Sytuacji w zakładzie przyglądamy się od grudnia zeszłego roku.
- Nikt do nas nie przyjeżdża, nikt nie chce z nami rozmawiać – mówią rozgoryczeni stoczniowcy.
Termin umowy minął
Początki problemów pracowników stoczni sięgają października 2010 r., gdy Stocznia Tczew S.A. (spółka celowa powołana przez Zremb Chojnice S.A.), zrezygnowała z zakupu przedsiębiorstwa, tłumacząc się nieprawidłowościami w zapisach umowy przedwstępnej o sprzedaży zakładu. Przez trzy wcześniejsze miesiące to ta spółka wypłacała pracownikom wynagrodzenia. Zdaniem Magdaleny Smółki, syndyka masy upadłościowej, umowa przedwstępna nabycia zakładu z 30 lipca 2010 r. jest wciąż ważna, dlatego obecnymi pracodawcami stoczniowców jest Stocznia Tczew S.A. Jej prezes, Jan Gąsowski, uważa z kolei, że w dniu 22 listopada jednostronnym protokołem przekazano majątek i akta pracownicze syndykowi, do którego należy wypłata wynagrodzeń. 21 stycznia rozpoczęła się procedura likwidacyjna Stoczni Tczew S.A., a 29 marca Sąd Rejonowy Gdańsk – Północ wpisał likwidację spółki.
Termin zawarcia ostatecznej umowy zakupu stoczni oraz zapłaty minął 30 kwietnia. Syndyk masy upadłościowej wezwała Stocznię Tczew S.A. do sfinalizowania umowy u notariusza oraz wpłacenia pieniędzy za nabycie przedsiębiorstwa w drugiej połowie maja. Jeśli do 20 maja tak się nie stanie, sprawa prawdopodobnie trafi na wokandę.
Skontrolowali pracodawców
Pracownicy stoczni – blisko 80 osób – nie otrzymują wynagrodzeń już od siedmiu miesięcy. Mówią, że żaden z ostatnich pracodawców nie przyznaje się do nich. Stąd też – nawet gdyby chcieli się zwolnić i poszukać innej pracy, zarejestrować się jako bezrobotni lub przejść na emeryturę, nie wiedzą od kogo otrzymać niezbędne w tym celu świadectwa pracy. O swojej sytuacji poinformowali Państwową Inspekcję Pracy. Kontrola już się zakończyła.
- Objęła ona obu ostatnich pracodawców: syndyka masy upadłościowej oraz spółkę Stocznia Tczew S.A. - informuje Jolanta Zedlewska, rzecznik prasowy Okręgowej Inspekcji Pracy w Gdańsku. - Inspektorzy zakończyli już swoje czynności, ale wyniki ich pracy będą znane w przyszłym tygodniu.
Pomoc do zwrotu
Przed Bożym Narodzeniem pracownicy otrzymali zasiłki z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Jednak będą musieli je zwrócić, gdyż nie przysługują one osobom formalnie pozostającym w stosunku pracy.
- Jak dotąd pomocy finansowej udzieliliśmy 16 rodzinom, które otrzymały od 700 zł do 2500 zł – wyjaśnia nam Julita Jakubowska, dyrektor tczewskiego MOPS. - Pierwsze terminy spłaty tej pomocy wypadają w pierwszym kwartale przyszłego roku, ale termin ten może zostać przesunięty. Część rodzin otrzymała też dodatki mieszkaniowe oraz pomoc żywnościową z funduszy unijnych. Gdyby wyrok sądu był dla pracowników stoczni niekorzystny, władze miasta mogą umorzyć w części zwrot pomocy lub rozłożyć ją na dogodne raty. Termin zwrotu oraz jego zakres będzie ustalany indywidualnie z każdą z rodzin.
Nadzieja w sądzie
W styczniu pracownicy stoczni podpisali się pod pozwami o zapłatę zaległych wynagrodzeń przez Stocznię Tczew S.A. Trafiły one do Wydziału Pracy Sądu Rejonowego w Starogardzie Gdańskim, jednak po wstępnych przesłuchaniach i wyznaczeniu daty pierwszych rozpraw na 4 kwietnia wydział ten został przeniesiony do sądu w Malborku.
- Akta dotyczące tej sprawy dostaliśmy na początku kwietnia, dlatego pierwsze rozprawy odbędą się prawdopodobnie dopiero w czerwcu – informuje Wojciech Morozowski, prezes Sądu Rejonowego w Malborku. - To kilkadziesiąt pozwów. Pracownicy firmy mają różne roszczenia. Niektórzy chcą zwrotu wynagrodzeń, inni tylko otrzymania świadectw pracy.
Stoczniowcy w wyroku Temidy upatrują swojej ostatniej nadziei na odzyskanie zaległych pensji.
- Nikt do nas nie przyjeżdża, nikt nie chce z nami rozmawiać – mówi jeden z pracowników zakładu. - Do pracy nie przychodzimy bo i tak nie mamy co robić. Zgodnie z umową z zeszłego roku jeśli do 30 kwietnia nie wpłynęła suma za zakup stoczni od Stoczni Tczew S.A., firma miała wrócić do syndyka. Tymczasem z tego co wiemy, syndyk chce wzywać spółkę do zapłaty.
Pracownicy przedsiębiorstwa zastanawiali się już na masowym protestem w centrum miasta. O swoim losie chcą też poinformować ogólnopolskie media.
- Inspekcja Pracy wskazała, że naszym aktualnym pracodawcą jest Stocznia Tczew S.A. - uważa nasz informator. - Cała nadzieja leży w sądzie, ale nie mamy stamtąd żadnych informacji. Prosiliśmy już posła i prezydenta, aby wpłynęli na przyśpieszenie pracy sądu, ale nic takiego się nie stało. Większość z nas nie jest już młoda. Młodzi znajdą sobie pracę, ale my, po „50”? Chcieliśmy w stoczni dotrwać do emerytury. Kto nas teraz przyjmie do pracy?
Reklama
Stoczniowcy proszą o pomoc! Blisko 80 pracowników zakładu nadal nie otrzymuje wynagrodzeń
TCZEW. „Wołamy o pomoc – bezpańscy pracownicy” - transparent takiej treści wywieszono w minionym tygodniu na budynku tczewskiej stoczni. Jej pracownicy już od siedmiu miesięcy nie otrzymują pensji. Liczą na sąd, jednak pierwsza rozprawa odbędzie się prawdopodobnie dopiero w czerwcu.
- Przemysław Zieliński
- 10.05.2011 00:00 (aktualizacja 10.08.2023 03:04)

Data dodania:
10.05.2011 00:00
Reklama











Napisz komentarz
Komentarze