- Lata 80. to „podziemny” okres „Gazety Tczewskiej”. Pamiętają panowie przygotowania do wydania pierwszego numeru „GT” w wolnej już Polsce?
Cz. Czyżewski: - Przygotowania do wydania pierwszego numeru trwały od jesieni 1989 r. Najpierw 20 października powołałem z Wojciechem Kreftem spółkę cywilną, następnie zarejestrowałem tytuł „GT”, wtedy jeszcze w urzędzie cenzury w Warszawie. Na podstawie ich zezwolenia można było przystąpić do wydania pierwszego numeru. W tym czasie silnie współpracowaliśmy z „Solidarnością”, nawet „kątem” siedzieliśmy na ul. Podmurnej. W maju 1990 r. „GT” stała się tygodnikiem, co dało nam duży impuls rozwojowy.
W. Szramowski: - Pierwsze wydanie „GT” ukazało się w grudniu 1989 r. To był pierwszy numer, taki, o którym możemy dzisiaj powiedzieć, że spełniał parametry normalnej gazety. Kolejne wydania pilotowałem osobiście. W tym czasie Czesław Czyżewski i Wojtek Kreft pracowali w Szwecji zarabiając pieniądze na kolejne wydania gazety.
- Wydanie pierwszego numeru - były jakieś problemy?
W. Sz.: - To nie było takie proste, bo po pierwsze – tak jak wszystko wtedy - byliśmy bardzo zapóźnieni technologicznie. Typowych drukarń prasowych, wolnych, w tamtym czasie nie było. Problem też był ze składem gazety. Pierwsze programy do składu dopiero pojawiały się na rynku.
Cz. Cz.: - Jeśli chodzi o skład komputerowy to korzystaliśmy z pomocy firmy „Polski Tech” w Gdyni, która miała program edytorski do łamania gazet. Pierwszy numer został wydrukowany na ul. Targowej, w drukarni pana Rausza. Później drukowaliśmy gazetę w drukarni Wyższego Seminarium Duchownego w Pelplinie, dzisiejszym „Bernardinum”.
- Przez lata 90. byliśmy praktycznie na rynku lokalnym monopolistą. Nie było żadnych gazet konkurencyjnych…
Cz. Cz.: - Pojawiały się różne inicjatywy lokalne, istniała też prasa wybrzeżowa. Jednakże nasza działalność była kompleksowa, z własnym zapleczem produkcyjnym umożliwiała dynamiczny rozwój i osiąganie kolejnych celów wydawniczych na Pomorzu.
W. Sz.: - Jeśli mówimy o prasie powiatowej, to tak. Wolne miejsce na rynku było też sygnałem do tego, aby je zająć, bo w tym czasie „Dziennik Bałtycki” czy „Głos Wybrzeża” zamieszczały niewiele informacji z Tczewa. Niemniej jednak takiej typowej prasy lokalnej nie było, bo nikt w ogóle nie widział w tym produktu komercyjnego.
- Z jakim uznaniem spotykały się pierwsze numery? Były wykupywane czy nakłady zostawały?
W. Sz.: - Pierwszy nakład miał sprzedaż ok. 1600 egzemplarzy – całkiem niezły wynik. Nakład wynosił wówczas 2 albo 3 tys. egz. Nie drukowaliśmy tego zbyt wiele, bo to kosztowało. To były takie nakłady „na oko”. Pamiętam, że prowadziliśmy politykę „wygłodzenia rynku”, czyli dawaliśmy mniej gazet niż się sprzedawało po to, aby w ten sposób stymulować zainteresowanie gazetą. Wiadomo – jak czegoś brakuje, to oznacza że coś jest na tyle atrakcyjne, żeby ludzie zaczęli tego szukać. I ta polityka w przypadku tygodnika okazała się skuteczna – te nakłady systematycznie rosły i ten szczyt cyklu wzrostu sięgnął poziomu 15 tys. egz. Rekord – ok. 20 tys.
- Jak panowie podsumują ostatnie 20-lecie „GT” na rynku lokalnym. Rynek medialny nie jest łatwą branżą, czasem nawet agresywną. Jak „GT” radziła sobie w tym okresie?
