Z budynkiem, uwikłanym w procedury prawne, nie mógł – jak do tej pory - poradzić sobie powiatowy inspektor nadzoru budowlanego. Samorządowcy pokazali, że można sprawę ruszyć z miejsca.
Determinacja, tysiąc złotych (koszt materiałów), dwie godziny pracy wystarczyły, by to co do tej pory było nierealne, stało się faktem. W maju br. grupa tczewskich radnych wystąpiła z ultimatum: Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego ma w ciągu dwóch tygodni zabezpieczyć wejścia do masarni. Tak się nie stało, więc radni od słów przeszli do czynów. Chwycili za kielnie, nosili pustaki i zamurowali otwory drzwiowe „niebieskiego pałacyku”. Tak nazwał obraz niemiecki malarz, przedstawiający zdewastowany obiekt.
- Dobrze, że ten obraz nie wyjechał do Witten, tylko pozostał w Tczewie – mówi radna Gertruda Pierzynowska. - Bo to wstyd, a nie to wizytówka naszego miasta.
Najważniejsze - bezpieczeństwo mieszkańców
Są widoki na to, że „koszmar z ul. Jagiellońskiej” wreszcie zniknie. Ten obiekt miał pecha od samego początku. Miała w nim się mieścić stołówka dla fabryki domów, która to właściwie nie zaistniała. Po stosunkowo krótkim czasie użytkowania przez inne podmioty, budynek powoli popadał w ruinę.
- Lech Wałęsa powiedział kiedyś, że samorząd to nic innego jak wzięcie sprawy w swoje ręce – uważa radny Tomasz Jezierski. - Właśnie to robimy. Celem akcji jest zapewnienie nie tylko bezpieczeństwa mieszkańców, ale też pokazanie nieudolności powiatowego inspektora nadzoru budowlanego. Nie mogliśmy nikogo doprosić się, aby pomógł zabezpieczyć tę obiekt. Nie szukamy czyjejś winy. Niemniej, inspektor nadzoru budowlanego odpowiada za zabezpieczenie budynku, by nie wchodziły tu osoby postronne. Ma do dyspozycji takie służby jak policja i straż pożarna. Inspektor powinien wydać nakaz zabezpieczenia tego budynku, bo zagraża on zdrowiu i życiu mieszkańców. A zagrożenie widać gołym okiem. I nie trzeba w tym celu robić żadnych inspekcji i ekspertyz.
- Liczymy, że teraz szybko dojdzie do sfinalizowania sprawy – mówi Gertruda Pierzynowska. – Chcemy uniknąć tragedii. Niebezpieczeństwo stwarza komin. Chłopcy mają dwumetrowe pręty i chcą ściągnąć „ocynk”. Poza tym, od lat ta ruina straszy widokiem przejeżdżających tą ruchliwą ulicą, stanowiącą dojazd do autostrady. Wstyd.
Samowola za zgodą?
Czy to działanie nie zostanie potraktowane jako samowola?
- Niech zrobią nam sprawę – twierdzi Tomasz Jezierski. – I pozamykają tylko dlatego, że chcieliśmy zrobić coś dla dobra mieszkańców. Musimy przeciwdziałać, zanim dojdzie do tragedii. Czy ktoś musi się tu powiesić, musi dojść do jakiegoś gwałtu, aby w końcu ten budynek został zabezpieczony?
- Absolutnie nie boję się konsekwencji - uważa Gertruda Pierzynowska. - Jeszcze nigdy nie byłam w więzieniu i mogę pójść. Prawo to zapewnienie bezpieczeństwa, a my czekamy już zbyt długo. Mamy ustną zgodę ze skarbówki, a inspektor jest w dalszym ciągu na urlopie i nie mogłam się z nim telefonicznie skontaktować.
- Powiadomiłem inspektora, że będzie miało miejsce takie działanie – informuje Włodzimierz Mroczkowski, przewodniczący Rady Miasta Tczewa. - Teoretycznie jest to samowola, ale wynikająca z potrzeby. Nie będzie żadnych konsekwencji. Jest to niebezpieczny obiekt, co potwierdza inspektor, który wysłał pismo do właściciela o zabezpieczenie. Takie społeczne działanie grupy radnych nie jest odpowiednim sposobem załatwiania sprawy. To samo mogliby zrobić mieszkańcy, gdyby mieli pieniądze na materiały. Skarżą się, że kobiety boją się wysiadać na przystanku, bo a nuż ktoś wyskoczy z budynku. A zabezpieczyć budynek powinien właściciel.
Tasiemki i tablice
Właściciel budynku przebywa w Trójmieście..., ale nie ma stałego meldunku. Radni nie chcieli czekać aż zacznie się... przewracać ściana, mimo że nie mieli pisemnego pozwolenia.
- Chcemy dać impuls, aby pan inspektor czy inne instytucje za to się wzięli – dodaje Tomasz Jezierski.
- Inspektor nie ma pieniędzy, aby zabezpieczyć obiekt – kontynuuje Włodzimierz Mroczkowski – Tu jest luka prawna. Jedyne co mógł zrobić, to zakupić taśmę i tabliczki z napisem „Wstęp wzbroniony”. Na tyle było go stać, ale to nie załatwia sprawy. To działanie radnych niech będzie apelem do władz, ustawodawcy, aby wyposażyć budżet takich instytucji, celem zabezpieczenia obiektów.
Generalnie zdaniem inicjatorów akcji budynek powinien być rozebrany, ponieważ potencjalny inwestor może być zainteresowany tylko gruntem. Wedle operatu szacunkowego budynek wraz z działką wart jest ok. 2,5 mln zł.
- Warto by tu zrobić coś porządnego dla mieszkańców tego olbrzymiego osiedla – rozważa radny Janusz Kulpa. – Np. można rozważyć adaptację budynku na przychodnię zdrowia. Mury są solidnie.
Murowanie do skutku
- Może być tak, że ktoś ponownie wybije mury – rozważa Tomasz Jezierski. – Ale trzeba próbować.
W środę, 10 czerwca, „ktoś” rozwalił pustaki w jednym z zamurowanych otworów drzwiowych. W poniedziałek, 15 czerwca, ponownie ekipa radnych i fachowców z zaprzyjaźnionych firm zamurowywała otwór. Czy to jest wojna z wiatrakami? Możliwe, ale ma to sens. Problem z masarnią przy ul. Jagiellońskiej ciągnie się od 2005 r., gdy w trakcie wizji lokalnej prowadzonej przez Inspektorat Nadzoru Budowlanego stwierdzono, że obiekt jest opuszczony. Od 2007 r. o zabezpieczenie masarni i rozwiązanie problemu upominają się radni. A jest co rozwiązywać. W ubiegłym tygodniu, w trakcie akcji zamurowywania otworów, Straż Miejska musiała przypilnować, by obiekt opuścił pewien „lokator”.
Reklama
Radni zamurowali masarnię - akcja „lekiem” na niemoc instytucji
TCZEW. Kilkoro miejskich radnych wraz z fachowcami zamurowało wejścia do obiektu przy ul. Jagiellońskiej w Tczewie. Dawna masarnia nie jest zabezpieczona, od lat stwarza niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia mieszkańców. Czy to działanie nie zostanie potraktowane jako samowola?
- 16.06.2009 00:01 (aktualizacja 16.08.2023 11:00)

Reklama









Napisz komentarz
Komentarze