Kilka tygodni temu do Sekcji Historii Miasta Miejskiej Biblioteki Publicznej w Tczewie dotarł list zawierający m. in. zdjęcie przedstawiające uroczystość z sierpnia 1932 r. – odsłonięcie pomnika na grobie śp. pkom. Straży Granicznej Stanisława Liśkiewicza. Nadawcą przesyłki był Paweł Okulski, skarbnik Stowarzyszenia Weteranów Polskich Formacji Granicznych, wnuk kierownika Komendy Pomorskiego Obwodu Straży Granicznej w Tczewie komisarza Edwarda Okulskiego (o tej ofierze mordu NKWD w Twerze w 1940 r. pisaliśmy już na łamach „Gazety Tczewskiej”).
- Mój dziadek jest widoczny na tym zdjęciu - opowiada Paweł Okulski. - Stoi jako trzeci po prawej stronie od kolumny nagrobka. Nasze Stowarzyszenie zajmuje się m. in. dokumentacją dziejów polskich formacji granicznych. Jesteśmy ciekawi, kto jeszcze znajduje się na tej fotografii, pochodzącej ze zbiorów naszego prezesa Waldemara Bocheńskiego.
Ale zanim wrócimy do zagadkowego zdjęcia, przypomnijmy okoliczności i następstwa wydarzeń sprzed 82 lat, które doprowadziły do tragicznej śmierci Stanisława Liśkiewicza.
Antagonizmy na granicy
II Rzeczpospolita i Niemcy weimarskie nie pałały do siebie sympatią. Berlin wciąż nie mógł przełknąć goryczy porażki w I wojnie światowej i upokorzenia w Wersalu. Nie mógł być też obojętny na dynamiczne szukanie przez odrodzoną Polskę swojego miejsca w nowej Europie. Określenie, że granica obu państw płonęła jest zdecydowaną przesadą, ale nie brakowało incydentów granicznych, które przy odrobinie złej woli rządzących oboma państwami mogłyby się przerodzić w otwarty konflikt. W końcu wojny wybuchały z nawet błahszych powodów. Jednym z odcinków granicy polsko – niemieckiej, na którym uwidoczniały się wzajemne antagonizmy, była granica między powiatem gniewskim a rejencją zachodniopruską ze stolicą w Kwidzynie. Biegła ona tędy środkiem nurtu Wisły z wyjątkiem pięciu wsi na prawym brzegu Wisły, przyznanym Polsce po plebiscycie 1920 r. Niezdrowe emocje podsyciło przeniesienie przez Polaków w latach 1928-29 mostu kolejowo – drogowego z Opalenia do Torunia i Konina.
- Wydarzenie to stało się przyczyną rozpętania gwałtownej propagandy niemieckiej przeciwko Polsce - wyjaśnia nam Marek Kordowski, autor książki o historii Opalenia. - Działania polskie określano jako przykład braku gospodarności i złej woli, mającej na celu rzekome utrudnienie komunikacji na liniach tranzytowych, łączących Rzeszę z Prusami Wschodnimi.
Patrolowanie tego odcinka granicy należało do obowiązków funkcjonariuszy Straży Granicznej z komisariatu w Rakowcu. Jego kierownikiem był 35-letni podkomisarz Stanisław Liśkiewicz – rodowity lwowiak, weteran II Brygady Legionów. Podczas „Wielkiej Wojny” trafił do niewoli rosyjskiej. Gdy wybuchła rewolucja walczył z bolszewikami w Dywizji Syberyjskiej. Wpadł w ręce komunistów, ale udało mu się zbiec.
- Długa droga czekała stęsknionego za swą ukochaną ojczyzną polskiego żołnierza - opowiada Paweł Okupski. - Przez Mongolię, Chiny, Japonię i drogą morską powrócił wreszcie do swojego kraju, gdzie wstąpił do Wojska Polskiego i służył w nim w stopniu kapitana do 1928 r.
31 maja 1929 r. Liśkiewicz wstąpił do Straży Granicznej i otrzymał przydział na kierownika komisariatu w Rakowcu, wchodzącego w skład Inspektoratu Granicznego Tczew.
Tajny współpracownik Fude
Bezpośrednim przełożonym Stanisława Liśkiewicza był jego rówieśnik, komisarz Adam Biedrzyński, od 1928 r. oficer informacyjny Pomorskiego Inspektoratu Okręgowego SG w Czersku. Dodajmy, że inspektoratowi podlegał najdłuższy odcinek granicy Polski o długości 737 km, „obsługiwanych” przez 22 komisariaty i 115 placówek. Biedrzyński również był weteranem I wojny światowej, a także wojny polsko – bolszewickiej, podczas której otrzymał order Virtuti Militari. Od 1924 r. był oficerem polskiego wywiadu wojskowego w niemieckim wówczas Szczecinie.
Strażnicy graniczni prowadzili także działania czysto wywiadowcze, w ścisłym porozumieniu z Oddziałem II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego – słynną „Dwójką”. Z podkomisarzem Liśkiewiczem skontaktował się Bruno Fude, zamieszkały na terenie Polski były wachmistrz policji niemieckiej w Kwidzynie. Fude zapewnił pogranicznika, że dysponuje możliwością zdobycia materiałów, które z pewnością zainteresują polski wywiad. Liśkiewicz powiadomił Biedrzyńskiego o szansie pozyskania nowego współpracownika. Jego przydatność należało jednak najpierw potwierdzić.
