Podczas zebrania wiejskiego sygnalizowali władzom gminy Tczew, że inwestorzy nielegalne gromadzą i spalają odpady. Właściciele firm uspokajają, że obawy mieszkańców wynikają z niedoinformowania, a ich inwestycja jest przyjazna środowisku.
Zebranie z mieszkańcami Czarlina odbyło się w poniedziałek, 7 grudnia. Wziął w nim udział zastępca wójta gminy Tczew Henryk Łucki oraz właściciele firm „Segreko” i „Bioentech”, którzy na terenie wsi planują inwestycję tak niepokojącą mieszkańców.
Boją się zatrucia wody i powietrza
Obie firmy działają na terenie dawnej bazy Spółdzielni Kółek Rolniczych przy drodze krajowej nr 22. Inwestorzy chcą tam zbudować instalacje do odzysku żywicy akrylowej ze ścieków oraz do recyklingu tworzyw sztucznych, ale nie uzyskali jeszcze wymaganych prawem pozwoleń na uruchomienie tego typu działalności. „Bioentech” może przewozić odpady, ale nie może ich składować na terenie firmy w Czarlinie. Mieszkańcy tymczasem uważają, że dochodziło już do takich sytuacji, a co więcej z terenu wydobywają się pyły oraz zapach przypominający spalony plastik. W pobliżu bazy znajduje się kilka domów i gospodarstw.
- Od pół roku firma gromadzi tam jakieś odpady poprodukcyjne, jak plastik i makulaturę – mówi mieszkaniec Czarlina, który mieszka w sąsiedztwie dawnej bazy SKR. - Czasami te odpady były kruszone, palone bez żadnego zabezpieczenia, a woda po ich płukaniu była pewnie wylewana do kanalizacji lub na podwórko. Cały ten skład wygląda nieestetycznie i to przy trasie międzynarodowej.
Mieszkańcy wioski obawiają się, że firmy planują gromadzić duże ilości odpadów niebezpiecznych.
- Przecież tam mieszkają ludzie, którzy nie dostali nawet powiadomienia o takiej inwestycji – twierdzi nasz informator. - Jeśli zdarzy się coś złego, to będzie z tego mała bomba ekologiczna. Boimy się zatrucia powietrza i wody, a tłumaczenia inwestorów, że wszystko będzie bezpieczne, nas nie przekonują.
Najpierw niech zdobędą pozwolenia…
Podczas zebrania wiejskiego inwestorzy przyznali, że przez krótki okres na terenie firmy była składowana makulatura oraz plastik, pomimo, że nie mają na to pozwolenia. Dodali jednak, że nie są to odpady niebezpieczne i nikomu nie zagrażają.
- Co nie zmienia faktu, iż są to odpady, a ich magazynowanie bądź składowanie, przetwarzanie (recykling) lub spalanie bez stosownych zezwoleń jest niezgodne z prawem – zaznacza Marcin Cejer ze Stowarzyszenia Przyjaciół Miasta i Gminy Tczew, mieszkaniec Czarlina. - Panowie swoją działalnością łamią prawo ochrony środowiska i ustawę o odpadach, dlatego odpady z terenu posesji powinni niezwłocznie usunąć. Zgodnie z obowiązującym prawem wójt powinien nakazać posiadaczowi odpadów usunięcie ich z miejsc nie przeznaczonych do ich składowania lub magazynowania, nakazując sposób wykonania tej decyzji. Inwestorzy mogą rozpocząć swoją działalność dopiero po zakończeniu procedury uzyskania stosownych zezwoleń i decyzji administracyjnych.
Gmina: nic nie blokujemy
Władze gminy, odpowiadając na sygnały mieszkańców, na drugi dzień po zebraniu wiejskim zdecydowały się na wysłanie prośby do Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska o przeprowadzenie kontroli na terenie firm.
- Uznaliśmy, że będzie to najbardziej kompetentna instytucja, ponieważ zarówno mieszkańcy, jak i właściciele firmy mówią zupełnie co innego – informuje wicewójt Henryk Łucki. - Obecnie czekamy na opinię WIOŚ.
Zdaniem inwestorów (patrz: rozmowa niżej), makulatura rzeczywiście została zgromadzona na placu firmy tylko po to, aby sprawdzić jego pojemność. Dodają, że przez teren firm rocznie przechodzić będzie tylko 500 kg odpadów niebezpiecznych (jak np. stare opony, czy zużyty olej silnikowy), przy obróbce odpadów innych niż niebezpieczne na poziomie kilkuset ton rocznie.
- Pojemność placu w metrach sześciennych można policzyć bez składowania makulatury – stwierdza zastępca wójta. – Co do ilości odpadów niebezpiecznych, czy będzie ich kilogram, czy pół tony, zawsze to będą odpady niebezpieczne. Inwestorzy sami podali takie sformułowanie we wniosku do Urzędu Gminy. Według otrzymanego od inwestorów raportu o oddziaływaniu na środowisko, inwestycja nie będzie stwarzać żadnego zagrożenia.
