sobota, 26 lipca 2025 22:52
Reklama

Droga, która istnieje tylko na mapie...

ŚLIWINY (GM. TCZEW). Rodzina Wolffów toczy walkę z urzędnikami gminy Tczew o drogę do swojej posesji. Droga widnieje na mapie a w rzeczywistości jest tam szczere pole zboża...
Droga, która istnieje tylko na mapie...

Z gospodarstwa Pawła Wolffa w Śliwinach prowadzi prywatna droga aż do torowiska, na którym gospodarz wykonał przejazd kolejowy – tylko na własne potrzeby. Po drugiej stronie powinna znajdować się droga (ok. 500 m) - własność gminy. Bez niej państwo Wolff nie mogą się rozbudowywać. Jak to się stało, że droga ta istnieje tylko na mapie, a w rzeczywistości jej nie ma? Jest za to szczere pole zboża...

W teorii sprawa jest prosta: prawo nakazuje, że każda posesja powinna mieć dojście do drogi publicznej, w tym wypadku gminnej. Budowa jakiegokolwiek domu nie jest w ogóle możliwa jeśli gmina nie zapewni takiego dojazdu. Tak jest jednak tylko w teorii, w praktyce bowiem sprawa jest „zakręcona”.

Trudny dojazd do domu
Do gospodarstwa państwa Wolffów można przedostać się w jeden sposób. Mimo, że działka znajduje się w Śliwinach, nie można dostać się do niej bezpośrednio. Rodzina musi się cofnąć w stronę Waćmierka i dopiero, jadąc tą trasą może skręcić w stronę Śliwin. My sami, by dostać się na tę posesję (całkowicie na uboczu wsi) zdecydowaliśmy, że całkiem okrążymy tę miejscowość. Pojechaliśmy drogą na Starogard Gd. i skręciliśmy w stronę Waćmierka. Jadąc leśnymi wertepami spory kawał drogi w końcu wyjechaliśmy z lasu, tam przejechaliśmy wśród pól gminną drogą, a potem prywatną trafiliśmy do Wolffów. Gdy spadnie deszcz zapewne jadąc przez las można się nie przedrzeć…. Na miejscu okazało się, że trasa którą dotarliśmy jest praktycznie jedyną!
By się rozbudować Paweł Wolff musi zapewnić sobie drogę do transportów materiałów budowlanych. Transport drogą, którą przyjechaliśmy jest uciążliwy, a okresami niemożliwy. Ciężarówki pewnie zakopałyby się dziesięć razy! Pozostaje trasa z drugiej strony działki ok. 900 m.
I tu zaczyna się problem, który jednak przy dobrej woli gminy można by jakoś rozwiązać. Sprawa początkowo rozbijała się o dwie rzeczy: brak dojazdu na posesję i brak przejazdu kolejowego. Problem rogatek został rozwiązany...

Droga, której nie ma
- Aby dostać się do przejazdu kolejowego musiałem nawieźć tony żwiru i kamieni na 400 m prywatnej drogi kuzyna i sąsiada – tłumaczy Paweł Wolff. - Po przekroczeniu przejazdu pojawił się problem: 500 m drogi należącej do gminy nie ma! W jej miejscu jest szczere pole! Dosłownie. Droga była nieużywana, sąsiad ją zaorał i posiał zboże. Te 500 m istnieje teraz tylko na mapie.
Sam przejazd kolejowy nie istnieje od 1992 r., istnieją tylko tory. Trudno teraz ocenić, kiedy zniknęła droga. Problemem jest fakt, że miejsce zamieszkania Wolffów to prawdziwe ubocze. Gdyby odbudować prowizoryczną drogę zapewne korzystałyby z niej jeszcze tylko cztery rodziny. Z drugiej strony powstała droga ułatwiłaby życie pracownikom nadleśnictwa Starogard, którzy bez problemu mogliby poruszać się po swoim terenie. Zresztą leśnicy popierają pomysł drogi z przejazdem.
Kolejnym argumentem jest kwestia zagrożeń. Obecnie, gdyby zapalił się las, albo któreś z gospodarstw strażacy mieliby olbrzymie trudności, by się do nich dostać. Gdyby istniał przejazd akcja ratownicza byłaby dużo sprawniejsza.
O ile dzięki determinacji pana Wolffa, kolej zgodziła się w końcu, by wybudował on „swoje” rogatki, o tyle kwestia brakującego odcinka do nich pozostaje murem, przez który nadal nie sposób się przebić.

