sobota, 13 grudnia 2025 03:14
Reklama

Rowerem do Izraela - Szlagowskim już ma 3000 km w pedałach

POMORZE. Krzysztof Szlagowski, naczelnik Wydziału Oświaty, Kultury i Sportu w Tczewie, zbliża się do celu swojej podróży. Na swoim jednośladzie przejechał już ponad 3000 km!
Rowerem do Izraela - Szlagowskim już ma 3000 km w pedałach
Przypominamy, że Lev Hasharon w Izraelu będzie 9. miastem partnerskim Tczewa, które naczelnik odwiedzi w siodełku swojego roweru. Pomimo nieustających upałów oraz ostrych podjazdów, Krzysztof Szlagowski w dalszym ciągu utrzymuje tempo, które narzucił sobie na samym początku wyprawy. W chwili kiedy czytacie te słowa, jest już na miejscu.

Etap XVIII: Cerkezkoy - Kartal (160 km)
„Jeden wielki stres” - tak określił Krzysztof Szlagowski uczucia, które towarzyszyły mu przez praktycznie cały odcinek trasy.
- Przejazd przez Stambuł to koszmar, kakofonia dźwięków i hałasów różnego pochodzenia. Na domiar złego okazało się, że przejazd przez most nad cieśniną Bosfor to autostrada. Tylko dzięki uprzejmości straży mostowej (tak ją nazwałem) jakoś udało mi się przejechać na drugą stronę w asyście motocyklisty. Później jechałem już promenadą nad Morzem Marmara, aż zatrzymałem się na nocleg w Kartal, w jednym z bungalow.

Etap XIX: Kartal - Adliye (123 km)
Dzień spokojniejszy od poprzedniego… Oczywiście, jeżeli spokojną można nazwać podróż ruchliwymi, tureckimi drogami. Ale takie są „uroki” mijania ponad 500-tysięcznych miast, jak np. Izmit.
- Poza tym dzień upłynął mi na podziwianiu nadmorskich widoków. Jedyne na co można narzekać, i do czego w zasadzie powinienem się już przyzwyczaić, to te niesamowite upały. Temperatura dochodzi tu ok. godz. 12.00 do 33 stopni C! Dlatego staram się szybko ruszać w trasę, tak jak dziś - ok. godz. 6.45 - aby jak najwięcej przejechać z rana.
Tego dnia Krzysztof Szlagowski zamierzał znaleźć nocleg w Geyve.
- Spotkałem jednak miłego człowieka na stacji BP, który pozwolił mi rozbić namiot na tyłach stacji, w ogrodzie, a w dodatku udostępnił komputer, z którego wysyłam tego maila.

Etap XX: Adliye - Bilecik (98 km)
- Dzisiaj chciałem nadrobić wczorajszy dystans na zaplanowanej trasie i dojechać do Bilecik - czytamy w mailu. – Niestety, okupiłem to ogromną utratą siły. I nie chodzi tutaj wcale o przejechane kilometry, ale o teren po jakim przyszło mi jechać. Otóż pokonywałem różnice wzniesień z 50 do 400 m n.p.m.
„Niezłe podjazdy” - tak nazwał te fragmenty trasy. Najgorszy okazał się ten ostatni, ok. 20 km przez Bilecik.
- Były odcinki tak strome i długie, że musiałem zsiadać z roweru i pchać go przez ok. 1 km, a do tego jeszcze to przyjemnie piekące słoneczko z temperaturą dochodzącą do 25 st.

Etap XXI: Bilecik - Mahmudyie (136 km)
Za radą jednego z Turków pracujących w Villa Park (- To kompleks basenów i restauracji z ogrodami - pisze rowerzysta), miał na imię Erdal, Szlagowski zboczył z planowanej trasy:
- Erdal powiedział mi, że lepsza droga w kierunku Konya jest nie przez Kutahya, ale przez Eskisehir. Wyjaśnił, że jest zdecydowanie łagodniejsza jeżeli chodzi o ukształtowanie terenu i nawet troszkę krótsza.
Podróż tego dnia rozpoczęła nietypowo, bo od… deszczu i spadku temperatury do 15 st.
- Jednak nie wpłynęło to specjalnie na tempo jazdy, a wręcz odwrotnie - jechało mi się dziś wyjątkowo szybko. Tym sposobem nadrobiłem sporo kilometrów z dnia jutrzejszego.

Etap XXII: Mahmudiye - Cay (112 km)
- Dzień rozpoczął się słonecznie, ale nie było tak gorąco, gdyż wiał przyjemny, chłodny wiatr. Przez cały dzień na drodze panował umiarkowany ruch, od czasu do czasu zatrąbił jakiś kierowca. Mogłem więc spokojnie jechać i podziwiać widoki. Dzisiejsze tereny to przede wszystkim rozległe pastwiska ze słabo urodzajnymi ziemiami. W zasadzie nie mijałem zbyt wielu dużych miast, tak jak to bywało poprzednio. Dojechałem do miasta Cay, co w języku tureckim dosłownie znaczy „herbata”. Z moich obliczeń wynika, że do portu w Tasucu zostało mi ok. 480 km, więc już nie dużo jak na cztery dni.

Etap XXIII: Cay - Ilgin (95 km)
Krzysztof Szlagowski noc spędził w… akademikach:
- Zaczęło się od tego, że w centrum spotkałem studenta, który pokazał gdzie znajduje się kawiarenka internetowa. Tam zaczęliśmy rozmawiać i okazało się, że są wolne miejsca w pokojach, bo część studentów wyjechała do domu na weekend (…). Popołudnie i wieczór spędziłem w miłym gronie studentów, którzy próbowali nauczyć mnie gry w OK - trochę przypominało to scrabble, a trochę domino. Poznałem też sporo słów tureckich, najważniejsze to „kanka”, czyli przyjaciel. Załapałem się też na tureckie jedzenie. Był to zestaw składający się z ryżu (o troszkę mniejszych ziarenkach) przyprawionego papryką, pomidorów, fasoli posypanej świeżą miętą oraz aryan (odpowiednik naszego kefiru). Na pamiątkę dostałem od nich turecką flagę, która tymczasowo zajęła miejsce naszej tczewskiej.
Rowerzysta przyznaje, że po takich wrażeniach jazda okazała się - jak pisze - „spokojnym spacerem”:
- Nawet nie zauważyłem jak dojechałem do dzisiejszego celu podróży, czyli do 30 tys. miasta Ilgin.

Etap XXIV: Ilgin - Kazim (180 km)
Kolejny dzień, kolejne zmiany w trasie:
- Przede wszystkim chciałem przejechać więcej kilometrów, aby dwa ostatnie dni były lżejsze i wykorzystać fakt, że dzisiaj, w niedzielę, jest mniejszy ruch na drogach.
Po drodze cyklista minął prawie milionowe miasto – Konya, w którym wg poprzedniego planu miał się zatrzymać.
- Na 150. kilometrze spotkała mnie miła niespodzianka. Otóż na poboczu zatrzymał się samochód, którego kierowca podał mi butelkę zimnej wody. Bardzo miły gest, z którym nigdy się jeszcze nie spotkałem.
Na koniec ważna informacja - Krzysztof Szlagowski przekroczył tego dnia magiczną barierę 3000 km!

Etap XXV: Kazim - Mut (95 km)
Zapowiadał się „łatwy” dzień.
- Odległość do pokonania była niewielka. Okazało się, że po drodze jest wysoka góra o nazwie Sertuval, która leży na wysokości 1650 m. Startując z Kazim byłem na wysokości ok. 1000 m, więc miałem niezłą różnicę do pokonania.
Pierwsze 50 km podjazdów ciągnęło się niemiłosiernie.
- Nie muszę już chyba dodawać, że słoneczko i tym razem dopiekało do ok. 35 st. Po zdobyciu góry sytuacja diametralnie się zmieniła. Jako że Mut leży na wysokości tylko 275 m, jazda to tego miasteczka to zapierające dech w piersiach długie zjazdy. Na jednym z nich ustanowiłem chyba rekord prędkości - 68 km/godz.

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

kpt video 10.06.2008 23:48
A przedtem jeszcze przez Iran i Irak (mógłby odwiedzić polskich żołnierzy) ;')))

fossa 04.06.2008 21:58
A dlaczego pan naczelnik nie jedzie przez Syrię i Liban tylko płynie statkiem? Przecież to takie piękne i "spokojne" kraje ;))

Reklama
Reklama
Reklama