W. Sz.: - Można by przewrotnie powiedzieć, że w pewnym sensie jest lustrzanym odbiciem cyklu życia produktu, który wchodzi na rynek i rozpoczyna swój cykl życia od narodzin poprzez fazę wzrostu, stabilizacji i schyłek. Oczywiście te fazy różnie rozkładają się w czasie. Z całą pewnością przeszliśmy fazę i narodzin, i wzrostu. Jesteśmy obecnie w fazie stabilizacji. Gazeta wprowadziła nowe kanały dystrybucyjne i powoli przekształcamy się w przedsiębiorstwo multimedialne. Biorąc pod uwagę gazetę i portal (www.portalpomorza.pl), to z całą pewnością liczba czytelników nam nie zmalała, a wręcz przeciwnie – wzrosła. Gdybyśmy dzisiaj zsumowali czytelnictwo portalu i gazety, to średnio tygodniowo sięga to przedziału 30-40 tys. osób. To jest potężne czytelnictwo biorąc pod uwagę, że populacja w powiecie to 110 tys. mieszkańców, z czego tylko 25 proc. gospodarstw domowych ma dostęp do Internetu. Ze swoją informacją docieramy prawie wszędzie.
Cz. Cz.: - Jak już wspomniałem „GT” dała nam impuls do rozwoju firmy. W 1991 r., gdy posiadaliśmy już własną drukarnię, zdecydowaliśmy się na wydanie tytułu w Kwidzynie, potem przejęliśmy gazety w Malborku i Starogardzie Gd. W apogeum rozwoju firma miała 17 tygodników lokalnych, kilka miesięczników (w tym ogólnopolskie), tytuł polsko-angielski. To wszystko wyrosło z GT – wydawnictwo z własnym potencjałem produkcyjnym, z nieruchomościami, z wykształconą i zaangażowaną kadrą pracowniczą. Na przestrzeni tych 20 lat przez firmę przetoczyło się setki osób – pracowników i współpracowników. Byliśmy liczącym się pracodawcą, zatrudniając najwięcej 250 osób w jednym roku na etacie, a łącznie z umowami-zleceniami wypełniono wtedy prawie tysiąc PITów!
- Przyszłość „GT” i innych mediów, to więcej „papieru” czy większa obecność w mediach elektronicznych?
W. Sz.: - Grupa czytelników papierowych nie będzie już rosła, a wręcz stopniowo zmniejszała (mowa o grupie wiekowej od 35 do 70 lat). Wszyscy wydawcy mają świadomość ile lat mają przed sobą tego biznesu. Ile? Na pewno więcej niż ci, którzy produkują dzienniki. Różnica przynajmniej dekady. W naszym przypadku mamy pewien regres czasowy w stosunku do USA (co najmniej 10 lat), więc jeżeli oni szacują, że w 2025 r. prasa drukowana będzie dodatkiem do innych kanałów dystrybucji kontentu, to ja myślę, że u nas to jest perspektywa 2030-35 r. Wtedy będziemy mogli dopiero mówić o zdecydowanym regresie jeśli chodzi o prasę lokalną. Ale jeżeli odpowiednio wcześniej wykształcimy nawyki korzystania z innych mediów, to nic wielkiego się nie stanie. Sytuacja będzie płynna. Należy podążać za trendem, a nie być przeciwko. Krótko mówiąc – jeżeli większość wydawców w tej chwili przekazuje treści poprzez wersje elektroniczne, to my również musimy to robić. Z czasem okaże się czy jest to sukces, czy nie.
Cz. Cz.: - Papier wbrew pozorom umożliwia bogatszą publicystykę. Łatwiej się czyta wydanie papierowe. Media elektroniczne natomiast są bardzo tabloidowe, spłaszczają każdą informację, debatę, czy publicystykę. Papier będzie nadal ważnym nośnikiem medialnym, ale nie zapominamy o nowych technologiach, które będziemy szeroko rozwijać i które będą uzupełniać „gazetowy” przekaz informacyjny.
