- Czy poprowadzenie, skądinąd udanej kampanii prezydenckiej, to wystarczające kompetencje, by zostać premier Polski?
- Oczywiście sama kampania nie jest wystarczającą podstawą do tego, by być premierem. Pani Beata Szydło rozpoczynała pracą w samorządzie, potem była burmistrzem, jest też wieloletnim posłem. Przez lata zajmowała się finansami, najpierw u boku Aleksandry Natalli-Świat, teraz już samodzielnie odpowiadała w partii za sprawy finansów. Tę tematykę zna bardzo dobrze. Potrafiła w tym zakresie zjednać sobie grono współpracowników. To pokazuje, że ma dobre predyspozycje do tego, by sprawować najwyższe funkcje w kraju. Jeżeli pani doktor z Szydłowca może być premierem, to dlaczego Beata Szydło z Brzeszcza nie może nim być?
- Codziennie jesteśmy zasypywali kolejnymi sondażami. PiS ma przynajmniej kilka punktów przewagi nad Platformą. Pytanie jednak co po wyborach? Nie mają państwo obaw, że przy obecnym poparciu Platformy i dobrych notowaniach ruchu Kukiza o koalicję większościową w Sejmie będzie bardzo ciężko?
- Kilka sondaży z rzędu pokazało, że mamy ponad 10-proc. przewagę nad Platformą, co daje nam prawo przypuszczać, że możemy w przyszłej kadencji rządzić samodzielnie. To jest nasz cel. Oczywiście nie wykluczamy współpracy z innymi partiami, w szczególności z ugrupowaniem Pawła Kukiza. Jeżeli oni są antysystemowi, to chcę powiedzieć, że my także chcemy zmienić ten system. Jeśli Paweł Kukiz w końcu przedstawi program to myślę, że znajdziemy punkty wspólne. Nie ukrywam, że nie jestem zwolennikiem JOW-ów. Patrząc punktu widzenia terenu, np. Tczewa, oczywiście pewnie łatwiej byłoby się „przebić” do Sejmu. Teraz jak wiemy wygrywają duże aglomeracje. Nie można jednak patrzeć wyłącznie przez swój pryzmat, ale także z punktu widzenia całej Polski. Na dzień dzisiejszy JOW-y grożą zacementowaniem obecnego układu. Mandatami podzieliłaby się Platforma z PiS-em. Do tego mielibyśmy niespotykane pęknięcie Polski na pół. Na południowym wschodzie wszystkie mandaty zdobyłby PiS, a na północnym zachodzie wszystkie mandaty wzięłaby Platforma. Taki parlament nie może istnieć. Reprezentacja musi zostać zachowana. Nie rozumiem zwolenników Kukiza, bo dla nich to wcale nie jest dobre rozwiązanie.
- Paweł Kukiz, to dla pana sezonowy wystrzał w stylu Janusza Palikota czy osoba, która ma możliwość rzeczywistego zamieszania w politycznym kotle?
- Nie porównywałbym Pawła Kukiza do Janusza Palikota. Palikot wyrósł na próbie skierowania społeczeństwa polskiego w lewą stronę, a więc negowania wiary, kwestionowania kościoła, tradycji i patriotyzmu. Widać, że to się nie udało. Okazało się, że społeczeństwo, szczególnie to młode, jest w dużej części konserwatywne. Ostatnie badania wykazały, że dla młodych ludzi ważne są praca, pieniądze i kariera, ale najważniejsza jest rodzina, do tego ta tradycyjna czyli kobieta, mężczyzna i dzieci. Owszem młodzi uważają, że związki homoseksualne mogą istnieć, nie są rasistami, homofobami, ale gdy patrzą z własnego punktu widzenia, to cenią tradycję i rodzinę. Na tym ruch Kukiza wygrał. Poza tym cały czas mówiło się, że nie ma alternatywy, a PiS i PO jedno i to samo. Dlatego część młodych ludzi uznała, że potrzeba kogoś nowego. To są ruchy, które zmienią polską scenę polityczną. To jest też dobre dla partii, które muszą się zastanowić, gdzie zostały popełnione błędy. Platforma nie wyciągnęła z tego wniosków i już nie wyciągnie. Ostatnio pani posłanka Agnieszka Pomaska oświadczyła, że wszystko jest w porządku, a młodzi nadal popierają Platformę. Mam wrażenie, że są ślepi na to co dzieje się dookoła.
Cały tekst przeczytasz w papierowym wydaniu Gazety Tczewskiej!










Napisz komentarz
Komentarze