- W bardzo emocjonalnym wpisie na portalu tczewska.pl zarzuca pan inicjatorowi przeprowadzenia referendum populizm, twierdząc, że straż to „łapanie staruszek na czerwonym świetle” czy karanie przysłowiowej „babci z pietruszką”. Z drugiej strony czy może pan zaprzeczyć, że straż nie wystawia mandatów za przejście na „czerwonym” czy handlującym na chodnikach?
- W tym drugim przypadku nie ma w ogóle mandatów. W porozumieniu z władzami miasta wyznaczyliśmy miejsca, gdzie ludzie mogą handlować kwiatami czy papciami. Nikt tam nikogo nie goni, nikt nikogo nie kara. W Tczewie straż nigdy nie uczestniczyła w takich stereotypowych działaniach. Oprócz tego współpraca z policją obliguje nas do działań pod kątem ruchu drogowego m.in. w ramach akcji „Niechronieni uczestnicy w ruchu drogowym”. Od początku tego roku wystawiliśmy za przejście w miejscu niedozwolonym 18 pouczeń i 13 mandatów. Czy to dużo? Odnosząc się do słów pana Krzywkowskiego o naszej działalności posłużę się kilkoma przykładami. Straż Miejska w Tczewie posiada stronę internetową, za pomocą której można zgłaszać interwencje. I tak np. 28 lipca, godz. 15.14. „Miedzy budynkami (…) na ul. Armii Krajowej, od wczoraj na zakazie (na chodniku) stoi dżip o numerach rejestracyjnych (…) uniemożliwiając mieszkańcom przejście do śmietnika.” To jest sygnał mieszkańca. Czy mamy nie reagować? 28 lipca, godz. 23.49. „Na ul. Tetmajera w Tczewie chuligani drą mordę.” Czy też mamy to zbagatelizować? 27 lipca, godz. 15.23. „Bordowe daewoo zaparkowane jest w nieodpowiednim miejscu. Blokuje dwie trzecie chodnika. (…) Proszę o natychmiastową interwencję.” Takich zgłoszeń w tym roku mieliśmy 700. A pan Krzywkowski mówi, że zajmujemy się błahostkami.
- Dla osoby zarabiającej powiedzmy 2 tys. zł, 100-złotowy mandat to spore obciążenie. To powoduje, że w społeczeństwie istnieje przekonanie, że straż wyciąga od ludzi pieniądze za byle co.
- Na 4389 stwierdzonych wystawiliśmy ponad 2600 pouczeń. Po pierwsze profilaktyka. Prezydent czy Rada Miasta nigdy nie naciskali by straż była formacją represyjną i naprawiała budżet miasta. Czy pan uważa, że np. stanie pojazdu na zakazie zatrzymywania, w zatoczce przy dworcu to byle co? Zdarza się, że ludzie parkują w tym miejscu i idą na zakupy do galerii. Co godzinę nadawany jest komunikat, że witamy gości, ale jednocześnie prosimy by stosowali się przepisów. Do kogo można mieć pretensje? Do parkujących niezgodnie z przepisami czy do nas? Czy nauczyciel akademicki wydając testy studentom ma odwrócić się do nich plecami i powiedzieć: ściągajcie? (...)
Cały wywiad przeczytasz w papierowym wydaniu Gazety Tczewskiej!










Napisz komentarz
Komentarze