Reklama
Odkrywanie zagadek
NASZA ROZMOWA. O faktach i hipotezach. „Staromiejska fara i klasztor dominikanów” rozpoczęły nowy cykl albumów o Tczewi - mówi Józef Golicki.
- 17.04.2009 00:00 (aktualizacja 03.08.2023 14:19)
Rozmowa z Józefem Golickim - pomysłodawcą i autorem nowego cyklu albumów o Tczewie „Biblioteka 750-lecia miasta Tczewa”.
- Do kogo adresowane będą książki z cyklu „Biblioteka 750-lecia miasta Tczewa”?
- Ta, oraz kolejne książki cyklu, nie będą publikacjami stricte popularnymi, a raczej popularno-naukowymi. Ich odbiorca powinien więc albo mieć jakieś przygotowanie, albo po prostu szeroko interesować się miastem (niekoniecznie jego historią). Tego typu zainteresowania - związane z miejscem zamieszkania, z miejscem urodzenia - pojawiają się u ludzi dosyć późno. Młodych takie sprawy nie interesują, ale im jesteśmy starsi, tym bardziej przywiązujemy się do swojego rodzinnego miasta i staramy się na ten temat albo pisać - jak np. ja - albo po prostu czytać.
- Czyli książki z nowego cyklu adresowane będą raczej do starszych?
- Z doświadczenia wiem, że publikacjami tego typu (które na celu mają promocję miasta, jego historię) interesują się głównie ludzie starsi, na pewno nie młodzież. Przede wszystkim chciałbym jednak, aby cały cykl służył promocji miasta pośród nie tylko mieszkańców, ale i tych, którzy z Tczewa dawno wyemigrowali. Stąd tłumaczenia w językach - angielskim i niemieckim. Nasza publikacja jest ponadto kolorowa, porządnie wydrukowana, w twardych oprawach - tak, aby mieszkańcy Tczewa nie musieli się wstydzić pokazując ją swoim znajomym zza granicy.
- Jest pan autorem ośmiu książek z serii „Album Tczewski”. Skąd pomysł na nowy cykl?
- O tym, że warto przybliżyć mieszkańcom Tczewa historię ich miasta, myślałem już dawno temu. Zależało mi na tym, aby pewną wiedzę przekazać w formie niekoniecznie naukowej. Starałem się w związku z tym pisać w miarę przystępnie, nie rozwijać wątków interesujących dla wąskiego grona, a skupić się na tym, co najważniejsze, najciekawsze - na tym, z czego miasto może być dumne, czym może się pochwalić, co jest dla miasta charakterystyczne, co świadczy o jego tożsamości. Publikacje będą przedstawiały dane zdarzenie czy obiekt na przestrzeni wieków, ale najwięcej miejsca poświęcę początkom. Współczesny wizerunek miasta i obiektów przedstawię w formie zdjęć mojego kolegi z czasów szkoły średniej, Juliusza Andrzejewskiego. Fotografii powstało mnóstwo, do książki wybraliśmy te, które przedstawiają widoki na co dzień niedostępne: zdjęcia robione albo z pewnej wysokości, albo w odpowiednim oświetleniu. Czytelnik będzie mógł zobaczyć m.in. publikacje farnej biblioteki, trzymane w skarbcu wyroby złotnicze itd. Są to rzeczy, których nie można zobaczyć na co dzień.
- „Staromiejska fara i klasztor dominikanów” to pierwsza pozycja z nowego cyklu. Ma pan pomysły na kolejne?
- Ukażą się przynajmniej cztery publikacje z cyklu. Kolejne - podobnie jak pierwsza - będą traktowały o Starym Mieście. Zamierzam skupić się przede wszystkim na tym, czego w tej chwili albo nie widać, albo widać w bardzo niewielkiej części: na wszystkim, co dotyczy miejskich fortyfikacji. Poza tym dawny ratusz, rynek i wszystko co dotyczy zamku, którego już nie ma, a o którym na pewno warto coś napisać. Innymi słowy: chciałbym zająć się tym wszystkim, co dotyczy starego Tczewa - niekoniecznie średniowiecznego, ale również tego późniejszego.
- Dlaczego pierwszą część cyklu poświęcił pan akurat staromiejskim kościołom?
- Ponieważ są to najstarsze obiekty znajdujące się na terenie Tczewa. Poza tym niewielu mieszkańców miasta zdaje sobie sprawę z tego, że w obecnym budynku kościoła św. Stanisława Kostki swoją siedzibę miał niegdyś klasztor dominikanów. W przypadku fary, na jej terenie nie były prowadzone żadne badania archeologiczne - jest tam naprawdę wiele rzeczy do odkrycia i do zbadania. Wszystko, co do tej pory napisano na temat fary, to tylko hipotezy. Wszystkie je trzeba byłoby zweryfikować drogą badań: odkrywki, odwierty itp., które dałyby odpowiedzi na bardzo wiele pytań.
- Książkę „Staromiejska fara i klasztor dominikanów” pisał pan w oparciu o liczne źródła. Czy nie miał pan problemu w dotarciu do tych najstarszych?
- Aby móc pisać na temat dawnej historii Tczewa, trzeba niestety sięgnąć do źródeł. W związku z tym, że tczewskie archiwum spłonęło w 1577 r., a później spłonął również ratusz, w którym znajdowały się późniejsze dokumenty, musiałem się posiłkować tym, co znalazłem poza Tczewem. Udałem się więc do Muzeum Archeologicznego i Muzeum Morskiego, odwiedziłem Muzeum w Malborku, a także sięgnąłem do biblioteki PAN. Okazuje się, że materiałów o Tczewie jest naprawdę niewiele.
- W jednym z wywiadów wspomniał pan, że zależy panu na „na odkryciu wiążących się z tymi obiektami (kościołem farnym i klasztorem - przyp. aut.) zagadek”…
- Przeglądając dokumenty, a także zapoznając się z całą dotychczasową literaturą, można próbować stawiać pewne hipotezy. Ja również mam kilka własnych, różniących się od hipotez postawionych przez naukowców, historyków czy regionalistów, ale myślę, że jest to temat na inne spotkanie. Istotne jest to, aby na teren fary weszli archeolodzy. Ja mogę postawić co najwyżej hipotezę, ale każda hipoteza wymaga przecież weryfikacji. Ja - z racji tego, że nie reprezentuję żadnej naukowej instytucji - przeprowadzić takiej weryfikacji nie jestem w stanie.
Najważniejsze jest to, że czerpiąc ze źródeł (szczególnie tych najstarszych) należy traktować je z przymrużeniem oka. Kiedy czytamy o tym, co działo się kilkaset lat temu, pamiętajmy, że zazwyczaj nie są to informacje z pierwszej ręki, a więc i pełne błędów. Dla przykładu - w opisach pożaru Tczewa w 1433 r. wspomina się o tym, że zginęło w nim 10 tys. osób. Przecież to jest praktycznie niemożliwe, ponieważ Tczew: raz, że był mały, a dwa - duże miasta miały wtedy ok. 1000 mieszkańców.
Inna dyskusyjna sprawa, to przyczyny pożarów. W źródłach czytamy, że nastąpiły one w wyniku przeniesienia ognia z zabudowań na przedmieściu. Ale tak na chłopski rozum - jeżeli na przedmieściach płonęła stodoła, ogień miał przecież do przebycia suchą fosę oraz będące wówczas w idealnym stanie mury obronne (wysokość - ok. 5 m). Czy jest więc możliwe, aby bez ingerencji osób trzecich pożar przedostał się przez te wielkie mury i fosę, a całe miasto spłonęło? Można więc domniemywać, że było to podpalenie - hipoteza dużo bardziej prawdopodobna niż to, że pożar został przeniesiony do miasta przez wiatr.
W przypadku kościoła farnego zastanawiam się, dlaczego wygląda on tak, a nie inaczej? Przecież kiedy patrzymy na ten budynek, widzimy jakby składał się on z kilku niezależnych elementów. Nawet sama wieża wygląda jak samodzielny obiekt - jak wieża, a nie jak wieża kościelna…
- Czyli książka jest zbiorem pana prywatnych hipotez?
- Nie, byłaby wówczas zbyt obszerna. Pewne niesprawdzone rzeczy odrzucam, a opowiadam raczej o tym, co jest pewne. Oczywiście znalazło się i miejsce na podejrzenia: piszę o tym, że być może oddzielnie powstawała wieża kościoła farnego, być może oddzielnie prezbiterium itd. Wszystko „być może”. Nacisk położyłem jednak na prezentację poszczególnych obiektów, na zmiany, które dotknęły je na przestrzeni wieków, czy też wyposażeniu: jak zmieniło się ono pod wpływem pewnych wydarzeń, czyli pożarów, grabieży, wojen itd. Sporo miejsca poświęcam również obecnemu wyglądowi obiektów. Na rozwijanie hipotez nie starczyłoby miejsca.
Promocja albumu
Prezentacja książki „Staromiejska fara i klasztor dominikanów” odbędzie się w najbliższą sobotę, 18 kwietnia o godz. 18.00 w Centrum Wystawienniczo-Regionalnym Dolnej Wisły. Obejrzeć będzie można również zdjęcia kościołów autorstwa Juliusza Andrzejewskiego (wybrane z publikacji). Organizatorem imprezy jest Gazeta Reklamowa, Agencja Impresaryjna „Pop&Art.” i Centrum Wystawienniczo-Regionalne Dolnej Wisły przy współpracy restauracji „Piaskowa” i Centrum Kształcenia Zawodowego „NAUKA”.
Reklama








Napisz komentarz
Komentarze