- „GT” jak i Wydawnictwo Pomorskie opiera się wyłącznie na kapitale polskim, w przeciwieństwie do konkurencji…
Cz. Cz.: - W mediach w Polsce rzeczywiście panuje dominacja wydawnictw z obcym kapitałem, co w przeciwieństwie do wielu innych państw może napawać niepokojem. Wiele państw stara się chronić obszar czwartej władzy, ale w dobie swobody przepływu kapitału tego typu procesy regulacji rynku stają coraz trudniejsze. Wiadomo, że zaplecze kapitałowe raczkujących wydawnictw polskich na początku lat 90. było słabsze w stosunku do bogatych i doświadczonych koncernów zagranicznych. Stanęliśmy w szranki z gigantami co uniemożliwiało pełny rozwój, ale pomimo tego udało się nam znaleźć swoje miejsce na rynku.
W. Sz.: - Można mówić o pewnych żywiołach: polski, niemiecki, francuski itd., które wyrażają się, m.in. poprzez kapitał. Ale kapitał ma różne oblicza – jest finansowy, ale i jest społeczny. Z całą pewnością Polska, w momencie zderzenia się z tymi żywiołami europejskimi, nie miała wykształconego na tyle kapitału społecznego, na pewno kapitału finansowego, żeby mogła w tych obszarach równorzędnie rywalizować. Gazety lokalne w Polsce w tej chwili mają łączne nakłady sięgające miliona egzemplarzy tygodniowo i w zdecydowanej większości są to gazety polskie. Faktem jest to, że gazetami, które nie mają polskich wydawców są to głównie dzienniki regionalne i ogólnopolskie, prasa kolorowa itd. Ale jeżeli chodzi o prasę powiatową i gminną, to w zdecydowanej większości jest żywiołem polskim.
- Czy spowolnienie gospodarcze, kryzys, w jakiś sposób odbiło się na kondycji „GT”?
W. Sz.: - Generalnie odbiło się na kondycji wszystkich. Na wysuniętych rubieżach kryzysu zawsze znajdują się media, bankowość i deweloperka. W pierwszej kolejności oszczędza się na tym, na co niekoniecznie trzeba wydawać, na reklamach, a w drugiej kolejności na zakupach, które można odłożyć w czasie. Nie różnimy się w żaden sposób od innych wydawców jeśli chodzi o spadek przychodów reklamowych. To oczywiście nie jest ani miłe, ani przyjemne. Po prostu wymaga to restrukturyzacji, która została zresztą zapoczątkowana już w styczniu br. Dlatego powstały plan A i plan B – plan A był optymistyczny, plan B był realny. Dziś realizujemy plan B. Jest to sytuacja, w której spadają przychody i do której trzeba dostosować koszty.
Cz. Cz.: - W dzisiejszej sytuacji wygrają te firmy, które szybciej zareagują na zagrożenia. My dokonaliśmy tego dużo wcześniej, co pozwala optymistycznie patrzeć w przyszłość.
- Czy w zalewie informacji ogólnopolskich prasa lokalna ma jeszcze jakieś znaczenie dla czytelnika?
Cz. Cz.: - Ależ tak. Trzeba przywołać zasadę „bliższa ciału koszula”. Nie jesteśmy w stanie zmienić świata, ale możemy zmieniać swoją Małą Ojczyznę. To tutaj mamy nasze problemy do rozwiązania, tutaj trzeba tworzyć nowe miejsca pracy, tutaj trzeba budować mosty i naprawiać drogi, tu trzeba wybierać ludzi prawych, którzy będą rozwijać nasz region. To ważna rola „GT” w naszym społeczeństwie. Po prostu jesteśmy stąd i zależy nam na jak najlepszym kształtowaniu naszej Małej Ojczyzny! Myślę, że społeczeństwo też tak stara się rozumieć.
W. Sz.: - Trzeba zadać sobie pytanie czego czytelnik potrzebuje. Na pewno nie potrzebuje informacji ogólnopolskich w gazecie, bo ma je w telewizji. Ale nie ma tam informacji lokalnej. Czyli siłą rzeczy w myśl zasady, że od 5 tys. zabitych na placu Tiananmen większe znaczenie będzie miała informacja, że Kowalski z Nowakiem z mojej ulicy się pobili. To jest odpowiedź na to pytanie. Im bliżej jest dany produkt czytelnika, tym lepiej. Uważam, że te gazety się w ten sposób bronią.
- Jaką misję ma „GT” jako medium lokalne?
