Nasz Czytelnik wysłał paczkę do córki do Niemiec. Ponieważ nadawcy zależało na czasie, paczka została nadana priorytetem. Chodziło o to, by potrzebne spakowane w przesyłkę rzeczy dotarły w określonym czasie z uwagi na kolejną podróż odbiorcy – wylot z Niemiec.
„Nie będziemy dzwonić za granicę”
Na poczcie w okienku nadający przekazywał z dużym naciskiem, iż bardzo zależy mu na czasie i zapytał jaką opcją paczka powinna zostać nadana. Stanęło na „międzynarodowej priorytetowej”.
- Pani z obsługi w okienku zapewniała, iż dla tego rodzaju przesyłek do Niemiec czas to cztery dni. Za przesyłkę zapłaciłem w trybie priorytetowym 168 zł – mówi mieszkaniec gminy Tczew.
Myli się ten, kto uzna, że sprawa prosta, a Niemcy… blisko. Klient mając nr nadawczy, zaczął śledzić przemieszczanie się przesyłki. Wszystko szło dobrze, do momentu, gdy czas na doręczenie minął, a tzw. tracking pokazywał codziennie to samo miejsce.
- Pani z poczty stwierdziła, że … mam zadzwonić do firmy, która po niemieckiej stronie świadczy usługi i sobie to ustalić! Ale czy ja z tamtą firmą zawierałem umowę czy z Pocztą Polską? Poprosiłem czy może uprzejmie przedzwonić do Niemiec i ustalić co z tą paczką. Nic z tego. Poinformowała mnie, że nie ma mowy, by poczta dzwoniła za granicę!
Ponieważ czasu naprawdę było już niewiele, Czytelnik zaczął wydzwaniać do firmy, która świadczy usługi po stronie niemieckiej. Nic z tego. Klient zawierał umowę nadając paczkę w Polsce i w kraju musi dowiadywać się, gdzie utknęła. Bareja lepiej by tego nie wymyślił…
- Na szczęście, jak miło uprzedza PP – rozmowy są nagrywane, wiec mam dowód na to ile czasu i nerwów trzeba natracić, by dowiedzieć się, że do granicy to owszem, może i coś tam panie zechcą ustalić, ale poza nią, sam kliencie sobie radź. Skandal. Po niemieckiej stronie poszukiwania rozpoczęła Niemka, której udało się w końcu dodzwonić do sortowni i ustalić, iż paczka powinna zostać doręczona jak najszybciej, bo osoba jej oczekująca wylatuje w poniedziałek. Zapewniono, że już jest na samochodzie rozwożącym paczki i nic… Mijają kolejne dwa dni, Niemka znowu upomina się o paczkę, tym razem już w ostrzejszym tonie. W końcu odbiorca otrzymuje ją w sobotę, na cztery godziny przed wyjazdem na lotnisko (półtora tygodnia po terminie).
Pytanie - dlaczego to odbiorca i nadawca na własną rękę poszukują swojej paczki za granicą, a nie Poczta Polska, która zawarła umowę i skasowała za to pieniądze z góry?
„Straciłem pieniądze, nerwy, zaufanie”
A teraz najciekawsze: ponieważ z paczki priorytetowej zrobiła się ekonomiczna, a nawet nieco „dłuższa”, nadawca postanowił złożyć reklamację - w części niedotrzymania umowy przez PP w zakresie niezrealizowania terminu doręczenia ( z 4 dni zrobiły się dwa tygodnie). Zażądał zwrotu kwoty różnicy pomiędzy nadaniem takiej paczki priorytetem, a nadaniem ekonomicznym – 60 zł. A oto wyjaśnienie odmowy (pismo Poczty Polskiej SA): (…) „Informujemy, że z tytułu wydłużonego terminu doręczenia przesyłki priorytetowej, dla której określono deklarowane w standardach jakościowych terminy doręczania, przepisy międzynarodowe nie przewidują odszkodowania ani innej rekompensaty.” (…)
- Jakże śmiesznie brzmią fragmenty powołujące się na Światową Konwencje Pocztową – Doha 2012 oraz Regulamin dotyczący paczek pocztowych – Berno 2013. A czy jakieś elementarne prawo polskie, konsumenckie w tym przypadku Poczty Polskiej nie dotyczy? Poczta nic sobie z tego nie robi, dla zwykłego człowieka jak ja, te 60 zł to dużo. Straciłem pieniądze, także na połączeniach z firmą niemieckiej poczty, nerwy na użeraniu się z kolejnymi paniami i na koniec jeszcze taka w moim odbiorze wykpiwająca odpowiedź, którą w skrócie można sparafrazować Bareją: nie mamy pańskiej paczki, może dostarczymy a może nie „i co nam pan zrobisz?”... – kwituje Czytelnik.












Napisz komentarz
Komentarze