W trakcie ciąży nic nie wskazywało na przyszłe problemy zdrowotne dziewczynki. Przyszła na świat przez cesarskie cięcie w umówionym wcześniej przez lekarza terminie z uwagi na stan zdrowia jej mamy. Początkowo otrzymała 10 punktów w skali Apgar, później – za zabarwienie skóry lekarze odjęli jeden punkt.
Naczyniak na główce noworodka
- Zuzię wypisali z porodówki ze znamieniem na główce nad lewym uchem – wspomina Katarzyna Draheim, mama dziewczynki. - W ciągu trzech tygodni zrobił się z niego ogromny naczyniak jamisty, niezdiagnozowany w tym czasie, bo lekarze nie zrobili nawet USG. Jako że połączony był on z aortą główną, w rezultacie krew z aorty głównej nie dostawała się do całego organizmu. Zuzia nie była więc w stu procentach dotleniona.
Rodzice – po samodzielnych poszukiwaniach w Internecie informacji o tym schorzeniu - znaleźli lekarza w Łodzi i pojechali do niego.
- Zuzia zakwalifikowała się na operację – opowiada pani Katarzyna. - Jednakże przeprowadzona była ona za późno – niedotlenienie organizmu spowodowało już nieodwracalne zmiany w organizmie córki.
Serduszko bez przegród
Dodatkowo po jakimś czasie u 3,5-letniej wówczas dziewczynki w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie przez przypadek wykryto poważną wadę serca.
- Może gdyby lekarze tuż po porodzie porobili wszystkie podstawowe badania u noworodków, wszystkie wady Zuzi zostałyby wykryte wcześniej i może uniknęłaby wielu konsekwencji – zastanawia się pani Katarzyna.
Pół roku po diagnozie dziecko trafiło na stół operacyjny. Stan zdrowia Zuzi zaskoczył i przeraził samych lekarzy – w trakcie 10-godzinnej operacji okazało się, że jej serduszko nie było podzielone na przegrody, miało splątane żyły, przepływ krwi był niewłaściwy. To również powodowało niedostateczne niedotlenienie dziewczynki.
Na domiar złego podczas operacji Zuzia zatrzymała się wydolnościowo, krążeniowo i oddechowo.
- Na szczęście operowali ją wybitni specjaliści i wiedząc, że przyjmują dziecko neurologiczne z epilepsją przygotowali stymulator – wspomina pani Katarzyna. - Reanimacja była błyskawiczna.
Siedem dni oczekiwania, modlitwy i nadziei
Lekarze kazali czekać rodzicom siedem dni. Miały zadecydować o życiu dziewczynki.
Dokończenie tematu w Gazecie Tczewskiej z 16 lipca.

Napisz komentarz
Komentarze