Rogatki – ogrom pracy, nerwy i koszty
12 maja br. Paweł Wolff przedstawił kolei ostatnie poprawki w budowie rogatek. Przybyła komisja kolejowa i odebrała pracę. Zanim to się stało rodzina wydała ok. 3 tys. zł na zbudowanie przejazdu kolejowego. Nie licząc pracy jaką włożył (sama rura przepustowa przy kosztowała 1 tys. zł), konieczne było jeszcze ułożenie płyt przejazdowych, wskaźników, postawienie stojaków, które trzeba było dociążyć betonem. Na koniec całość dociążył ziemią i żwirem (po trzy wywrotki). Cały materiał najpierw był gromadzony na posesji pana Pawła. Samo zbudowanie rogatek nie oznaczało jeszcze końca prac. Paweł Wolff musiał jeszcze dla poprawy widoczności dokonać wycinki drzew. Gmina Tczew zgodziła się wypożyczyć koparkę na czas budowy (godzina pracy takiej koparki to ok. 100 zł).
Ok. trzech tygodni temu do rodziny przyszło pismo od PKP, wyrażające zgodę na prywatne korzystanie z przejazdu. Na rogatkach są zamontowane kłódki. Tylko Wolffowie mogą z nich korzystać. Ale za każdym razem, gdy zechcą to zrobić, muszą zadzwonić do stacji w Swarożynie i w Tczewie, by upewnić się, że nie nadjeżdża żaden pociąg!
- Zaniosłem tę umowę z  PKP do wójta, który jednak nie chciał nawet na nią spojrzeć – relacjonuje wizytę Paweł Wolff. - Powiedział tylko, że odtworzenie 500-metrowej drogi do rogatek to koszt ok. 200 tys. zł. Nie wierzę, by to tyle kosztowało. Gmina jest niechętna, aby udrożnić te 500 m. Teraz zależy mi jedynie na wyrównaniu trasy i nawiezienia piasku. Nie chcę nawet, by gmina nasypała tłuczenia! Jeżeli się nie zgodzą, odwołam się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Gdańsku!
Po cichu rodzina liczy na to, że w przypadku prac zostałby dodatkowo wyrównany prywatny odcinek sąsiada i kuzyna, który obecnie stanowi jedne wielkie muldy. Dziury jednak są zasypane piaskiem i żwirem. Teraz brak gminnego odcinka jest ostatnią przeszkodą.

Co na to gmina?
Zdaniem wójta gminy Tczew Romana Rezmerowskiego odcinek o którym mowa nie jest drogą gminną, a jedynie własnością gminy. Istnienie odcinka, z którego korzysta tak mało osób nie leży w interesie gminy.
– Musi być zapewniona służebność drogi, a tymczasem z przejazdu będą korzystali tylko Wolffowie – mówi wójt Rezmerowski. – W osobnym piśmie Zakład Linii Kolejowych w Gdańsku zawiadamia, iż nie odtworzy w powyższej lokalizacji przejazdu użytku publicznego w związku z bardzo słabą widocznością na przejeździe (uwarunkowanie terenu, położenie toru w łuku oraz zalesienie okolicy). Kto poniesie odpowiedzialność, jeżeli coś się komuś stanie w tym miejscu?
Sprawa trafiła do Dariusza Godlewskiego, radnego gminy Tczew. Całą sprawą jest zdziwiony. Uważa, że gmina powinna być zainteresowana przywróceniem wspomnianego traktu, gdyż zwyczajnie podnosi to atrakcyjność sąsiadujących działek.
- Poruszyłem ten temat na komisji w czerwcu br. Pani Magdalena Krauze z wydziału Inwestycji gminy stwierdziła, że sprawę musi wyjaśnić prawnik, bo sytuacja się skomplikowała. Chodzi o kwestie własności. Jedyny zarzut jaki można mieć do gminy dotyczy tego, dlaczego pozwolono na zaoranie tego gruntu? I dlaczego pan Wolff nie zareagował, gdy niszczono tę drogę? Z drugiej strony kiedyś musiałaby być usankcjonowana budowa gospodarstwa Wolffów, a zatem dlaczego w trakcie użytkowania tych gruntów sytuacja się zmieniła? Rozwiązanie widziałbym w zbudowaniu najmniejszym możliwym kosztem dojazdu do Wolffów. Trzeba rozwiązać status drogi, kto po ewentualnym jej odbudowaniu będzie ją utrzymywał.