Zdaniem inwestorów gminni urzędnicy niepotrzebnie przedłużają procedury wydania pozwoleń, blokując proekologiczną inwestycję.
- Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem – oponuje Henryk Łucki. - Wnioskom inwestora został nadany bieg i wszystko odbywa się w normalnym trybie. Wiemy, że Sanepid nie widzi przeciwwskazań co do raportu środowiskowego. Jednak Starostwo Powiatowe także poprosiło o opinię WIOŚ. Mieszkańcy Czarlina zostali poinformowani zgodne z obowiązującymi przepisami. Stroną w postępowaniu może być każdy z nich. Raport środowiskowy otrzymany od inwestorów jest do wglądu w urzędzie dla każdego.
Zamieszanie to świadome działanie naszych przeciwników
Rozmowa z Piotrem Wierzchowskim z firmy „Bioentech” w Czarlinie
- Jaka inwestycja jest planowana na tym terenie? Mieszkańcy Czarlina mówią o składowisku odpadów niebezpiecznych…
- Chciałbym odwrócić to pytanie. Nazwa „odpady niebezpieczne” została przez Regionalną Generalną Dyrekcję Ochrony Środowiska w Gdańsku wytknięta, jako nieprawidłowość, urzędnikowi Gminy Tczew, który zajmował się tą sprawą. Ten pan samowolnie zmienił nazwę przedsięwzięcia w naszym wniosku. Naszym wiodącym zadaniem jest budowa instalacji do odzysku żywicy akrylowej ze ścieków oraz instalacji do recyklingu tworzyw sztucznych. Nie są to instalacje do przetwarzania odpadów niebezpiecznych. Odpady niebezpieczne występują we wniosku jako działalność bardzo poboczna, towarzysząca wspomnianym instalacjom tylko po to, ażeby zapewnić naszym kontrahentom odbiór wszystkich odpadów. Mówiąc „odpady niebezpieczne” mam na myśli np. zużyty olej silnikowy, czy opony. Odpady te nie będą u nas przetwarzane tylko niezwłocznie przekazywane do firm wyspecjalizowanych w ich obróbce. We wniosku odpadów niebezpiecznych było w sumie 500 kg rocznie, przy obróbce odpadów innych niż niebezpieczne na poziomie kilkuset ton rocznie. To margines. Tymczasem w Urzędzie Gminy tytuł „odpady niebezpieczne” umieszczono na pierwszej stronie wniosku i jeszcze wytłuszczono. Nie wiem, czy było to zamierzone działanie. Wszyscy kładą główny nacisk na te odpady, a ich będzie naprawdę niewiele. Te pół tony to zaledwie dwie beczki. Podejrzewam, że w okolicy w niejednym obejściu znajduje się tyle samo lub więcej odpadów niebezpiecznych.
- Wytłumaczmy więc dokładnie mieszkańcom na jakiej zasadzie będą działać wymienione przez pana instalacje.
- Chcemy wprowadzić tzw. wysokie technologie odzysku ze ścieków żywic akrylowych. To nowatorska metoda w skali światowej, opracowana na jednej z gdańskich uczelni. Obecnie technologia ta jest w procesie patentowania. Polega ona na tym, że ze ścieków pochodzących z lakierni (nie są to odpady niebezpieczne, bo farby akrylowe na bazie wody są przyjazne dla środowiska) będzie odzyskiwana żywica akrylowa. To drogi składnik, którego wyprodukowanie kosztuje mnóstwo surowców i energii. Obecnie te ścieki są utylizowane w spalarniach, podczas tego procesu żywica jest bezpowrotnie tracona, a środowisko jest dodatkowo obciążane spalinami. Nasza technologia pozwala na odzyskanie żywicy i użycie jej do produkcji chemii budowlanej, np. tynków akrylowych.
- Czy użycie tej technologii nie spowoduje, że jakieś groźne substancje dostaną się do powietrza lub wody?
- Ścieki, z których będziemy odzyskiwać żywicę, same z siebie nie stwarzają zagrożenia. To produkt ekologiczny, jak wszystkie akrylowe substancje wodorozcieńczalne. Po drugie zastosowana przez nas technologia nie będzie oznaczać produkcji substancji niebezpiecznych. Oczyszczona woda będzie oddawana do kanalizacji, ale równie dobrze moglibyśmy ją wykorzystać w innych celach gospodarczych, np. do mycia tworzyw przeznaczonych do recyklingu. Należy podkreślić, że wszelkie parametry chemiczne w tych ściekach będą dużo niższe niż w ściekach socjalno-bytowych, a więc do oczyszczalni będą trafiać ścieki dużo czystsze niż dzieje się to obecnie.
- Zdaniem mieszkańców od pół roku na terenie firmy gromadzone są jakieś odpady, a część z nich – jak plastik – ma być podobno spalana...
- Jedyne co się spala to drewno i węgiel w kotłowni. Palenie „plastiku” byłoby bardzo nieopłacalne – po prostu węgiel jest kilkakrotnie tańszy. A co tutaj gromadzimy? Firma „Bioentech” od pewnego czasu zajmuje się handlem tworzywami. Są one pozyskiwane z różnych źródeł, tutaj są magazynowane, przepakowywane, czasami też granulowane. Firma ma na to stosowne pozwolenia.
- Wnioski na budowę instalacji zostały już złożone?
- Raport o oddziaływaniu na środowisko naszych przedsięwzięć oraz wniosek o wydanie pozwolenia na działalność w dziedzinie odpadowej został przekazany do Urzędu Gminy Tczew na przełomie września i października. Niestety, postawa urzędników jest dla nas zadziwiająca. Poprzez opóźnianie naszych planów wygląda to tak, jakby nie zależało im na lokowaniu nowych inwestycji w gminie, inwestycji proekologicznych! Jesteśmy świadomymi przedsiębiorcami i wiemy, że ciąży na nas odpowiedzialność społeczna. W planach mieliśmy też podjęcie działań na rzecz lokalnej społeczności, np. organizacja festynów ekologicznych, po to, aby dobrze się kojarzyć i podnieść świadomość ekologiczną mieszkańców.
- Tymczasem, z powodu sygnałów mieszkańców o nielegalnym składowaniu odpadów na terenie firmy, władze gminy Tczew chcą złożyć doniesienie do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska…
- Rzeczywiście, przygotowując się do inwestycji, w pewnym momencie na plac firmy trafiło kilkanaście ton makulatury i folii. Mamy pozwolenie na przewóz odpadów. Wynikało to z tego, że po pierwsze musieliśmy na jakiś czas ten ładunek „zrzucić”, a po drugie chcieliśmy przetestować ile bylibyśmy w stanie na tym terenie pomieścić odpadów. Był to tylko krótki test. Obecnie tych surowców już nie ma. Zdajemy sobie sprawę, że nie mamy pozwolenia na magazynowanie, a zrobiliśmy to. Działaliśmy jednak w dobrej wierze i mam nadzieję, że skończy się to tylko na upomnieniu. Podkreślę, że nie były to odpady niebezpieczne, tylko zwykła makulatura.
- Gdy tylko firma otrzyma stosowne pozwolenia to inwestycja ruszy z miejsca?
- Tak. Mam wrażenie, że całe zamieszanie jest wywołane świadomym działaniem, mającym na celu zablokowanie naszej inwestycji. Po złożeniu wniosków okazało się, że są potrzebne uzupełnienia. Urzędnik za to odpowiedzialny zwlekał z prośbą o nie, i dopiero ostatniego dnia wymaganego terminu wysłał nam to pismo. Gmina maksymalnie wydłuża czas swojej reakcji.
- Nie przeszkadza Panu sprzeciw mieszkańców? Może nie warto drzeć z nimi kotów i przenieść inwestycję w inne miejsce, z dala od siedzib ludzkich?
- Uważam, że protest mieszkańców jest podsycany przez kilka osób. Rozmawialiśmy z wieloma osobami z Czarlina i prawda jest taka, że grono naszych zwolenników w prywatnych rozmowach jest znacznie większe niż naszych oponentów. Jednak idea milczącego akceptu jest niedostrzegana. Wystarczy, że w kilkusetosobowej społeczności będą krzyczały trzy osoby, to usłyszymy tylko ich protesty. Ci, którzy nie krzyczą, nie są dostrzegani i co gorsza nie jest wysłuchiwane ich stanowisko. Te osoby wiedzą, że lokowanie w ich wsi firmy jest korzystne, ponieważ stworzymy kilkanaście miejsc pracy, a to oznacza, że kilkanaście rodzin będzie miało dochód, a do kasy gminy będą wpływać podatki od naszej działalności.
Reklama
Ekologicznie czy niebezpiecznie? Mieszkańcy Czarlina obawiają się groźnych odpadów w ich sąsiedztwie
POMORZE/CZARLIN. W Czarlinie zawrzało. Mieszkańcy uważają, że dwie firmy „pod płaszczykiem” budowy instalacji do recyklingu tworzyw sztucznych chcą stworzyć składowisko odpadów niebezpiecznych. Boją się zatrucia wody i powietrza.
- Przemysław Zieliński
- 21.12.2009 10:00 (aktualizacja 20.08.2023 11:57)

Data dodania:
21.12.2009 10:00
Temperatura: 20°C Miasto: Tczew
Ciśnienie: 1016 hPa
Wiatr: 10 km/h
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze