czwartek, 25 kwietnia 2024 22:48
Reklama

Mamo, może razem pójdziemy do terytorialsów? Rodzinna służba WOT

Słowa słynnej piosenki „Przyjedź mamo na przysięgę” przez dziesiątki lat zachęcały wszystkie mamy do uczestnictwa w tej wyjątkowej dla każdego żołnierza uroczystości. Co jednak, kiedy to matka wraz z synem przysięga wierność Rzeczypospolitej? O rodzinnym zamiłowaniu do wojskowości rozmawialiśmy z szer. Justyną Thielmann z 7. Pomorskiej Brygady Obrony Terytorialnej.
Mamo, może razem pójdziemy do terytorialsów? Rodzinna służba WOT

Autor: PBOT

Skąd w ogóle pomysł na to, żeby wstąpić do WOT?

- Tak naprawdę od dziecka moim marzeniem było wojsko. Niestety kiedyś nie było możliwości, by kobiety mogły odbywać zasadniczą służbę wojskową, nad czym ubolewałam. Później pojawiły się dzieci, więc skupiłam się na nich. Teraz jeden syn jest kapralem po Legii Akademickiej. Drugi ma 18 lat, więc stwierdziłam, że teraz jest czas na mnie. Czas spełnić swoje marzenia.

 

Obaj synowie służą w wojsku?

- Jeszcze nie. Młodszy będzie miał 18 lat we wrześniu, ale raczej też będzie chciał służyć. Starszy jest zainteresowany służbą zawodową i z tą myślą poszedł na Akademię Marynarki Wojennej. Później pojawiła się ta Legia Akademicka i stopień kaprala. No i teraz stwierdził, że „mamo, może teraz pójdziemy? Jak chcesz spełnić swoje marzenie, to może pójdziemy razem?”. Dla mnie ten pomysł był super. I tak to wszystko wyszło.

 

Nie było żadnych oporów wśród najbliższej rodziny?

- Nie. Młodszy syn bardzo mi kibicował. Kiedy miałam chwile zwątpienia i myślałam, że nie dam rady, że nie mam już siły, to pisał „mamo, dasz radę”, „mamo, jesteś silna”. Starszy syn również okazywał mi wsparcie. Moja mama też wiedziała, że całe życie o tym marzyłam, więc również wspierała mnie w tej decyzji.

 

Służba w wojsku wiąże się z wyrzeczeniami, może być również niebezpieczna. Jak Pani jako matka zareagowała na decyzję syna o rozpoczęciu kariery mundurowej?

- Byłam w 100% przekonana, że podejmuje dobrą decyzję. Dodatkowo mobilizowałam go, żeby poszedł do wojska.

 

Nie było obaw?

- Nie. Powiedziałam nawet synowi, że jeżeli kiedykolwiek pojawi się możliwość wyjazdu poza granicę kraju, na misję, to również będę go w tym wspierać. Gdybym była żołnierzem zawodowym, sama chciałabym skorzystać z takiej okazji.

 

Czy przywiązanie do Ojczyzny i patriotyzm były obecne wcześniej w Pani życiu?

- Oczywiście. Jak najbardziej. Jestem Polką. Pamiętam, że od dziecka już kiedy były jakieś bale przebierańców w przedszkolu czy w szkole jako mała dziewczynka zawsze przebierałam się w różne mundury i bawiłam się pistoletami. Wolałam bawić się w wojnę, a zabawa lalkami to nigdy nie była moja bajka.

 

Może się zdarzyć, że rotacje będzie Pani odbywać razem z synem. To możliwe?

- Tak, jesteśmy w tym samym batalionie i chciałabym tutaj zostać. Poznałam kadrę. To wspaniali ludzie. Wyszkolili nas rewelacyjnie. Chwilami było ciężko. Musiałam ze sobą walczyć. Myślałam, że nie dam rady, że nie mam siły, że to nie dla mnie. Ale miałam wsparcie koleżanek i rodziny.

 

Czy od początku chciała Pani trafić do tej samej jednostki, co syn?

- Wiedzieliśmy, że chcemy iść do wojska razem, ale na początku nie wiedzieliśmy czy będziemy razem służyć. Poszliśmy do WKU na rozmowę wstępną. Syn wszedł pierwszy. Po wyjściu powiedział „Idę do Malborka”. I to było dla mnie ok. Ja chciałam iść do Słupska. Weszłam po nim. Żołnierz, który z nami rozmawiał był zaskoczony i powiedział „No, syn mówił, że przyjdzie mama, ale nie wierzę”. Kiedy potwierdziło się, że jestem mamą to zaproponowano mi również przydział do jednostki w Malborku. Zgodziłam się, pod warunkiem, że syn nie będzie miał nic przeciwko. Nie miał. I tak trafiliśmy razem.

 

Na szesnastodniowym szkoleniu byliście razem?

- Nie, on był na szkoleniu ośmiodniowym, ale widzieliśmy się na przykład na poligonie. Zawsze była krótka wymiana zdań „Mamo, jak tam?”, „Spoko”, „Dasz radę!”, „Super, tylko zmarznięta jestem i nie umiem strzelać”, „Nauczysz się”. I tak to było [śmiech]. Nawet koleżanki i znajomi widząc to byli pod wrażeniem i mówili „Super! Masz rewelacyjny kontakt z synem!”.

 

Co Pani czuła, kiedy pierwszy raz zobaczyła Pani syna w mundurze?

- To było rewelacyjne uczucie. Ja po prostu fruwałam. Nie potrafię tego dokładnie opisać. Była dumna z niego. Wiem, że przeszedł przez trudną Legię Akademicką. Kiedy pojechałam na przysięgę, okazało się, że syn schudł 15 kg. Nie było łatwo, ale byłam dumna z niego. Przed przyjazdem zostałam uprzedzona, że będę stała obok dowódcy, ponieważ syn został wyróżniony. Przysięgał na sztandar. Myślałam, że będę płakać, ale ostatecznie nie uroniłam żadnej łzy. Wręcz przeciwnie. Głowę miałam jakby ponad chmurami. Bardzo byłam z niego dumna. Tak, jak niektórzy chłopcy próbują uciekać przed wojskiem, przed tym mogę tak powiedzieć – naszym obowiązkiem, tak on sam chciał i poszedł. Tak teraz zrobiłam i ja. I mam nadzieję, że młodszy syn również wkrótce pójdzie do wojska.

 

To świetnie. Są zatem wspólne tematy do rozmów. A może pojawiają się pomysły wspólnego spędzania czasu w wojskowym stylu?

- Tak. Rozmawiamy o strzelnicy. Syn obiecywał podpowiedzieć mi kilka rzeczy, ponieważ został wyróżniony właśnie w strzelaniu. Spędzamy dużo czasu razem, ale teraz może być go jeszcze więcej. I więcej wspólnych pasji.

 

Czy było coś co Panią zaskoczyło podczas szesnastki?

- Zaskoczyło mnie to, że nie byłam najstarszą osobą podczas szkolenia. Myślałam, że jako kobieta po 40-tce będę najstarsza, a to była nieprawda. W moim wieku były trzy Panie, a jedna nawet po 50-tce. To było dla mnie ogromne zaskoczenie. Ta taka siła w kobietach. Wiadomo, że nie mamy tyle sił co młody, 18-letni chłopak. Ale instruktorzy stale nas motywowali. Myślałam, że ktoś mnie wyśmieje i powie „Boże, zwariowała. Na stare lata zachciało się jej do wojska”. Ale nie, nic takiego nie miało miejsca. Pierwsze dwa, trzy dni były trudne. Myślałyśmy, że nie damy rady. Ale teraz? Już jesteśmy po pętli! Każda z nas się stresowała. Czy wytrwamy? Czy damy radę? A teraz, po tym wszystkim raczej jest nam smutno, że to wszystko już się kończy. Było fajnie, mimo że było ciężko. Tu boli ręka, tam noga, do tego ramiona od noszenia kamizelki. Panowie też byli pod wrażeniem, że nosimy dokładnie taki sam ciężar, jak oni. To dla mnie też swego rodzaju sprawdzian. Nawet nie wiedziałam, że mam tyle sił.

 

A jednak się udało! Czy po tym szkoleniu widzi Pani swoje miejsce w wojsku?

