- Określacie siebie tropicielami „tczewiactwa”. Co to właściwie jest „tczewiactwo”?
- Gdybyśmy mogli krótko opisać tczewiactwo, ograniczylibyśmy się do wpisu na Nonsensopedii, a nie rozpisywalibyśmy się od prawie pół roku na blogu, bo opowiedzieć o tym zjawisku krótko po prostu się nie da. Każdego dnia, gdy przeglądamy tczewiackie media, zaskakuje nas samo to, że codziennie coś jeszcze zaskakuje nas w działaniach naszych samorządowców i powiązanych z nimi towarzystw. Ale dobrze, spróbujmy. Najkrócej tczewiactwo moglibyśmy opisać tak (za część użytego słownictwa dziękujemy Wikipedii): to skrzywiony stan ducha, stan skupienia materii twardszy od betonu i nieprzejrzysty stan finansów.
- Blog powstał w czasie kampanii wyborczej. Niektórzy od razu widzieli w was
przeciwników Mirosława Pobłockiego. Celem bloga jest tylko krytyka polityki
prezydenta Tczewa?
- Gdyby tak było, nigdy nie napisalibyśmy nic na temat Zenona Żyndy, Zbigniewa Urbana czy Mariusza Wiórka, którzy też byli „bohaterami” naszych wpisów. Osoba Jego Mirościwości często zaszczyca nasze wpisy z prostego powodu, jest prezydentem, a więc jednym z drapieżników najwyżej usytuowanych na drabinie pokarmowej tczewiactwa, nawet jeśli ostatni PiS, RiO i pelplińczycy z gniewskim wsparciem utarli mu nosa w powiecie. Jego działania mają ogromny wpływ na Tczew i jego mieszkańców i dlatego jesteśmy nimi szczególnie zainteresowani.
Cały wywiad przeczytasz w papierowym wydaniu Gazety Tczewskiej!










Napisz komentarz
Komentarze