- Pierwsze spotkanie miało miejsce w Rakowcu - wyjaśnia Marek Kordowski. - Nowy współpracownik chciał umożliwić kontakt z urzędnikiem starostwa w Kwidzynie, w obrębie obszaru eksterytorialnego w Korzeniewie (na drugim brzegu Wisły), gdzie znajdowała się polska budka celna. Tak jak ustalono, dwaj polscy oficerowie, osłaniani przez strażników, czekali na przybycie informatora. Po upływie pewnego czasu pojawił się Fude i oznajmił, że niemiecki urzędnik nie przybył ze względu na nieprzewidziane wcześniej okoliczności. Uzgodniono zatem termin kolejnego spotkania, na 24 maja 1930 r.
Miało się ono ponownie odbyć w Korzeniewie, pod osłoną nocy. Od rzeki do polskiej budki celnej szła droga przez niemieckie terytorium. Droga, budka i metrowy pas wokół niej były eksterytorialne. Ze względu na brak budynków mieszkalnych polscy strażnicy dopływali do pracy promem lub łódkami. Służba graniczna nie odbywała się całodobowo – przejście w tej miejscowości funkcjonowało do późnych godzin wieczornych.
Zielona twarz prowokatora
Melchior Wańkowicz, który opisał tę historię w książce pt. „Na tropach smętka”, zanotował relację żony komisarza Biedrzyńskiego o śnie w nocy poprzedzającej tragiczne wydarzenia. Śnie, w którym główną rolę odgrywały szare piwnice:
- „Prosiła męża, by nie wychodził z domu. Ucałował ją serdecznie i obiecał wrócić na dwunastą”.
Obaj oficerowie byli podnieceni akcją. W karczmie w Rakowcu wypili po parę kieliszków. Wisłę przepłynęli w rejonie Opalenia w asyście sześciu uzbrojonych strażników. Na drugim brzegu spotkali Fudego. Mimo ustaleń nie miał on przy sobie materiałów, które obiecał przekazać Polakom. Powiedział, że znajdują się one w budce paszportowej położonej już na niemieckim terytorium. Oficerowie zaczęli podejrzewać podstęp. Gdy dotarli do wskazanego obiektu przewodnik, niby przez pomyłkę, włączył na krótko lampę, dając sygnał niemieckim żandarmom. Fude przekazał Polakom bezwartościowy spis posterunków niemieckiej żandarmerii oraz maskę gazową, rzekomo nowego typu. Biedrzyński szybko uznał, że są one bez wartości, ale dał Niemcowi obiecany zadatek w wysokości 150 zł. Fude zaczął je podejrzanie długo liczyć. Wańkowicz pisze o jego twarzy, która zrobiła się zielona od strachu. Nagle otwarły się drzwi, a na korytarzu rozległ się okrzyk: „Hände hoch! Kriminalpolizei!...”.
- Polscy oficerowie cofnęli się do przylegającej obok pokoju komórki na opał, stamtąd bronili się strzelając z pistoletów - opowiada Kordowski. - W ich obronie stanęli strażnicy, którzy znajdowali się w pobliżu. Nie mogli jednak przekroczyć granicy, więc kierowali na wrogów serię salw z broni palnej. Liczebna przewaga była po stronie Niemców, pomimo to przez dłuższy okres czasu nie mogli unieszkodliwić swych przeciwników. Wobec beznadziejnej sytuacji i braku amunicji, Polacy poddali się i wtedy do bezbronnego podkomisarza Stanisława Liśkiewicza oddano strzał. Ciężko ranny oficer padł na podłogę. Pod gradem pocisków, Niemcy ewakuowali przez okno rannych, a później komisarza Adama Biedrzyńskiego.
Melchior Wańkowicz dodaje, że po postrzeleniu Liśkiewicza jeden z Niemców przyłożył rewolwer do głowy Biedrzyńskiego. Spadła iglica, ale pistolet nie wypalił. Potwierdziła to analiza na procesie sądowym. Podczas zajścia został też ranny jeden z Niemców nazwiskiem Sender. Liśkiewicz, trafiony w brzuch i kręgosłup, umarł dwa dni później w szpitalu w Kwidzynie. 30 maja w Tczewie odbyła się uroczystość pogrzebowa, która zamieniła się w patriotyczną manifestację. Ostatnia droga Stanisława Liśkiewicza prowadziła na „stary” cmentarz przy ul. 30 Stycznia.
Tymczasem komisarza Biedrzyńskiego przewieziono do więzienia w Elblągu. Wańkowicz porównał historię obu strażników granicznych do losów Krystiana Ludwika Kalksteina (1630 – 1672), pułkownika polskich wojsk koronnych, jednego z przywódców opozycji antyelektorskiej w Prusach Książęcych i rzecznika ich przyłączenia do Polski. Porwany z Warszawy przez agentów elektora brandenburskiego Fryderyka Wilhelma został stracony w Kłajpedzie.
Jakie przyczyny zajścia pod Opaleniem podała polsko – niemiecka komisja? Jak Liśkiewicza wspominał Adam Biedrzyński? Co stało się z pierwszym nagrobkiem zastrzelonego strażnika? O tym napiszemy w nastepnym odcinku
Reklama
Zdrada pod osłoną nocy. Jak graniczny incydent zamienił się w tragedię
TCZEW. „Słodko i zaszczytnie jest umrzeć za ojczyznę” – tę łacińską sentencję wykuto na jednym z grobów „starego” cmentarza w Tczewie. Kim jest pochowany w nim w 1932 r. Stanisław Liśkiewicz? W jakich okolicznościach zginął?
- Przemysław Zieliński
- 12.03.2012 07:42 (aktualizacja 18.08.2023 14:01)

Data dodania:
12.03.2012 07:42
Reklama
Reklama










Napisz komentarz
Komentarze