- Ciężko na tym etapie powiedzieć jednoznacznie. Chciałabym się odnaleźć. Dostałam stanowisko radiotelefonistki i bardzo mi to odpowiada. Podobały mi się zajęcia z tej tematyki, ale też nie ukrywam, że zajęcia z ratownictwa medycznego czy strzelania były równie ciekawe. Chociaż to strzelanie jeszcze nie najlepiej mi wychodzi. Myślę też, że muszę jeszcze popracować nad kondycją fizyczną. W listopadzie zachorowałam na COVID. Moja kondycja spadła z tego powodu bardzo mocno. Dlatego szkolenie to dla mnie był nawet 200-procentowy wysiłek.

 

Gratuluję podwójnego zwycięstwa! Pokonania COVID i ukończenia szesnastki.

- Dziękuję. Na pewno duża w tym zasługa dowódcy, instruktorów, moich dzieci i kolegów oraz koleżanek. A miałam rzeczywiście taki jeden dzień, gdzie powiedziałam sobie, że nie dam rady. Panowie od 18 lat do 40-paru, którzy byli w mojej sekcji zaprosili mnie do pokoju i powiedzieli: „Słuchaj. Jesteśmy jednym zespołem, damy radę. Jak będzie trzeba to Cię zaniesiemy, ale podejdziesz do tej pętli. Nie odejdziesz. Jesteś ogniwem naszej drużyny, jednym z wielu”. Rozpłakałam się. To było naprawdę super. I udało się. Było ciężko, ale jestem dumna. Jestem bardzo szczęśliwa.

 

Czy było coś co najbardziej się podobało?

- Chyba wszystko. Chociaż najbardziej wszystkie rzeczy związane z taktyką na pętli. A mieliśmy trudną pętlę. Było mnóstwo śniegu i siarczysty mróz. Ale to było rewelacyjne.

 

Czy podczas tego szkolenia zdobyła Pani jakąś wiedzę lub umiejętności, o których można powiedzieć, że może się okazać przydatna w codziennym życiu?

- Tak. Myślę, że to pierwsza pomoc. Wcześniej, nigdy nie miałam defibrylatora w ręku. Dzisiaj wiem jak go obsługiwać, a przede wszystkim nie bałabym się pomóc komuś na ulicy. Defibrylatory coraz częściej wiszą w różnych miejscach publicznych. Kiedyś bym go nawet nie dotknęła, bo nie wiedziałabym co zrobić. Bałabym się, że zrobię komuś krzywdę. W tej chwili, nie. Teraz potrafiłabym udzielić pierwszej pomocy. To w życiu może być bardzo, bardzo przydatne. Wiem też jak stosować podstawowy sprzęt medyczny. To tego dochodzi ta świadomość, że mogę pomóc, że potrafię to zrobić, że mogę pokonać własne słabości.

 

Czy po powrocie do domu, będą na ten temat rozmowy z synem. Może jakieś wspólna porównywanie doświadczeń?

- Na pewno. Myślę, że usiądziemy chociaż jeden wieczór, albo dwa. Będę na pewno podpytywać co mogłam zrobić lepiej lub inaczej. Na pewno będą wspólne tematy do rozmów.

 

Rozumiem, że Dzień Matki będzie wspólnie spędzony na strzelnicy?

- Tak. Oczywiście. Albo gdzieś w terenie spędzony na taktyce [śmiech].

 

Szer. Justyna Thielmann wraz z synem, pełni służbę w 71 Batalionie Lekkiej Piechoty w Malborku od 30 stycznia 2021 r. Obecnie na stanowisku starszego radiotelefonisty. Na co dzień jest matką dwóch synów, pracuje w firmie Poczta Polska S.A.

 

Wszyscy, którzy chcieliby oderwać się od monotonii życia codziennego i część swojego czasu wolnego poświęcić służbie ojczyźnie, zapraszamy do skorzystania z projektu „Wakacje z WOT”. W okresie od czerwca do września odbędą się trzy szkolenia podstawowe dla kandydatów na pomorskich terytorialsów. W okresie: 26.06-11.07 w Słupsku, 21.08-05.09 w Malborku i 18.09-03.10 też w Malborku. To ostatni moment, żeby odbyć szkolenie w którymś z tych terminów. Można to zrobić poprzez rekruterów z 7 PBOT mł. chor. Jarosława ULEJCZYKA, tel. 608 675 465, st. szer. Katarzynę JUŁGA, tel. 509 689 291, lub poprzez swoją Wojskową Komendę Uzupełnień.

 

Rozmawiał szer. Maciej Boryń – 7 PBOT

 

Foto: 7 PBOT

 


Podziel się
Oceń

Reklama