Od stycznia br. szef „Wiadomości” TVP1 był w ostatnią niedzielę gościem biesiady literackiej „Rozmowy o książce”.
Nikt nie mówił o katastrofie...
Kulisy pracy reportera, przedstawione w kilku książkach autorstwa Piotra Kraśki, były głównym tematem spotkania. Kraśko miał okazję relacjonować polskim telewidzom najważniejsze wydarzenia ostatniej dekady, jak tragiczne tsunami, które dotknęło Azję w 2004 r. Dziennikarz znalazł się w centrum wydarzeń zupełnie przypadkowo. Leciał z narzeczoną na urlop do Tajlandii, gdy dowiedział się o katastrofalnym żywiole, a po przylocie otrzymał telefon z redakcji z poleceniem przygotowania materiału.
- Wyspa Phuket po przejściu tsunami była chyba jednym miejscem na świecie, gdzie telewizory nie pokazywały ogromu tragedii, a tylko teledyski na MTV - powiedział Kraśko. - Nikt z turystów, czekając na odlot z Tajlandii, nie chciał oglądać zdjęć po przejściu tsunami. Ci ludzie sami siebie oszukiwali rozmawiając o wszystkim, tylko nie o tym.
Z innym wymiarem tragedii miał do czynienia w kwietniu 2010 r. w Smoleńsku.
- Mieszkaliśmy w hotelu bardzo blisko miejsca wypadku. Na miejscu nikt nie używał słowa katastrofa. Mówiono o ofiarach, ale jako osobach rannych. Jednak gdy w prześwicie między drzewami zobaczyliśmy skrzydło z kołami do góry zrozumieliśmy, do czego tak naprawdę doszło.
Kraśko zapamiętał nieprzerwaną rzekę Rosjan idących poboczem drogi z biało – czerwonymi kwiatami, które kładziono przy szczątkach samolotu, potem przy ogrodzeniu miejsca katastrofy. Wyrazem solidarności z pogrążonymi w żałobie Polakami – trzeba przyznać dość specyficznym – była wizyta „panów z czarnych BMW”, złożona nocującym na miejscu ekipom telewizyjnym. Dziennikarzom przywieziono szaszłyki i wódkę. Jak się potem okazało był to prezent od... astrachańskiej mafii.
Wymiary tragedii
Podczas dyskusji pojawiło się pytanie o granicę między zwykłą relacją z tragedii a epatowaniem ludzkim nieszczęściem.
- Pokazywane w telewizji cierpienie to tylko jedna dziesiąta prawdy. Proszę mi wierzyć, że są dużo gorsze obrazy, które mamy nagrane na naszych taśmach i te, których nawet nie nagraliśmy. Pokazywanie, że konflikty nie są dramatyczne i straszne, byłoby oszustwem. W większości przypadków jesteśmy bardzo daleko od pokazywania jak naprawdę okrutna jest rzeczywistość.
Z koniecznością przyzwyczajenia się do takich obrazów dziennikarze muszą się po prostu zmierzyć.
- Można to porównać do pracy lekarza. Pierwszy wyjazd do wypadku jest najtrudniejszy, ale to nie znaczy, że setny jest już inny. Podobnie jest w zawodzie reportera. Śmierć Waldemara Milewicza sprawiła, że u nas w „Wiadomościach” nikt nie powie, że wszystko dobrze się kończy. Każdy wyjazd w strefę działań wojennych jest ryzykiem, ale jeżeli umawiamy się, że stamtąd też powinny powstawać materiały, to reporterzy jeżdżą.
Hamas pytał o Wałęsę
Kraśko relacjonował konflikty m. in. w Afryce i Palestynie. Na Zachodnim Brzegu spotkał się twarzą w twarz z jednym z przywódców Brygad Męczenników al – Aksa. Wszystko dzięki znajomościom miejscowego taksówkarza.
- W krajach arabskich szybko można odnieść wrażenie, że wszyscy są jedną wielką rodziną. Taksówkarz obiecał mi spotkanie z „cudownym człowiekiem”, którym okazał się terrorysta poszukiwany listem gończym. Gdy dojechaliśmy na miejsce wyszło do nas kilku potężnie zbudowanych ludzi z karabinami. Myślałem, że któryś z nich jest tym przywódcą. W pewnym momencie z samochodu wysiadł szczuplutki człowiek o pociągłej twarzy, żółtych oczach i słabym uścisku dłoni. Kiedyś wybuchł mu w rękach przygotowywany ładunek wybuchowy i całą twarz miał w opiłkach żelaza.
Z kolei przywódcę Hamasu interesował Lech Wałęsa. Dziwił się, że człowiek znany na całym świecie mógł przegrać wybory prezydenckie. Pytał też o polskie doświadczenia przemian po 1989 r. Interesowało go to w kontekście potencjalnego uzyskania niepodległości przez Palestynę i stojących przed nią wyzwań wobec nowych problemów.
„Wyborowa” z grabarzami
Piotr Kraśko przez kilka lat był korespondentem TVP w Stanach Zjednoczonych. Był w Nowym Orleanie po przejściu huraganu Katrina, w sercu mroźnej Alaski i na granicy amerykańsko – meksykańskiej, gdzie rządzą kartele narkotykowe. W meksykańskiej Tijuanie spędził noc na cmentarzu, gdzie przestępcy ukrywają narkotyki i pieniądze. Wieczorami nikt się na nekropolię nie zapuszcza, więc jest to bezpieczne miejsce do prowadzenia tego typu procederu.
- Grabarze poczęstowali nas tequilą, my ich w rewanżu „Wyborową”, którą znaleźliśmy w lokalnym sklepie. Okazała się tak mocna, że po wypiciu jednego kieliszka nasi przyjaciele zasnęli. Kartele narkotykowe w Meksyku to państwo w państwie. Nie mają skrupułów. Ofiarą ich wojen padł nawet biskup, a swoich rywali potrafią zaatakować podczas urodzin dzieci, kiedy gromadzą się całe rodziny, nie bacząc na przypadkowe ofiary. Rząd wypowiedział im wojnę wysyłając na ulice przygranicznych miast wojsko.
Gościem kolejnej biesiady literackiej, 20 kwietnia, będzie publicystka polityczna Janina Paradowska.
Reklama
Reporter prawie jak lekarz
TCZEW. O spotkaniu terrorysty o żółtych oczach, nocnej tequili na cmentarzu w Tijuanie i szaszłykach od astrachańskiej mafii w Smoleńsku opowiadał na spotkaniu z tczewianami dziennikarz Piotr Kraśko.
- 20.03.2012 00:00 (aktualizacja 14.08.2023 05:24)

Reklama











Napisz komentarz
Komentarze