Dąbrówka położona jest tylko kilometr od ruchliwej „jedynki”. To tylko kilka kilometrów od wjazdu na autostradę A1 w Kopytkowie. Tak blisko do cywilizacji i tak daleko jednocześnie. Z asfaltowej „jedynki” skręcamy w piaskową drogę. Zgodnie z zielonym kierunkowskazem informującym, że 1 km do Dąbrówki. Brniemy powolutku tocząc się jak po plaży. Aż do wioski.
Z prawej strony widzimy pierwszy dom. Duży, ceglany budynek. Takie budynki stawiali nasi zaborcy ponad 100 lat temu. Najczęściej lokowano w nich szkoły. A co się dzieje z tym budynkami dzisiaj?
Krok od tragedii
- Tu faktycznie była szkoła – mówi Dorota Berent. - Ten budynek postawiono w 1902 r. i wygląda na to, że przez te 107 lat prawie go nie remontowano. Proszę spojrzeć na dach. Jak nieco mocniej powieje to dachówki „fruwają” jak spłoszone wróble. Deszcz strugami ścieka po ścianach. I jak tu normalnie żyć? A mieszkają w tej starej szkole aż cztery rodziny i to z dziećmi. Nie chcę się skarżyć, bo to i tak niczego nie zmieni. Pokażę tylko jak my tu żyjemy.
Wprowadzono nas tutaj 6 lat temu. Miałam wtedy 7 dzieci. Najmłodsze były bliźniaki, Alan i Marcin. Mieli po 4 miesiące. Najstarszy syn, Dawid był 13-latkiem. Najwięcej kłopotów sprawiała... woda. Normalna - do prania, mycia i gotowania. Tu nie było wodociągu. Wodę brałam ze studni stojącej obok domu. Wydawało się, że wszyscy mieszkańcy korzystają z tej studni. Na tej wodzie gotowałam także mleko dla bliźniaków. I to im chyba zaszkodziło. Nagle dostali strasznej gorączki. Sąsiadka pozwoliła mi zatelefonować po pogotowie. Ona miała telefon stacjonarny. Gdy lekarz dojechał do nas Alan był nieprzytomny i już prawie nie żył. Błyskawiczna reanimacja uratowała go. Zabrali bliźniaki do szpitala w Tczewie. Tam podjęli decyzję, że trzeba ich natychmiast przewieźć do Akademii Medycznej do Gdańska. Dzięki szybkiej pomocy bliźniaki przeżyły.
Woda z beczki po śledziach
- A tu do Dąbrówki przyjechał Sanepid na kontrolę – kontynuuje pani Dorota. - To Akademia Medyczna zgłosiła, że dzieci prawdopodobnie zatruły się wodą. Sanepid zbadał wodę i wydał jakieś zalecenia dla Zakładu Usług Komunalnych w Gniewie. Przyjechali do nas z ZUK i wsypali do studni jakieś proszki. Obiecywali różne rzeczy, ale skończyło się na tym, że dowożą nam wodę. Dla wszystkich mieszkańców - dwa razy w tygodniu. Nalewają wodę do naszych beczek. Ja mam plastikową beczkę 120-litrową. Taką po śledziach! Przydałaby się większa beczka, ale skąd ją wziąć. Ta woda musi mi wystarczyć do wszystkiego i dla wszystkich.
Mam 8 dzieci. Dawid ma teraz 19 lat. Potem 16-letnia Monika. Kasia ma 11 lat, a Paweł jest o rok młodszy. Następnie 8-letnia Ola i 7-letni już bliźniacy. Najmłodsza córka, Wiktoria ma dopiero 4 latka. Wszystkich trzeba oprać, umyć i nakarmić. Do wszystkiego potrzebna jest woda. Pranie robię w pralce Frania, tak jak za komuny. Dzieci myją się w miednicy. Oszczędnie. O łazience nawet nie marzą. Była tu jakieś trzy lata temu komisja z gminy. Oglądali, spisywali, kręcili głowami i tyle. Nic potem nie zrobiono. Ja nawet nie interweniuję nigdzie, bo to przecież mieszkanie komunalne i powinnam być wdzięczna, że je w ogóle dostałam. Jakoś przywykłam.
- Tylko dzieci mi żal. One przecież widzą jak żyją inni i … - pani Dorota sięga po paczkę papierosów. Drżącą ręką zapala zapałkę. – Chyba dym wleciał mi do oka. Ja nie płaczę. Muszę być silna. Muszę wychować moje dzieci. Wierzę, że im będzie lepiej. To mnie tu trzyma.