W. Sz.: - Zakładamy, że naszą misją jest być blisko spraw zwykłych ludzi. W tym sensie, że głównie chcemy dostarczać informacje nie tylko o charakterze ogólnym, ale też o charakterze użytkowym. Muszę mieć przekonanie kupując gazetę, że nie wydaję 2,20 zł tylko i wyłącznie na to, co ja już wiem: ze sklepu, od sąsiadki, z innego źródła. To gazeta daje mi dodatkowy punkt widzenia, który pozwala wyrobić sobie opinię na jakiś temat. Po drugie, gazeta da mi treści użytkowe – będę wiedział co, gdzie i kiedy się wydarzy: zapowiedzi imprez, rozkłady jazdy, informatory itd.
Cz. Cz.: - Naszym strategicznym celem jest stworzenie nowoczesnej grupy medialnej, która spełni oczekiwania odbiorców oraz dostarczy prawdziwe informacje i wiarygodne opinie. Motywem działania naszych mediów jest tworzenie publikacji bliskich czytelnikom, a dziennikarze mają dostarczać informacje niezależne, prawdziwe i kompletne. Chcemy wspierać wartości patriotyczne i chrześcijańskie. Rolą interwencyjną gazet jest też służenie radą i pomocą naszym czytelnikom.
- Jak „GT” powinna wyglądać w przyszłości, aby jeszcze bardziej być atrakcyjną dla czytelników?
W. Sz.: - Powinna być konsekwentna w swoim wyrazie, czyli realizować to co już zostało rozpoczęte i teraz jest systematycznie wdrażane. Dzisiaj jesteśmy w obszarze Tczewa, trochę bliżej mieszkańców Pelplina i Gniewu. Ale pytanie czy to jest wystarczające? Moim zdaniem nie. Uważam, że „GT” powinna być jeszcze bliżej czytelników powiatu i Tczewa. Czyli jej objętość oraz liczba informacji powinna wzrastać. Dzisiaj to jest takie minimum, bardziej podyktowane ceną egzemplarzową.
Cz. Cz.: - Mam nadzieję, że „GT” będzie jednym z liderów prasy lokalnej w Polsce. Jeżeli plany, nad którymi pracujemy, zostaną zrealizowane, „GT” będzie się rozwijała wykorzystując wszystkie nisze rynkowe i możliwości techniczne, które na rynku istnieją. Będziemy gazetą nowoczesną nie tylko w skali kraju.
- Jaki jest największy sukces „GT”?
W. Sz.: - To, że istniejemy, ponieważ jeszcze 5 lat temu nie było to takie jednoznaczne i mało kto nam dobrze rokował. Wręcz były zakłady na mieście, za ile tygodni gazeta przestanie się ukazywać. Możemy dalej oferować swój produkt na rynku czytelnikom i dalej przedstawiać ich problemy. Walczyliśmy z komitetami partii, a teraz trochę je przypominamy. To jest paradoks – jak już człowiek nie ma gdzie iść, to idzie do gazety po pomoc. W dzisiejszej rzeczywistości gazeta jest ostatnią deską ratunku dla wielu, od tych na górze do tych na dole. Z całą pewnością wkład społeczny gazety jest nie do przecenienia.
Cz. Cz.: - Rzeczywiście udało się nam przetrwać ciężki okres w naszej działalności, spowodowany atakami na firmę z nieprzyjaznych niezależnym mediom ośrodków. Zgodnie z powiedzeniem dopóki walczysz, to już zwyciężyłeś. Dzięki temu udało się zachować wiele miejsc pracy. Dzisiaj jesteśmy świadomi tamtych i nowych zagrożeń, ale skupiamy się przede wszystkim na pozytywnym myśleniu i planach rozwojowych. W tym widzimy swoje szanse na przyszłość.
Reklama
1000. numerów „Gazety Tczewskiej”: Jesteśmy blisko czytelnika, jesteśmy stąd!
Rozmowa z założycielem Wydawnictwa Pomorskiego Czesławem Czyżewskim oraz obecnym prezesem WP Wojciechem Szramowskim.
- 29.06.2009 00:00 (aktualizacja 04.08.2023 04:09)

Reklama










Napisz komentarz
Komentarze