Tak się składa, że ponad 2,5 roku temu napisałem na łamach „Gazety Tczewskiej” o siostrze pani Jadwigi, Marii Górskiej, która wówczas obchodziła 91 urodziny. Obie od urodzenia tczewianki.
Było nas jedenaścioro
- Jestem najmłodsza z rodzeństwa – mówi Jadwiga Kokot. – A było nas jedenaścioro. Miałam siedmiu braci i trzy siostry. Moi rodzice to Maria z d. Zolondek i Franciszek Szramke. Tata był maszynistą na kolei w Tczewie. Jak przeszedł na emeryturę, to musiał wraz rodziną opuścić mieszkanie służbowe przy ul. Kruczej. Przez 70 lat mieszkałam przy ul. Sambora, teraz od 20 lat przy al. Zwycięstwa. Chodziłam do 7-klasowej szkoły powszechnej. Mój mąż, Franciszek, był hydraulikiem. Nie mieliśmy dzieci.
Cztery wojny
- Jak przyszłam na świat, to jeszcze trwała I wojna światowa – kontynuuje pani Jadwiga. – Był 1939 r. i „przyszedł” Hitler. To moja druga wojna. Całą okupację przeżyłam w Tczewie. W 1945 r. weszli Rosjanie – i trzecia wojna. A czwarta to stan wojenny, więc przeżyłam cztery wojny.
Pani Jadwiga nie chce o tym ani mówić, ani żeby pisać. Czas co prawda leczy rany, ale też prawda o tych trudnych czasach może tkwić w pamięci jak zadra. Wszak 1945 r. dla wielu Pomorzan wcale nie oznaczał końca wojny czy zniewolenia. Sowieci przetrzymywali panią Jadwigę kilka miesięcy w obozie w Potulicach.
Zawsze aktywna
- Całe życie przepracowałam w handlu. Jako 14-latka zaczęłam pracę w dużym sklepie przy ul. Kościuszki. Już o godz. 5 z majątku przywozili mleko do sklepu. Przyjmowanie towaru trwało do godz. 10. Kupowali nie tylko miejscowi. Przyjeżdżali ludzie z Lisewa, z Gdańska, czyli z terenów Wolnego Miasta Gdańsk. Brali towar hurtowo i płacili guldenami. Natomiast do przejścia na emeryturę, przez ostatnie 14 lat, pracowałam w kiosku „Ruchu” przy ul. J. Dąbrowskiego (był taki między PKO BP a Miejską Biblioteką Publiczną). Miałam wtedy 70 lat.
- Od 10 lat, czyli jak umarł mój mąż, codziennie przychodzę do ośrodka przy ul. Niepodległości. Tu jest znakomita opieka i czuję się bardzo dobrze. Personel stara się zapewnić jak najlepsze warunki dla chorych i starszych.
Jak cielęcinka
Mimo dostojnego wieku pani Jadwiga wciąż jest niespokojnym duchem, zarażającym otoczenie żywotnością i entuzjazmem. Lubi tańczyć, śpiewać i być wesołą. Najbardziej z potraw lubi rosół i kartoflaną sałatkę.
- Najważniejsze żeby nie myśleć o zmartwieniach, o codzienności. Lubię kwiaty. Kiedyś miałam ogród z kwiatami i warzywami. Kobiece zajęcia takie jak szydełkowanie czy robienie na drutach mnie nie pociągały. Zresztą nie miałabym na to i tak czasu. Jestem pełna życia i temperamentu. Każdy czas był dla mnie dobry. Niczym się nie przejmowałam. Człowiek musi być aktywny, żyć wśród ludzi i dla ludzi. Czuję się jak cielęcinka. A do wszystkiego trzeba podchodzić z humorem.
Goście, goście
Wśród gości nie mogło zabraknąć najbliższych. Był więc np. syn siostry pani Jadwigi Leon Jochim (wraz z małżonką), organizatorzy uroczystości. Był znajomi, np. Jerzy Waruszewski: - Bo znamy się z Sambora 18 (właśnie odnawiana jest fasada tego budynku), czy Tadeusz Grys. Były panie z ośrodka przy ul. Niepodległości i Julita Jakubowska, szefowa MOPS w Tczewie.
- A pani jest z rodziny? – pytam młodą dziewczynę.
- Nie. Ale można powiedzieć, że jestem wychowanką pani Jadzi.
Uroczystość grą na akordeonie umilał Stefan Wrzesion. „Sto lat to za mało, dwieście by się zdało” śpiewali uczestnicy uroczystości. Śpiewała, a jakże, pani Jadwiga – i „Tango Milonga”(utwór ma raptem 80 lat), i „Kiedy znów zakwitną białe bzy”.
90-letnia tczewianka Jadwiga Kokot - rówieśniczka niepodległej Polski
TCZEW. 200 lat, a nie tradycyjne 100, odśpiewano Jadwidze Kokot, mieszkance Tczewa, która 7 listopada skończyła 90 lat. Trzy dni wcześniej, podczas uroczystości w restauracji hotelu „Carina”, jubilatce towarzyszyło liczne grono rodziny, przyjaciół i znajomych.
- 26.11.2008 00:00 (aktualizacja 02.08.2023 17:39)

Reklama











Napisz komentarz
Komentarze