Gmina sprawdzi... jak została wywłaszczona
Poprosiliśmy wójta gm. Tczew Romana Rezmerowskiego o wyjaśnienie sytuacji z nieistniejącą drogą. Odpowiedzi były konsultowane z prawnikiem.
● Z gospodarstwa Pawła Wolffa prowadzi prywatna droga aż do torowiska, na którym p. Wolff wykonał niepubliczny przejazd (8,6 km linii kolejowej nr 203 relacji Tczew-Kostrzyn).  Po drugiej stronie powinna znajdować się droga (ok. 500 m), która stanowi własność gminy. Jak to się stało, że ta droga istnieje tylko na mapie, a w rzeczywistości jej nie ma (jest tam pole zboża)?  
● Czy gospodarz, który posiał zboże w miejscu, gdzie kiedyś fizycznie istniała droga należąca do gminy, miał do tego prawo? Jeśli nie, jakie konsekwencje prawne pociągałoby wykonanie, choćby prowizorycznej drogi od wspomnianego torowiska?
Odpowiedź: Gmina takiej zgody nie wyraziła. Wszczęliśmy w tej sprawie postępowanie, które pozwoli wyjaśnić dlaczego działka nr 9 (na której znajduje się sporny odcinek – przyp. red.) w Śliwinach została zawłaszczona.

● Jakie warunki musiałyby być spełnione, by p. Wolff mógł dokonać planowanej od lat rozbudowy gospodarstwa? Czy w ogóle jest tak możliwość?
Odpowiedź: Pan Wolff, tak jak i każda inna osoba, musiałaby spełnić wszelkie wymagania postawione przez ustawę o planowaniu przestrzennym.

● Jakie gmina mogłaby zaproponować zastępcze rozwiązanie, jeśli okaże się, że nie ma możliwości zbudowania nawet prowizorycznej drogi na 500-metrowym odcinku, o który zabiega pan. Wolff?
Odpowiedź: Propozycja ew. rozwiązań może zostać przedstawiona po zakończeniu postępowania wyjaśniającego, o którym mowa powyżej.

● Czy gmina w jakiś sposób pomagała państwu Wolff w poradzeniu sobie z obecną sytuacją np. przy budowie przejazdu i zabezpieczeniu drogi dojazdowej do gospodarstwa.
Odpowiedź: Gmina podczas wykonania przepustu (przy torach) przez p. Wolffa zapewniła sprzęt niezbędny do wykonania prac.

● Przepisy zabraniają wykorzystywania niepublicznego przejazdu przez torowisko innym osobom niż państwo Wolff, czy jednak nie ma możliwości by z przejazdu mogły korzystać służby, w tym nadleśnictwo, dla których powstała droga byłaby dużym ułatwieniem w pełnieniu obowiązków.  Nadleśnictwo popiera pomysł odbudowania wspomnianej drogi.  Poza tym na wypadek tragedii, szlak który by powstał stanowiłby alternatywną drogę dojazdową np. dla straży pożarnej...
Odpowiedź: W tej sprawie jedyną instytucją jaka może takie decyzje podjąć jest PKP. Gmina nie jest stroną.

● PKP wyraziło zgodę na budowę dodatkowego przejazdu kolejowego w Śliwinach, o ile będzie on miał charakter niepubliczny. Czy nie ma zatem możliwości, by w drodze wyjątku umożliwić państwu Wolff sprowadzanie transportów, koniecznych do rozbudowy gospodarstwa?
Odpowiedź: Gmina Tczew jak najbardziej popiera pomysł, aby PKP umożliwiło p. Wolff sprowadzenie transportów koniecznych do rozbudowy siedliska rolniczego. Jednakże w tej kwestii decyzję może podjąć jedynie PKP.
  


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama