Zdaniem wojewody, do którego odwołał się Mariusz N., kłopoty finansowe i brak pracy „nie są czynnikiem wskazującym na umorzenie sprawy zapłaty kosztów kursu”. Historia pana Mariusza może posłużyć jako przestroga.
- Padłem ofiarą własnej aktywności na rynku pracy – uważa.
Jechać, czy zostać…
Pan Mariusz N. (pełne dane do wiadomości redakcji - przyp. red.), z wykształcenia technik budownictwa, w styczniu br. stracił pracę i zgłosił się do Powiatowego Urzędu Pracy o przyznanie statusu bezrobotnego. Równocześnie starał się szukać pracy na własną rękę, nie czekając na propozycję z urzędu. Po 4-miesięcznym, bezskutecznym poszukiwaniu zatrudnienia, postanowił wziąć udział w kursie na magazyniera-sprzedawcę z uprawnieniami na wózki widłowe. Szkolenie miało potrwać od 6 maja do 25 czerwca.
- Z powodu dużej liczby chętnych nie liczyłem na to, że załapię się na ten kurs, więc dalej szukałem pracy. Umieszczałem ogłoszenia w Internecie, pytałem znajomych, wysyłałem swoje dane do pracodawców w kraju i za granicą. Nikt się nie odzywał, więc w międzyczasie rozpocząłem kurs.
Na początku czerwca pan Mariusz otrzymał ofertę pracy w polskiej firmie budowlanej, działającej na terenie Norwegii.
- Właściciel zapewniał mnie, że oferuje legalną pracę, a wszelkie formalności, jak umowa o pracę, ubezpieczenie, zgoda na legalny pobyt i pozwolenie na pracę, załatwi na miejscu. Nie było możliwości, aby sprawdzić jego wiarygodność. Powstał więc dylemat: jechać, czy dokończyć kurs? Mam na utrzymaniu rodzinę, a długo nie pracując narastały mi długi związane z utrzymaniem mieszkania, musiałem spłacać kredyty i inne zobowiązania finansowe. Zdecydowałem się na wyjazd 9 czerwca. Miałem nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży.
Oszukany w Norwegii
Niestety, okazało się, że pracodawca pana Mariusza jest nieuczciwy.
- Gdy prosiłem go o dokumenty związane z moją pracą, zaczął mi sugerować, że jeśli dalej będę się o nie dopominał, to mnie wyrzuci – mówi pan Mariusz. - Milczałem przez jakiś czas.
Po kilku dniach, podczas pracy na budowie, do pana Mariusza podszedł policjant. Poprosił o dokumenty poświadczające legalne zatrudnienie i pobyt.
- Powiedziałem, że ich nie mam przy sobie, a on kazał mi opuścić tę miejscowość. Spakowałem się i wróciłem do bazy firmy, gdzie nocowałem. Znowu zacząłem się dopominać u szefa o umowę. Na drugi dzień właściciel przyjechał, powiedział żebym się spakował i gdzieś z nim pojechał. Zawiózł mnie wprost na lotnisko. Kupił bilet do Polski. Tak mnie załatwił…
Następnego dnia, zaraz po powrocie do kraju, pan Mariusz zgłosił ten fakt w PUP. Zamiast pomocy usłyszał, że zgodnie z przepisami ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy (art. 41, ust. 6), będzie musiał zwrócić blisko 2500 zł kosztów przerwanego z własnej winy kursu, darmowego, bo finansowanego ze środków unijnych. Nie musiałby płacić, gdyby udowodnił odpowiednimi dokumentami, że pracował w Norwegii.
- Nie mam na to żadnych papierów, bo zostałem oszukany przez tzw. „pracodawcę”. Człowiek, który mógłby to poświadczyć, nie może przyjechać do kraju. W urzędzie nie otrzymałem żadnej pomocy, czy zrozumienia. Na moje wyjaśnienia dostałem odpowiedź, że utraciłem statut osoby bezrobotnej. Gdy wróciłem do Polski kurs jeszcze trwał. Chciałem przystąpić do końcowego egzaminu dzień po jego terminie, ale mi nie pozwolono. Jestem zdruzgotany…
Urzędy zasłaniają się prawem
Pan Mariusz odwołał się do wojewody pomorskiego od decyzji PUP, nakazującej zwrot kosztów szkolenia.
- W ustawie nie przewidziano wypadków losowych, takich jak mój, gdy ktoś zostaje oszukany przez pracodawcę – uważa pan Mariusz. - W tym wypadku przepisy prawa są bezwzględne. Padłem ofiarą własnej aktywności na rynku pracy.
Nasz rozmówca uważa, że PUP zasłania się prawem i nie chce mu pójść na rękę.
- Gdy kilka lat temu też byłem bezrobotny, przez 8 miesięcy nie otrzymałem od nich żadnej oferty pracy. Tak działają urzędy pracy w Polsce. Urząd otrzymuje zgłoszenia od pracodawców, ale ich w żaden sposób nie kontroluje. Nie sprawdza, czy oferty złożone przez pracodawców są prawdziwe, czy nie. Ustawodawcy, którzy tworzą takie prawo, albo nie wiedzą, albo nie chcą widzieć problemu. Urzędy pracy z kolei twierdzą, że nie mają do tego narzędzi. Wystarczy, że firma jest legalnie zarejestrowana.
Pan Mariusz nie ma z czego zapłacić 2500 zł. W odpowiedzi na jego odwołanie od decyzji urzędu pracy, wojewoda napisał, że jego kłopoty finansowe i brak pracy „nie są czynnikiem wskazującym na umorzenie sprawy zapłaty kosztów kursu” (sic!). Wojewoda dodaje, że pan Mariusz powinien wykazać się „sumiennością, zapobiegliwością, ostrożnością, przezornością oraz dbałością w osiągnięciu zamierzonego celu”.
- Wojewoda uznał, że moje wyjaśnienia są niewiarygodne. Czuję się w tym momencie jako oszust i złodziej, który chce okraść urząd pracy. Uczciwie im zgłosiłem, że wyjeżdżam do Norwegii, podejmuję tam pracę, więc muszę zrezygnować z kursu. To nie moja wina, że zostałem tam oszukany.
Pan Mariusz ma jeszcze możliwość odwołania się od decyzji wojewody do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.
- Tylko jaki jest tego sens, skoro nikt mi nie wierzy? Niczego dobrego nie spodziewam się po wyroku sądu, ale się odwołam. Zamierzam walczyć z nieludzkim prawem.
Pierwszy taki przypadek…
Rozmowa z Elżbietą Płóciennik, dyrektorem Powiatowego Urzędu Pracy w Tczewie
- Czy ustawodawca nie przewidział zajścia tego typu zdarzeń losowych, jak w przypadku pana Mariusza, który został po prostu oszukany przez nieuczciwego pracodawcę?
- Ustawodawca tego nie przewidział, ani też nie umożliwił ustawowo zastosowania innego trybu postępowania organów w przypadku zajścia „nieprzewidzialnych zdarzeń losowych”. Przepisy ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy jednoznacznie określają zasady kierowania na szkolenie osób bezrobotnych, jak również obowiązki tych osób. Jako usprawiedliwienie przerwania szkolenia, które jest finansowane ze środków publicznych, ustawa określa tylko i wyłącznie przypadek zatrudnienia lub innej pracy zarobkowej. Osoby kierowane na szkolenie w dniu odbioru skierowania są o tym informowane. Zaznaczyć należy, że udowodnienie uzasadnionego przerwania szkolenia ciąży na osobie, która doprowadziła do tego zdarzenia. Sam fakt wyjazdu za granicę w celu podjęcia pracy nie jest wystarczającym dowodem, który potwierdza podjęcie pracy. Pozostaje więc w tej sytuacji ścieżka postępowania administracyjno-sądowego, w której swoich racji może bronić pan Mariusz.
- Czy istnieje prawna możliwość, żeby pan Mariusz nie musiał zwracać kosztów przerwanego szkolenia?
- W zaistniałym stanie prawnym pan Mariusz został zobowiązany do zwrotu kosztów przerwanego szkolenia. Stanowisko to zostało podtrzymane decyzją II instancji - wojewody pomorskiego.
- Czy jest możliwość zwrócenia tych kosztów w ratach?
- W przypadku żądania zwrotu kosztów szkolenia, które uznane jest za świadczenie nienależne, ustawodawca w trosce o stan finansów publicznych państwa przewidział możliwość regulacji zobowiązań dłużników w dłuższym czasie, o ile osoba wystąpi z takim wnioskiem.
- Co można doradzić panu Mariuszowi? Pozostaje mu tylko i wyłącznie odwołanie do sądu administracyjnego?
- Organy I, jak i II instancji w swoich decyzjach administracyjnych udzieliły pouczenia panu Mariuszowi o przysługujących mu uprawnieniach, w tym możliwości skierowania skargi do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.
- Nie uważa Pani, że ustawowy zapis o zwrocie przez osobę bezrobotną – która nie grzeszy nadmiarem pieniędzy - kosztów przerwanego szkolenia w wysokości blisko 2500 zł za nieetyczny?
- W kompetencjach Urzędów Pracy jest stosowanie prawa, a nie komentowanie etycznych intencji ustawodawcy. Urzędnik nie jest uprawniony do oceniania i samowolnego, własnego interpretowania przepisów prawa. Ma on obowiązek realizować zadania zgodnie z treściami zawartymi w aktach prawnych, które powstały w wyniku procedury legislacyjnej obowiązującej w Rzeczypospolitej Polskiej.
- Podobne sytuacje, jak historia pana Mariusza, zdarzały się już w Powiatowym Urzędzie Pracy w Tczewie?
- Przypadek, w którym osoba przerywa szkolenie z powodu podjęcia zatrudnienia i nie może udokumentować tego faktu jest dotychczas jedynym. Jest nam przykro, iż mieszkaniec naszego powiatu znalazł się w trudnym położeniu, prawdopodobnie z winy nierzetelnego pracodawcy.
Bezrobotny - oszukany i ukarany. Zapłaci za nie swoje problemy
TCZEW. Miała być długo oczekiwana, dobrze płatna praca w Norwegii, a jest nakaz zapłaty prawie 2500 zł za przerwany – z powodu obietnicy zatrudnienia – kurs w Powiatowym Urzędzie Pracy. Musi zapłacić za szkolenie. Urzędnicy tłumaczą, że w takim przypadku przepisy prawa są bezwzględne.
- Przemysław Zieliński
- 30.11.2009 00:00 (aktualizacja 05.08.2023 09:21)

Data dodania:
30.11.2009 00:00
Reklama












Napisz komentarz
Komentarze