Program czwartej edycji Nadwiślańskich Spotkań Regionalnych tradycyjnie nie ograniczał się do zagadnień związanych z Kociewiem. Stąd, obok dyskusji o genius loci Tczewa, zaproszeni goście mówili m. in. o rocznicy powstania „Solidarności” i wyprawie turystycznej do Nepalu.
- Co roku Spotkania nawiązują do ważnych rocznic – wyjaśnia Krzysztof Korda z Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Oddział Kociewski w Tczewie, głównego organizatora imprezy. - W tym roku skupiliśmy się na 750-leciu Tczewa i 30-leciu powstania „Solidarności”.
O tej drugiej rocznicy z uczniami tczewskich szkół ponadgimnazjalnych rozmawiał prof. dr hab. Wojciech Polak z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Młodzież uczestniczyła też w warsztatach ekologicznych z zoolog dr Elżbietą Sontag z Uniwersytetu Gdańskiego.
W czwartek, w Fabryce Sztuk, historycy i miłośnicy miasta dyskutowali o genius loci grodu Sambora. Debatę poprzedził koncert Kociewsko-Kaszubskiej Orkiestry Dętej „Torpeda”, uczestników Warsztatów Terapii Zajęciowej i Niebieskiej Scholi. Muzycy zaprezentowali aranżacje wierszy kaszubskiego poety Jana Karnowskiego.
- Koncert był tak udany, że zastanawiam się nad podjęciem starań o wydanie płyty – zdradził nam Krzysztof Korda.
W sobotę, dzięki sopockim podróżnikom Ewie i Pawłowi Klecha, uczestnicy Spotkań „gościli” w Nepalu – tyglu religii i kultur. Zanim małżeństwo dotarło do głównego celu wyprawy – doliny Khumbu skąd wyruszają wyprawy na Mount Everest – zwiedzili m. in. stolicę kraju Katmandu. Europejczyków mogą dziwić wszędobylskie swastyki (w buddyzmie to znak, który ma przynosić szczęście) oraz kable elektryczne wiszące zawsze na zewnątrz budynku. Inaczej też działa poczta...
- Wysłana z Nepalu kartka doszła miesiąc po naszym powrocie do Polski – śmiał się Paweł Klecha.
W drodze pod najwyższą górę świata Klechowie odwiedzili też świątynię, gdzie przechowywany jest ponoć skalp yeti, zamknięty w pancernej szafie i skrzynce na kluczyk. Szafę, ale nie skrzynkę, otwiera za drobną opłatą buddyjski mnich. Podróżnicy podkreślili, że w wysokich górach najczęściej zabija nie błąd podczas wspinaczki, ale wysokość, a konkretnie choroba wysokościowa. W skrajnych przypadkach powoduje ona obrzęk płuc i mózgu, a w efekcie śmierć.
- Nie można dopuścić do zaśnięcia, bo można zapaść w śpiączkę – wyjaśniła Ewa Klecha. - Wystarczyło, że usiadłam, by odpocząć, oparłam głowę i już przed oczami pojawiały mi się sny. Paweł cały czas mnie pilnował.
Małżeństwo razem było na szczytach Gokyo Ri (5357 m n.p.m.) oraz Kala Patthar (5550 m n.p.m) z których rozpościera się piękny widok na Mount Everest (8.850 m np.m.), jak również przeszło przełęcz Cho La pass (5300 m n.p.m.). Z powodu choroby Ewy nie towarzyszyła ona mężowi we wszystkich wspinaczkach, stąd szczyt Chukhung Ri (5560 m n.p.m.) - z którego można podziwiać południową ścianę Lhotse (8516 m n.p.m.), na tej ścianie w 1989 r. zginął Jerzy Kukuczka - Paweł zdobył bez Ewy. Razem małżeństwo w Dolinie Khumbu spędziło 18 pełnych wrażeń dni, a najwyższym szczytem zdobytym był szczyt o wysokości 5.616 m n.p.m. nad miejscowością Dingboche (4530 m n.p.m.).
- Anglicy długo szukali najwyższego szczytu, a wystarczyło spojrzeć, którą górę najdłużej oświetla zachodzące Słońce – powiedział Paweł Klecha.
Reklama
W drodze na dach świata
TCZEW. Zanim małżeństwo dotarło do głównego celu wyprawy – doliny Khumbu skąd wyruszają wyprawy na Mount Everest – zwiedzili m. in. stolicę kraju Katmandu. Europejczyków mogą dziwić wszędobylskie swastyki (w buddyzmie to znak, który ma przynosić szczęście) oraz kable elektryczne wiszące zawsze na zewnątrz budynku. Inaczej też działa poczta...
- Przemysław Zieliński
- 28.10.2010 00:00 (aktualizacja 12.08.2023 14:01)

Data dodania:
28.10.2010 00:00
Reklama












Napisz komentarz
Komentarze