- Całe szczęście mamy w rodzinie prawników, osoby które są nam w stanie pomóc, odpisywać na te pisma - opisuje dramat rodziny pan Marian. - Czasami nie mamy już na to wszystko siły.
Państwo R. (nazwisko do wiadomości redakcji) zamiast cieszyć się przywilejami jesieni życia, toną w stertach wezwań, postanowień, nakazów, umorzeń i skarg. Takie biurokratyczne piekło na ziemi urządzili im oszuści, którzy kilka lat temu wyłudzili na ich nazwiska duże kredyty. Schemat jest identyczny jak przy sprawach, o których wielokrotnie pisaliśmy na łamach GT.
- Zaczęło się od wizyty funkcjonariusza komendy w Krakowie w naszym domu. To było trzy lata temu – mówi pan Marian. - Przyjechał do nas jako świadków z pytaniem czy nie wiemy czegoś na temat dużych wyłudzeń. Widocznie bank „kapnął się”, że coś jest nie tak i zgłosił sprawę na policję. Dowiedzieliśmy się, że na mnie i na żonę wzięto po 25 tys. zł kredytu. Pokazał nam nawet ksero sfałszowanych dowodów, którymi posłużono się w banku.
Kolejne kredyty, kolejne wezwania
W rzeczywistości była to zapowiedź burzy, która miała wkrótce nadejść. Zanim do drzwi zapukał komornik, pan Marian zaczął być regularnie wzywany na komendę, w celu potwierdzenia kolejnych oszustw. Miał wziąć 15 tys. zł „chwilówek”, a później 25 tys. zł kredytu we Wrocławiu. Jego konto w banku zostało zablokowane.
- W końcu kredyty „dopadły” także małżonkę – mówi tczewianin. - 26 stycznia 2016 r. Zakład Ubezpieczeń Społecznych przysłał zawiadomienie, że będą potrącać 270 zł z każdej emerytury. Okazało się, że na małżonkę wzięto kredyt w firmie MikroKasa SA z Gdyni. W sumie mieliśmy do zwrotu prawie 7 tys. zł i 1,2 tys. zł tytułem zwrotu kosztów procesu. (...)













Napisz komentarz
Komentarze