Odwiedziliśmy kobietę, którą spotkało nieszczęście. Na podwórzu posesji położonej przy ul. Krasickiego widać pozostałości stodoły. Kilkadziesiąt zwęglonych belek i sterty wełny izolacyjnej. Tamtej nocy, zanim na miejscu pojawiło się 38 strażaków z siedmiu interweniujących jednostek, ogień zdążył wedrzeć się na dach budynku mieszkalno-gospodarczego i wyrządzić spore szkody. Kilka, może kilkanaście minut później płomienie doszłyby pod okna mieszkania. A potem… strach nawet pomyśleć. Nikt tu nie ma wątpliwości, że doszło do celowego podpalenia. Bo co miałoby wzniecić ogień? Nocą, w obiekcie pozbawionym instalacji elektrycznej?
- U nas też podpalono stodołę, jakieś dwa miesiące temu. Spłonęła cała słoma – mówi mieszkająca po sąsiedzku kobieta. – To jest jakaś plaga.
- Na naszym terenie co rusz coś się pali. Podobno mieli nawet podejrzanego, ale nie było dowodów, więc go wypuścili – mówi Piotr, syn Felicji Karaś.
Cały tekst przeczytasz w papierowym wydaniu Gazety Tczewskiej!
Napisz komentarz
Komentarze