- Problem jest coraz większy, a to dlatego, że bardzo trudno je spłoszyć – mówi Jarosław Waruszewski. – W ostatnim czasie rolnicy relacjonują, że podjeżdżają do łosi nawet na 8-10 metrów, a one ani drgną, tylko patrzą z zainteresowaniem. Są ciekawskie, lubią odkrywać nowe miejsca. Zdarza się, że zaklinują się w wąskich przejściach i nie mogą się wydostać.
Jednak nawet dla specjalistów spoufałe zachowanie zwierząt jest zastanawiające.
- Od jesieni migrują od wschodu, z Ukrainy i Białorusi – mówi prezes „Szaraka” – Są świetnymi pływakami. Niewykluczone, że przepłynęły Wisłę od strony malborskiej i „zatrzymały się” na autostradzie. Przejścia dla tak dużych ssaków są źle wykonane. Są wąskie, pod jezdnią. Łosie boją się huku przejeżdżających TIR-ów. Prawdopodobnie krążą po okolicy szukając dalszej drogi. Na pewno nie wchodzą do miasta z powodu braku pożywienia. Tego mają w tym roku pod dostatkiem.
W Polsce żyje ok. 15 tys. osobników tych zwierząt. W 2001 r. wprowadzono moratorium na odstrzał łosia.
„Nie jesteśmy specjalistami od łosi”
Z pytaniem kto ma zająć się łosiami, w domyśle bezpieczeństwem na tczewskich drogach, zwróciliśmy się kolejno do RDOŚ, Nadleśnictwa Starogard Gd., Urzędu Miasta, w końcu Koła Łowieckiego. Każdy kolejno zasłaniał się brakiem kompetencji.
- Zadanie to leży w gestii straży miejskiej, która ma obowiązek powiadomić weterynarza, a ten z kolei wykonać odstrzał usypiający – mówi Jarosław Waruszewski, prezes Koła Łowieckiego „Szarak” w Tczewie.
- Pilnujemy porządku w mieście, ale nie jesteśmy specjalistami od łosi. Od wyłapywania zwierząt są inne instytucje – odpowiada Andrzej Jachimowski. (...)
Cały tekst znajdziesz w papierowym wydaniu Gazety Tczewskiej!












Napisz komentarz
Komentarze