jeszcze większych i co najważniejsze pustych przestrzeni. Kłopot w tym, że ich właścicielem nie jest miasto, ale np. Agencja Własności Rolnej lub wojsko (tereny poligonów).
- Co zrobić jednak w sytuacji, gdy zgłosi się firma, która chce wybudować fabrykę, a nie ma gdzie? – pyta Mirosław Pobłocki. - To dobry argument za poszerzeniem granic, ale zwracam uwagę, że wszystkie duże fabryki znajdują się poza miastem, jak np. w Wędkowach. W gminach wiejskich są większe i tańsze tereny do dyspozycji. Takich powierzchni w Tczewie nie ma, ale pojawia się pytanie, czy miasto potrzebuje dużej fabryki, np. telewizorów. Pojawia się problem braku rąk do pracy, na co wskazują firmy już inwestujące na terenie Tczewa. Na tyle odbiliśmy się od dna po bezrobociu strukturalnym na początku lat 90., że dzisiaj nie mamy „atutu” masy ludzi poszukujących pracy.
Danuta Morzuch-Bielawska zwraca uwagę, że w Tczewie jest dużo tzw. pustek miejskich i na tych terenach miasto powinno się rozwijać:
- Planiści pytali się nas, czy chcemy miasto „luźne” i droższe, czy bardziej uporządkowane i tańsze dla wszystkich. Tczew, mimo tak dużej gęstości zaludnienia, nie jest ekonomicznie wykorzystany. „Wylewanie się” miasta poza jego granice, czyli tzw. suburbanizacja, jest zjawiskiem negatywnym. Jedynym argumentem, który mnie przekonuje, żeby zmieniać granice jest możliwość kształtowania przestrzeni przez plan miejscowy i administrowania jej, ale nie przekona to głównych decydentów. Gmina Tczew prowadząc swoją politykę przestrzenną nie pyta o nasze zdanie w tej sprawie, do czego oczywiście ma prawo.
Park za oknem to jest to!
Z urbanistami nie zgadza się wiceprezydent. Wskazuje, że Tczew ma jedną z największych gęstości zaludnienia w woj. pomorskim i dużo terenów, które nie są zagospodarowane na cele mieszkaniowe (jak poligony czy ogródki działkowe), a które dodaje się do ogólnej powierzchni miasta.
- Gdybyśmy jednak popatrzyli na same osiedla, są one bardzo intensywnie zabudowane – kontynuuje M. Pobłocki. - Nie wyobrażam sobie sytuacji, że dokładamy nowe budynki do istniejącej zabudowy. Może pojawić się argument, czy stać nas na to, by nie wykorzystać uzbrojonego, gotowego i taniego do zabudowy terenu, czy iść raczej w kierunku terenów dziewiczych, za których uzbrojenie trzeba dopiero zapłacić. Mieliśmy słynny przykład ul. Andersena, który pokazał, że ludzie oczekują nie intensywnej zabudowy miejskiej, tylko zabudowy o dużej ilości terenów zielonych.
Nasz rozmówca przywołuje przykład wschodnich landów Niemiec, w których by z powrotem przyciągnąć ludzi, którzy wyjechali na zachód kraju, dokonywano rozbiórek budynków na osiedlach z szarej płyty, aby polepszyć komfort mieszkania.
- Jeżeli mieszkańcy stwierdzą, że chcą mieszkać w mieście, gdzie jest dużo zieleni i świadomie godzą się na wyższe koszty jego funkcjonowania, to w tym momencie miasto musi się powiększyć – uważa Mirosław Pobłocki.
Iść w przemysł, czy w usługi
Jak wskazuje zastępca prezydenta, przy kwestii zmiany granic pojawia się także problem docelowego charakteru miasta. Czy Tczew ma być miastem przemysłowym jak Nowa Huta, czy może ośrodkiem usługowym dla powiatu, którym w zasadzie już jesteśmy. Czy Tczew ma być sypialnią Trójmiasta i podtrzymywać tendencję budowania coraz większej liczby mieszkań, czy może ta oferta jest wystarczająca i skupić się na sferze usług?
