Co roku podziwiamy determinację pątników przemierzających setki kilometrów pieszo na Jasną Górę. A co powiecie na wyczyn 25-letniego Dominika Włocha, który – również piechotą – dotarł do Jerozolimy?
Spotkanie z pielgrzymem z Gdańska odbyło się w ramach II Nadwiślańskich Spotkań Regionalnych.
- Spotkania Nadwiślańskie odbywały się w Tczewie już w latach 80. – przypomina Krzysztof Korda, prezes Oddziału Kociewskiego Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, organizatora wydarzenia. - Staramy się przywrócić ich tradycje, ale też nadać im nowy kształt.
Pójść trochę dalej
Dominik Włoch, absolwent resocjalizacji Uniwersytetu Gdańskiego, pielgrzymował od 12 roku życia. Osiem razy brał udział w pielgrzymce do Częstochowy, przeszedł 800 km hiszpańskich dróg, by dotrzeć do grobu św. Jakuba Apostoła w Santiago da Compostela, a po śmierci Jana Pawła II dotarł pieszo także do Rzymu.
- Była to pielgrzymka dziękczynna za pontyfikat Ojca Świętego – zaznaczył.
Wyruszył na nią z dwójką znajomych z Wadowic – rodzinnego miasta papieża – i w ciągu dwóch miesięcy pokonał 1500 km. W Watykanie narodziło się pragnienie, by pójść trochę dalej. Inspiracją była historia pielgrzymowania. W średniowieczu najpopularniejsze trasy prowadziły do Santiago da Compostela, Rzymu i grobu Jezusa w Jerozolimie, świętego miasta trzech wielkich religii monoteistycznych – judaizmu, chrześcijaństwa i islamu.
Marzenia warto spełniać
Jednak plany pątnicze trzeba było odłożyć na później. Dominik w 2006 r. rozpoczął przygotowania do wyjazdu na misję do Kenii, by pracować z dziećmi ulicy. Wziął urlop dziekański na uczelni, kupił już bilet, zaszczepił się, a 1 października w Turynie przyjął krzyż misyjny.
- Mama mówiła, żebym uważał, bo to dzień św. Tereski od Dzieciątka Jezus, która też chciała jechać na misję, ale nigdy jej się to nie udało. W noc przed wylotem dostałem telefon, że mój wyjazd jest odwołany. Stwierdziłem, że skoro mam czas, to wyruszę do Jerozolimy, by spełnić swoje marzenie. Marzenia warto spełniać, by robić miejsce na kolejne.
Student z Gdańska wyruszył z 16-kilowym plecakiem, 50 dolarami w portfelu i z świadomością, że z Nowego Portu do Jerozolimy ma do pokonania 4500 km.
- Pielgrzymka podobna do innych, ale jednocześnie bardzo inna, ponieważ pierwszy raz miałem iść sam, na dodatek przez kraje arabskie.
Pomoc ludzi i… Boga
Początki wyprawy nie były łatwe.
- Kiedy przechodziłem przez Bory Tucholskie zgubiłem drogę. Stałem na skrzyżowaniu pięciu dróg i nie wiedziałem jaką wybrać. Pomodliłem się do św. Rocha – patrona pielgrzymów. Na jednej z dróg zauważyłem ślady psa, a św. Roch na figurach i obrazach jest przedstawiany właśnie z psem. Poszedłem tą drogą, doszedłem do leśniczówki, skąd pokierowano mnie dalej. Ślady, które zauważyłem na drodze nie mogły być przypadkowe.
Przez całą podróż Dominik korzystał z życzliwości napotykanych osób.
- Uważałem, że ludzie, którzy staną na mojej drodze, są wysłani przez Boga. Nie wierzę w przypadek, zbieg okoliczności i szczęście. Dla mnie to Boże działanie.
Bóg, zdaniem pątnika, pomagał mu w przeróżnych sytuacjach, np. wtedy, gdy obudził się w środku nocy z silnym pragnieniem. Wody nie znalazł ani w kranie, studni i pompie.
- Poprosiłem Boga o pomoc, stanąłem w miejscu i popatrzyłem pod nogi, gdzie stała… butelka pełna wody mineralnej. Rano dostałem od mamy smsa – nie pij wody z kranu, ze studni i z żadnych pomp, bo są tam bakterie. To dla mnie dowód, że Bóg nam daje to, co najlepsze. Bóg daje nam dokładnie tyle ile potrzeba, nie da nam za mało, może dać więcej. Problem w tym, że nie zawsze chcemy to przyjąć.
Byliśmy hadżi
W Bułgarii dołączył do niego 16-letni brat Karol. Miał tylko dowieźć paszport z wizą turecką, ale zdecydował, że chce iść razem ze starszym bratem. W Grecji, by zdążyć na polską mszę św. w Atenach, pokonali w ciągu dnia najdłuższy odcinek – 70 km. W krajach muzułmańskich, wbrew przestrogom Greków, spotkali się z wyjątkową otwartością i pomocą tubylców.
- Byliśmy hadżi – pielgrzymami. W Koranie jest napisane, że trzeba pomóc pielgrzymowi. W Syrii, choć najbiedniejszej, ani razu nie spaliśmy pod namiotem. Zrozumiałem, że każdy człowiek jest dobry. Każdy napotkany na drodze dzielił się tym co miał – uśmiechem, dobrym słowem, herbatą, posiłkiem.
W Ammanie, stolicy Jordanii, do dwójki braci dołączyła reszta rodziny.
- Od granicy izraelskiej okazało się, że nie możemy iść pieszo, bo są pola minowe i jest niebezpiecznie – mówił Dominik. - Wjechaliśmy więc taksówką. W Izraelu robiliśmy małe pielgrzymki – m.in. do Betlejem i Betanii.
Rodzina odleciała do kraju, a Dominik został w Izraelu jeszcze przez 10 dni. Spotkany na ulicy franciszkanin zaproponował mu wolne miejsce w autokarze do Egiptu. Tym samym spełniło się jego kolejne marzenie z dzieciństwa.
Karteczki z intencjami
- Jest taka tradycja, że w szczeliny grobu Jezusa w Jerozolimie wierni wkładają karteczki z intencjami – wspominał pielgrzym. - Moją była prośbą o pokój w moim sercu, w rodzinie, między sąsiadami, w Polsce i na świecie.
Reklama
4500 km w intencji pokoju
TCZEW. 25-letni Dominik Włoch na pieszo dotarł do Jerozolimy. Pielgrzymował od 12 roku życia. Osiem razy brał udział w pielgrzymce do Częstochowy, przeszedł 800 km hiszpańskich dróg, by dotrzeć do grobu św. Jakuba Apostoła w Santiago da Compostela, a po śmierci Jana Pawła II dotarł pieszo także do Rzymu.
- 26.10.2008 01:12 (aktualizacja 16.08.2023 03:41)

Reklama









Napisz komentarz
Komentarze