Dach, czyli horror
Wychodzę na obszerne podwórko. Smętnie tu, choć zielono wokoło. W rogu stoi drewniana studnia. Z daleka widać, że od dawno nikt z niej nie korzystał.
- Tylko proszę nie próbować wody z tej studni - ostrzega Emilia Witkowska. - Ona nie nadaje się do picia. Czasami czerpiemy z niej wodę do podlewania ogródków. Skądś trzeba ja brać, jak nie mamy wodociągu. Bez wody to jak bez ręki. Trudno, bardzo trudno, ale żyć trzeba. Mieszkamy tutaj już od 9 lat, więc przywykłam. Jakoś sobie musze radzić. Wychowałam tu dwie córki. Obie już są mężatkami. Obie „wyfrunęły” stąd do teściów. Tam mają wodociągi i nawet kanalizację. Ale córki często tu przyjeżdżają w odwiedziny. Sentyment. A my sobie urządziliśmy tutaj łazienkę i ubikację. Chociaż coś. Tylko spłukiwać musimy wodą z wiadra.
Ja już nie wierzę, że dożyję podciągnięcia wodociągów. Ostatnia komisja była tutaj bodaj trzy lata temu. Chodzili, mierzyli, spisywali. Mówili, że to wszystko po to, aby zrobić dokumentacje na wodociąg. I co z tego wyszło? Nic. Chyba nie obrażę pana burmistrza jak powiem, że on też tu był. Też wszystko oglądał. Najbardziej zdziwiony był stanem dachu i kominów. To jest horror. Dachówki zlatują z dachu przy byle wietrze. Kominy są prawdopodobnie pozapychane. Kominiarze ich nie czyszczą, bo nie mają jak wejść na dach. Boją się, że mogą z tego dachu spaść razem z dachówkami. A przecież ogrzewamy mieszkania piecami kaflowymi i kominy są potrzebne. Zdarza się, że cały dym zamiast uciekać kominem to wlatuje do mieszkania i mamy tu prawdziwą wędzarnię. Bogu dzięki jeszcze nikt się nie zaczadził, ale to jest bardzo niebezpieczne.
Cień nadziei
- My sami tu niczego nie możemy remontować, bo to budynek komunalny – zaznacza pani Emilia. - To jest obowiązek gminy, aby utrzymać ten budynek w bezpiecznym stanie. Robimy tylko to, co jest możliwe do zrobienia we własnym zakresie. Takie łatania dziur, aby przetrwać. A burmistrz, jak tu był to tak delikatnie dawał nam do zrozumienia, że będzie o nas pamiętał. Ale ma chyba ważniejsze problemy niż Dąbrówka. Bo nie tylko my jesteśmy bez wodociągów, cała wioska nie została jeszcze zwodociągowana. Coś słyszałam ostatnio, że ma być wkrótce budowana jakaś stacja wodociągowa w Kolonii Ostrowickiej. To jest dla nas jakaś szansa. Jakiś cień nadziei. Może jednak na stare lata doczekam tego luksusu, że będę mogła wodę czerpać z kranu.
Woda... smaczna i kryształowa
Pani Emilia pokazuje beczkę stojącą na korytarzu. Pełna jest kryształowo czystej wody.
- Najbardziej lubię wtorki i piątki. W te dni ZUK - chociaż oni teraz nazywają się inaczej, chyba Inwest-Kom - dowozi nam wodę. Nalewają mi pełną beczkę. Nawet nie wiem ile ta beczka ma litrów. Podobno około 100 litrów. To musi mi wystarczyć dla całej rodziny do wszystkiego. Ale muszę przyznać, że ta dowożona woda jest bardzo smaczna. Bardzo smakuje naszym gościom. Zapraszam więc na kawę. Małą kawę. Muszę oszczędzać wodę.
Reklama
Dąbrówka bez wody. Najcenniejszy towar na wsi to... zwykła woda
KOCIEWIE/DĄBRÓWKA. Wodę dowożą do nich beczkowozem. Dwa razy w tygodniu leją ją do beczek po śledziach. Wychodzi beczka na rodzinę. Mieszkańcy wsi Dąbrówka (gm. Gniew) z coraz większą niecierpliwością czekają na wodociąg.
- 16.06.2009 00:01 (aktualizacja 16.08.2023 03:41)

Reklama
Napisz komentarz
Komentarze