- Mamy strefę ekonomiczną i Flextronics, które zatrudniają kilka tysięcy ludzi, ale dzisiaj są, a jutro może ich nie być. Mieliśmy taką sytuację, że było zagrożenie, iż Flextronics przeniesie się na Węgry. Oznaczałoby to, że nagle z powodu braku jednej firmy kilka tysięcy miejsc pracy znika. To groźne dla funkcjonowania miasta. Być może należałoby postawić nie na duże firmy produkcyjne, ale na wiele mniejszych usługowych, zwłaszcza w dobie obecnego kryzysu.
Miasto prowadziło rozmowy z wójtem gminy Tczew na temat zmiany granic. Nietrudno się domyśleć, że władze gminy są temu przeciwne. Przejęcie kilku sołectw przez miasto byłoby jej dużym osłabieniem.
- Mieszkańcy też nie czują w tym interesu, bo na wsi podatki mają niższe, ale z drugiej strony korzystają z infrastruktury miejskiej – kanalizacji, autobusów, firm i dużych sklepów. Chyba, żeby zaoferować im coś jeszcze – remonty dróg, budowę szkół czy przedszkoli, a są to spore koszty.
Jak rozszerzać, to teraz
- Jeżeli dzisiaj nie podejmiemy decyzji o zmianie granic to stracimy jedyną okazję, bo tereny Bałdowa czy Czarlina, które dzisiaj są puste, za kilkanaście lat mogą się okazać zabudowane – podkreśla Mirosław Pobłocki. - Wówczas ich przejmowanie kompletnie nie będzie miało sensu. Wartości dodatniej nie będzie żadnej, nie licząc podatków od nowych mieszkańców, które i tak musiałaby być na tyle duże, żeby pokryć koszty funkcjonowania nowych osiedli.
Jak mówi naczelnik Wydziału Planowania Przestrzennego, urzędnicy pracują nad analizą dotychczasowego funkcjonowania Studium. Ponownie zostaną wykonane prognozy demograficzne oraz analiza, czy tereny miasta mogą zapewnić jego rozwój.
- Nowe opracowanie pokaże w jakim kierunku pójść – mówi Danuta Morzuch-Bielawska. - Trzymamy cały czas rękę na pulsie.
Jak to w kraju robią inni
Na przestrzeni trzech lat (2006 - 2008) 24 miasta w Polsce powiększyły swoją powierzchnię, łącznie o 54,68 km kw. Największych zmian dokonano w Rzeszowie, który w ciągu 4 lat powiększył się o 43,89 km kw., tj. o blisko 82 proc. powierzchni miasta z 2005. Zmiany granic miast budzą niemałe emocje, zwłaszcza w jednostkach samorządowych, których tereny maja zostać uszczuplone. Najsłynniejszym przykładem jest gmina wiejska Ełk, której radni w proteście przeciwko planom miasta rozpoczęli… głodówkę. Z lokalnego podwórka także Słupsk nosi się z takim zamiarem. Radni miasta przegłosowali uchwałę o przeprowadzeniu konsultacji z mieszkańcami czterech wsi. Z kolei radni gminy Słupsk przygotowują konkurencyjną uchwałę. Chcą włączyć do gminy wiejskiej… część Słupska i w ten sposób zablokować zmiany administracyjne proponowane władze miasta. Na przestrzeni lat 2005 - 2008 MSWiA w całości odrzuciło (nie zarekomendowało Radzie Ministrów) wnioski o poszerzenie 15 miast o ponad 170 km kw.
Reklama
Czy Tczew potrzebuje poszerzenia swoich granic?
TCZEW. Przemyśl, Słupsk, Rzeszów i Ełk – te i kilkadziesiąt innych miast w Polsce łączy mniej lub bardziej udana próba zmiany swoich granic. Czy Tczew także powinien dołączyć do tego grona?
- 29.11.2008 00:20 (aktualizacja 02.08.2023 18:57)

Reklama










Napisz komentarz
Komentarze