sobota, 13 grudnia 2025 03:08
Reklama

Wywalczyli pensje, problemy nie znikły. Spółka z Chojnic ma zwrócić tczewskim stoczniowcom wypłaty wraz z odsetkami

TCZEW. Wyrokiem malborskiego sądu od kilkunastu do ponad dwudziestu tysięcy złotych zaległych wynagrodzeń otrzyma siedmiu pracowników tczewskiej stoczni. Na razie jednak muszą oni, wraz ze swoimi kolegami z pracy, poczekać na uprawomocnienie się orzeczenia.
Wywalczyli pensje, problemy nie znikły. Spółka z Chojnic ma zwrócić tczewskim stoczniowcom wypłaty wraz z odsetkami
Stoczniowcy nie otrzymują wypłat od listopada 2010 r., czyli od momentu, gdy Stocznia Tczew S.A. zrezygnowała z zakupu zorganizowanej części przedsiębiorstwa od syndyka masy upadłościowej Stoczni Tczew Sp. z o.o.

Między syndykiem a likwidatorem
Do października 2010 r. to właśnie Stocznia Tczew S.A. (dzisiaj w likwidacji), spółka celowa chojnickiego Zrembu, przez trzy miesiące wypłacała stoczniowcom wynagrodzenia na podstawie umowy przedwstępnej nabycia zakładu z 30 lipca 2010 r. Jednak władze Stoczni Tczew S.A. 22 listopada 2010 r. jednostronnym protokołem przekazali majątek i akta pracownicze syndykowi, jako powód podając „rozliczne rażące nieprawidłowości w sformułowaniu samej umowy przedwstępnej, jak również charakter zdarzeń oraz ich skutki, jakie zaistniały faktycznie po dniu 30 lipca na terenie stoczni w Tczewie, które z istotą transakcji z tego dnia nie mają wiele wspólnego”. Zdaniem syndyka umowa z 30 lipca minionego roku jest wciąż ważna, dlatego obecnymi pracodawcami stoczniowców jest Stocznia Tczew S.A. w likwidacji z siedzibą w Chojnicach.
Wszyscy pracownicy stoczni pozwali o wypłatę zaległych pensji zarówno syndyka masy upadłościowej, jak i spółkę z Chojnic, licząc, że sąd ustali kto w końcu jest ich rzeczywistym pracodawcą. Podczas prowadzonych do czerwca rozpraw przed Wydziałem Pracy Sądu Rejonowego w Malborku syndyk Magdalena Smółka oraz Jan Gąsowski – likwidator Stoczni Tczew S.A. w likwidacji, podtrzymali swoje stanowiska opublikowane na łamach naszej gazety w grudniu 2010 r. Ze strony przedstawiciela chojnickiej spółki, padły nawet słowa o celowym wprowadzaniu w błąd przez syndyka i „podstępie”.

Roszczenia uzasadnione
W ostatni poniedziałek zapadł wyrok w sprawie zaległych pensji siedmiu z 72 pracowników stoczni. Sędzina Irena Grochola zadecydowała, że spółką, która musi wypłacić wynagrodzenia, jest Stocznia Tczew S.A. w likwidacji z siedzibą w Chojnicach. Na rzecz pracowników zasądzono sumy od kilkunastu do ponad 25 tys. zł, wraz z odsetkami. Powództwo wobec syndyka zostało oddalone. Wyrok nie jest prawomocny.
- Sąd uznał roszczenia powodów za uzasadnione w całości, co do zasady i wysokości żądanej sumy - powiedziała Irena Grochola.
Problem w sprawie sprowadzał się do ustalenia, kto jest pracodawcą stoczniowców od 1 listopada 2010 r.  do dnia dzisiejszego. Zdaniem sądu z umowy między syndykiem a spółką z Chojnic jasno wynika, że wszystkie sprawy pracownicze przejęła Stocznia Tczew S.A., wbrew twierdzeniom jej przedstawicieli, iż było to tylko współużytkowanie pracowników (jak podkreśliła sędzina, taki termin w kodeksie pracy nie występuje).
- Zwrotne przejęcie pracowników przez syndyka miało nastąpić tylko w sytuacji, gdy wystąpiły ku temu prawne i organizacyjne przesłanki, a do takich zdaniem sądu nie doszło – wyjaśniała Irena Grochola. - Spółka z Chojnic podjęła jednostronnym protokołem takie czynności, ale nie są one prawnie doniosłe.

Chojnice będą apelować?
Sąd podkreślił, że według kodeksu pracy i orzecznictwa Sądu Najwyższego ciągłość pracy podlega szczególnej ochronie. Wszyscy stoczniowcy byli gotowi do pracy w spornym okresie, przychodzili na miejsce pracy pilnować majątku stoczni. Sędzina Grochola dodała, że z uwagi na trudną sytuację materialną stoczniowców sąd zrobił wszystko, aby przyspieszyć bieg sprawy. Teraz strony mają 14 dni na odwołanie się od wyroku. Rozprawy kolejnych pracowników stoczni zostały wstrzymane do czasu uprawomocnienia się poniedziałkowego wyroku.
Jan Gąsowski, likwidator Stoczni Tczew S.A.  z siedzibą w Chojnicach nie chciał skomentować wyroku.
- Jest na to jeszcze za wcześnie – usłyszeliśmy.
Można z tej wypowiedzi wywnioskować, iż strona przegrana skorzysta z prawa do apelacji.

Rozgoryczeni...
Mimo że wyrok jest dla stoczniowców korzystny, całą sytuacją są oni rozgoryczeni. W odczytaniu wyroku wzięło udział kilkunastu pracowników zakładu, nie tylko ci, których rozprawa bezpośrednio dotyczyła.
- Jesteśmy pewni, że Chojnice się odwołają, tylko na to czekają – powiedzieli nam po rozprawie. - Boimy się, że sprawa będzie się przeciągać w nieskończoność i tych pieniędzy nie uda nam się szybko odzyskać.
Nasi rozmówcy przypominają, że od początku swoich problemów powtarzali, iż to spółka z Chojnic jest ich pracodawcą.
Przemysław Zieliński


Więcej w „Gazecie Tczewskiej”,
która wraz z „Dziennikiem Pomorza”, ukazuje się
na terenie powiatu tczewskiego.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama