Przypominamy, że Lev Hasharon (cel podróży) będzie już 9. miastem partnerskim Tczewa, które naczelnik odwiedzi na swoim jednośladzie. 3200 km - tyle miał do przebycia na początku swojej wyprawy. Dziś jest już prawie na półmetku.
Etap IV: Łochów - Firlej (148 km)
Nie znikające z nieba słońce nie przeszkodziło Krzysztofowi Szlagowskiemu w pokonaniu najdłuższego do tej pory odcinka. Jednak nie tylko z wysoką temperaturą zmagał się tego dnia nasz ambasador.
- Mijane miasta dostarczały niezapomnianych wrażeń, objazdów i… tłoku na jezdniach - pisał w mailu, którego wysłał z jednego z gminnych centrów informacji. - Najgorzej było chyba w Siedlcach. Miałem wrażenie, że przejazd przez miasto nigdy się nie skończy. Później, w drodze do Kocka, mijał mnie samochód na angielskich tablicach rejestracyjnych, a przez okno wychylił się mężczyzna życząc mi szerokiej drogi. W rozmowie okazało się, że ma rodzinę w Kończewicach i stąd zna również Tczew. Miły akcent na drodze, która niestety w tym miejscu przypominała ul. Rokicką. Trzeba było uważać i zwolnić do 15 km/godz.
Etap V: Firlej - Łabuńki (140 km)
Koniec upałów. Słońce schowało się za chmurami, a Szlagowski - w ciepłej kurtce. Tego dnia rowerzysta minął m.in. Łęczną.
- Stadion robi wrażenie - pisał. - Żal, że to już przebrzmiałe echa wielkiej piłki.
„Rowerowa pogoda” nastroiła naczelnika do „wciśnięcia gazu”:
- Po raz pierwszy w trakcie podróży musiałem złamać przepisy ruchu drogowego - przyznał. - Na zjeździe z Izbicy, przy ograniczeniu prędkości do 40 km/godz., musiałem
pojechać nieco szybciej. Na liczniku było 48 km/godz. Jednak rekord prędkości padł nieco później, przy zjeździe w Starym Zamościu. Wtedy prędkość wyniosła 62 km/godz. - dla mnie rewelacja!
Dzień pełen wrażeń zakończył się noclegiem w Łabuńkach (ok. 5 km za Zamościem), u rodziny Malinowskich (- Kuzynostwo mojej teściowej - tłumaczył).
Etap VI: Łabuńki - Żółkiew (90 km)
- Z Łabuniek do granicy nieco ponad 50 km, więc zacząłem równo kręcić - pisał 14 maja Krzysztof Szlagowski. - Na granicy ze strony polskiej nie było niespodzianek, wszyscy uprzejmi, natomiast po stronie ukraińskiej zaczęły się schody. Okazało się, że rowerem przekroczyć granicę nie bardzo... Odsyłano mnie od jednego mundurowego do drugiego, bym w końcu usłyszał, że „nie da rady”. Mogłem przekroczyć granicę transportując rower busem. Całe szczęście stał za mną w kolejce kierowca Forda Transita z Rawy Ruskiej, który chętnie mi pomógł. Granice przekroczyłem jako pasażer z rowerem na pace. Później już
pomknąłem tak szybko jak pozwalały na to ukraińskie drogi, czyli prosto do Żółkwi.
Etap VII-VIII: Żółkiew - Rohatyn - Kolomyja (110 km – 130 km)
- Długo zastanawiałem się czy nie ominąć centrum Lwowa, ale opcja zobaczenia tego pięknego miasta zwyciężyła - pisał Szlagowski. - Później skierowałem się na Rohatyn.
W mailu rowerzysta skarżył się na mocno spieczone ręce i nogi.
- Piecze dość mocno pomimo tego, że często smaruję się emulsją ochronną - przyznał.
Następnego dnia, po nocy spędzonej o Sióstr Prezentek, w drodze do Kolomyji, podróżnik trafił na „prawdziwe górki”:
- Przed jedną z nich przeczytałem, że jej nachylenie wynosi 12 proc., a długość 1,5 km. Postanowiłem oszczędzać siły i poprowadzić rower.
Podczas każdego dnia podróży Krzysztof Szlagowski spotyka interesujących ludzi. W drodze do Kolomyji spotkał mężczyznę, który spytał rowerzystę dokąd jedzie.
- Po wymianie zdań po rosyjsku, przeszliśmy na polski. Okazało się, że pan z pochodzenia jest Lemkiem spod Rzeszowa i trochę pamięta polską mowę.
Etap IX: Kolomyja - Suceava (175 km)
- Jechało się całkiem nieźle - pisał podróżnik w sobotę wieczorem. - wiatr zbytnio nie przeszkadzał, aż do miejscowości Czerniowce. Tutaj zawierzyłem znakom pokazującym objazd i nim się zorientowałem byłem nie na tej obwodnicy, na której powinienem. Pomyłka kosztowała mnie, według moich obliczeń, jakieś 18 km. Niestety, poczułem to w końcówce dnia. Upał był do tego niemiłosierny, musiałem uważać, aby się nie odwodnić.
Maila Krzysztof Szlagowski wysłał z… salonu gier komputerowych. I to w takim, gdzie nie ma wejścia USB. Takie atrakcje tylko na Ukrainie.
Etap X: Suceava-Roman (105 km)
Z każdym dniem bliżej celu:
- Wczoraj byłem tak zmęczony, że nawet nie zauważyłem kiedy udało mi się minąć moje pierwsze 1000 km. Z dzisiejszym dniem to już ponad 1200 km, czyli do mety zostały niecałe 2000 km!
W niedzielnym mailu Szlagowski pisał, że w porównaniu z IX etapem, dziesiąty był jak spacerek.
- Jednak i tak każdy kilometr czuć w nogach.
Nocleg znalazł w mieście Roman, w domu rekolekcyjnym Księży Werbistów, gdzie przyjął go ksiądz… Roman.
Szlagowski na półmetku podróży do Izraela
POMORZE. Już dwa tygodnie minęły od momentu, kiedy Krzysztof Szlagowski, naczelnik Wydziału Oświaty, Kultury i Sportu Urzędu Miejskiego w Tczewie wskoczył na siodełko i wyruszył w samotną podróż do Izraela.
- Krzysztof Dulny
- 23.05.2008 00:00 (aktualizacja 31.07.2023 16:33)

Data dodania:
23.05.2008 00:00
Reklama











Napisz komentarz
Komentarze